szkolne mundurki oraz dress code w pracy i prasowanie :D
Katalog znalezionych frazWÄ tki
- agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
- Niema bezrobocia to tylko brak chętnych do pracy
- Bezrobocie nadal rośnie. 3,5 tys. osób bez pracy.
- Oferta pracy w Nowym Dworze Gdańskim
- Dojazdy do pracy z Nowego Dworu do Elblaga
- Oferta pracy - kelnerka/Krynica Morska
- Urząd pracy nie ma kasy na szkolenia i staże.
- prawo pracy młodej mamy
- Wybrać powrót do pracy czy rentę
- 26 latek szuka pracy...
- Oferta pracy w Katowicach
agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
Zastanawiam się co myślicie o obowiązku szkolnych mundurków. Ja co prawda jeszcze nie oddaję pociech do szkoły i nie muszę o tym myśleć, ale chodząc po ulicach i patrząc na grupy dzieciaków biegających w jednakowych koszulkach jakoś tak nie mogę zrozumieć PO CO. Macie swoje zdanie?
Ja chodziłam w fartuszku w liceum.
Nawet mi się to podobało.
Po co? Teoretycznie po to, żeby dzieci/nastolatki nie rywalizowały ciuchami. A rywalizują. Moja siostra w gimnazjum musiała mieć najlepsze rzeczy, dobrych marek, wszystko pasujące do siebie, torebka (żaden plecak!) itd.. Istna rewia mody! Teraz w liceum doszedł do tego jescze idealny makijaż.
Inna sprawa, że po szkole dzieciaki się przebiorą i i tak będzie konkurencja, przechwalanie i szufladkowanie innych.
no właśnie, TEORETYCZNIE żeby nie rywalizowano... ale przecież to nie jest realne, żeby nie rywalizowano. trzeba by ubrać wszystkich we wszystko identyczne, łącznie ze skarpetkami, plecakami, gumkami do włosów i zegarkami. Dla mnie to absurd i wyrzucanie kolejnych pieniędzy przez rodziców na cele pseudoszkolne
no właśnie, TEORETYCZNIE żeby nie rywalizowano... ale przecież to nie jest realne, żeby nie rywalizowano. trzeba by ubrać wszystkich we wszystko identyczne, łącznie ze skarpetkami, plecakami, gumkami do włosów i zegarkami. Dla mnie to absurd i wyrzucanie kolejnych pieniędzy przez rodziców na cele pseudoszkolne
dokladnie!
co z tego, ze maja np beznapisowe polowki nosic, jak jeden zalozy "zwykla" a drugi ze znaczkiem Hilfigera

Ja większego zdania nie mam.
Dzieci nie mam i pewnie mieć nie będę.
Sama w fartuszku chodziłam i mi (oraz moim koleżankom) się to podobało.
Na początku wiadomo - bunt i oburzenie - a potem już luzik. Tak się przyzwyczaiłyśmy, że nawet w dni, w które nie trzeba było zakładać fartuszka (np. dzień wiosny, czy przeróżne święta) i tak w nich chodziłyśmy. Więcej! Nie było mowy o określonych butach, ale oddolnie powstał niepisany zwyczaj noszenia drewniaków (zwykle białych, choć niektóre z nas miały kolorowe - ja miałam oliwkowe). Nie wiem, skąd te drewniaki, ale chodziło w nich 99% szkoły! Jak ktoś nie miał drewniaków, to wyglądał dziwnie i się za nim oglądano.
Zabawne to były czasy.
Po maturze rytualne palenie fartuszków, choć ja swój mam do dziś (żal mi było go niszczyć).
Miałyśmy też identyczne stroje galowe, określone przez szkołę.
W strojach galowych chodziło się na uroczystości religijne, święto szkoły, studniówkę, maturę.

EDIT:
Fartuszki były spoko.
Gorzej z resztą. Nie wolno się było malować, nosić długich kolczyków, malować paznokci, robić trwałej, farbować włosów... Wolno było mieć po jednym (max dwa) pierścionku na dłoni; jeden malutki kolczyk w uchu (koleżanka wyleciała ze szkoły za kolczyk w nosie). To było straszne.

Zdecydowanie za!!! Bardzo mi się to podoba i powinno być wprowadzone zarówno do podstawówek jak i gimnazjów.
Uważam, że powinno się ujednolicić garderobę, łącznie ze skarpetami -przecież nawet za granicą w dobrych szkołach z prestiżem noszą mundurki i noszą je na dodatek z dumą a nie wiecznie narzekają jak u nas.
Szkoła ma byc szkołą a nie rewia mody.
hmm.. dla mnie szkoła to nie rewia mody, i jestem za okreslonym strojem szkolnym..
nie koniecznie mundurek 9mój syn ma 4 okreslone kolory w jakich moze nosic ubrania, bez zadnych "dekoracji" typu zyg zak mc queen itd) i mi sie to podoba..\
W zasadzie dotyczy to bardziej starszych uczniów, zeby nie nosili spodni z krokiem w kolanach albo gołych brzuchów- dziewczyny..
a co na minus- wiaze sie to z zakupem nowych ciuchów, bo cale mnóstwo kolorowych ubrn bedzie noszone popołudniami.
Ale w sumie wystarcza nam 3 koszulki, 3 bluzki z dlugim rekawem, bluza, spodnie ma jednolite, dzinsy sa dozwolone, wiec luzik...
Wiadomo ze rywalizacja ciuchami jest, ale niech to ma miejsce (jesli juz) poza szkola..
Jestem przeciw, nie ma większego sensu. Sama jestem z fartuszkowego pokolenia i jakoś nie chroniło to rywalizowaniem. Jestem za określonymi zasadami ubierania.
Poza tym jest jeszcze walor estetyczny - dzieciaki wcale ładnie nie wyglądają.
Zresztą szkoła nie wojsko, żeby mundur nosić.
Dzieciaki jak chcą to i tak zauważą kto ma jaki plecak, buty, jakim samochodem rodzice przyjeżdżaja po dziecko, ile ma ona kasy na zakupy w sklepiku, gdzie spędza wakacje itd.
Pomysł mundurków już był za czasów min. Giertycha? Okazal się niewypalem: najpierw rodzice musieli się wykosztować na mundurki, często więcej niż jednen komplet dla dziecka, bo przecież kiedyś to trzeba prać, a dodatkowo w podstawowce po pół roku mudurek juz może byc za mały. Zakłady krawiecki liczyły zyski. Potem zniesiesiono obowiązkowe mundurki. I po co to komu było?
Nie wiem, czy koniecznie mundurki, ale jakiś dress code powinien być koniecznie. Myślę, że skoro wolności rodziców nie ogranicza, kiedy idą do biura, to można by to i dzieciom wytłumaczyć.
Odprowadzając młodego do przedszkola mijam gimnazjum - ostatnio obejrzałam się za jedną wchodzącą dziewczynką, bo wyglądała tak... biedniutko... blada, koński ogon, plecak, jakaś bluza. Musiałam się chwilę zasnanowić, zanim doszłam do tego, że wygląda NORMALNIE, jak ja wyglądałam i większość moich koleżanek w liceum, bez makijażu, bez farbowanych włosów, bez wymyślnych ciuchów.
jak można chodzić we własnych rzeczach, tylko w określonych barwach, to jest jeszcze w miarę ok. Rozumiem zakaz odsłaniania pępków czy wielkich dekoltów. Ale ja lubiłam w liceum wyglądać po swojemu - nosić pomalowane glany, farbować włosy. Co z tego, że zakazaliby farbować włosy. Znalazłoby się inny sposób żeby się wyróżnić - np. bardzo asymetryczna fryzura... Z tego wynika, że każdy zakaz można obejść. Fakt - podobają mi się uczniowie w Anglii - wszystko identyczne. Ale tu, w Polsce, ludzi nie stać na to, a państwo nie pomaga (no, może czasem rada szkolna zrobi zrzutkę na koszulkę...)
Ja sama w fartuszkach chodziłam chyba tylko w I kl. podstawówce, a to i tak tylko dlatego, że moja mama była ostatnią z tych, co wycofały się z tego pomysłu.
zaczęłam w ogóle ten temat, bo mam znajomego przedszkolaka, który ma obowiązkową koszulkę/ bluzę + czarne buty i SPODNIE OD GARNITURU. Nie jeansy, nie dres, garnitur do łażenia na czworakach i zabawy w piaskownicy! Raz babcia kupiła mu czarne jeansy, to tylko raz założył do przedszkola i od razu matka ochrzan odstała. to są absurdy. Kto wpada na takie pomysły???
Nana, to faktycznie jakis absurd!!!!
dziecku do przedszkola zakladałam spodnie dresowe, na gumce, zeby łatwo mu było w WC, zeby nic nie krępowało ruchów na placu zabaw..., zeby nie było szkoda pobrudzic...
co za bezsens...biedne te dzieciaki bawiące się w koszulach i garniturach ..

Uważam, że powinno się ujednolicić garderobę, łącznie ze skarpetami -przecież nawet za granicą w dobrych szkołach z prestiżem noszą mundurki i noszą je na dodatek z dumą a nie wiecznie narzekają jak u nas.
Od razu mi się przypominają wszelakie kreskówki japońskie.
Tam dzieci chodzą też po szkole w barwach swojej szkoły (tzn. nie lecą do domu się przebrać, ale po szkole idą razem gdzieś w szkolnych ciuchach).
Przypomniało mi się, że ja w podstawówce też chodziłam w fartuszku, ale to było tak dawno, że nie pamiętam, co o nim myślałam.
Tylko to były brzydkie fartuszki z takiego paskudnego nieoddychającego materiału.
I tarcza szkoły przyszyta i ew. odznaka wzorowego ucznia, albo opaska dyżurnego na ramieniu.

Hmm, ja nie do końca mam zdanie na temat.
Jeśli mam spojrzeć od strony ucznia to jestem na nie, pamiętam, że sama lubiłam się ubrać w określony sposób, czasem na kolorowo, potem miałam okres, że chodziłam na czarno i w glanach

Może chodziłam do takich szkół, gdzie nie było obnoszenia się z metkami i telefonami, a może po prostu te parę lat temu jeszcze inaczej wszystko wyglądało.
W liceum byli w klasie prawie sami chłopcy, a nawet jeśli ktoś był nadziany, to w życiu bym tego nie powiedziała akurat po ciuchach.

Pamiętam, że jak weszła te reforma z mundurkami, to cieszyłam się, że mnie to nie dotyczy.
Chyba zgodzę się, że jak ktoś chce się lansować to i pod mundurkiem znajdzie się metka, którą będzie widać, chyba nie ma potrzeby odgórnego narzucania dzieciakom kolorów i fasonów, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku i dobrego smaku.
A co do narzuconego stroju w przedszkolu, to chyba lekka przesada, nie wydaje mi się, że w takim wieku dzieciaki już zaczynają rywalizować na ciuchy (jeśli już to na zabawki), chyba że się mylę (?), a wiadomo, że priorytetem jest wygoda dziecka.

Ja uwazam, ze te mundurki to nieglupia rzecz. Co z tego, ze zawsze znajdzie sie cos czym mozna sie wyroznic. Chodzi o ogolna zasade, ze szkola to nie rewia modyi tutaj mozna sie wyroznic wiedza a nie wypasionymi ciuchami. Powinno sie przyjac jakis kod dotyczacy ubioru i makijazu. Pamietam jak bylam w liceum i mialam w klasie takie gwiazdy kasiaste, ktore chodzily wiecznie odwalone, wymalowane, i zadzieraly nosa. Co z tego, ze po szkole zawsze mozna nadrobic, to juz inna para kaloszy.
U mnie nigdy nie było mundurków, ale zawsze mi się to podobało. Rozumiem, że to wydatek, a jak jest więcej niż jedno dziecko to już całkiem spory, ale przecież dziecko w szkole też w czymś chodzić musi, przynajmniej nie niszczy ubrań tych codziennych. Zwłaszcza, że w szkole spędza ponad połowę dnia nieraz.
Nawet jak szłam do liceum to się długo zastanawiałam, czy nie iść do jednego liceum tylko dlatego, że były tam mundurki. Oczywiście nie był to mundur od stóp do głów taki sam dla wszystkich, ale były koszulki polo i bluzy polarowe na zimę. I nie chodziło mi raczej o nielansoawnie się dzieci, tylko o takie poczucie przynależności.
Jak oglądam jakieś filmy dokumentalne z Japonii, gdzie dzieci są poubierane w mundurki, łącznie z butami i skarpetkami to mi się to bardzo podoba. Ale to jest inna kultura, tradycja, tam nikt nie kręci na to nosem, a raczej nikt sobie nawet nie wyobraża żeby mogło być inaczej.
Jak byliśmy w Hiszpanii w podróży poślubnej, to też widzieliśmy grupkę dzieciaków (niektóre całkiem malutkie!) - wszystkie w mundurkach szkolnych. Nawet buty mieli identyczne!
Nie wiem, czy to była jakaś wyjątkowa szkoła, czy tez u nich to norma. Ale ta grupka wracająca z zajęć wyglądała uroczo. Właśnie tak jak te japońskie, bo skarpety i buty też takie same.

Już z mojej kadencji w szkole to był szał. Naprawdę rewia mody, a do tego tyłki na wierzchu i wszystko inne. Nie ciekawie... A z makijażem nie które dziełchy przesadzały. Byli nauczyciele, którzy przed wejściem do klasy oglądali nas wnikliwie i trzeba było zmywać zbyt intensywny makijaż oraz zakrywać to i owo

A co do mundurków rzecz może i dobra, ale u mnie w mieście tylko 2 szkoły wytrwały z mundurkami . Reszta po 3 latach zrezygnowała

A dodam jeszcze, że dzieciaki są naprawdę okrutne. Mój brat uważał za absurd kupowanie swojemu synowi ''oryginalnych'' rzeczy ( oprócz butów), gdyż mały szybko rósł . I co? W szkole koledzy wyzywali go od biedaków ! I to dzieciaki w 2 klasie podstawówki .

Zresztą na komunii był chłopiec w innej albie (nie wielka różnica, ale dzieciaki zauważyły) i nikt nie chciał stać koło niego w ławce, a przy zdjęciach pytały fotografa czy ten ''inny'' musi być z nimi na zdjęciu i psuć wygląd !
Na pewno jestem za ograniczeniami ekspresji

u nas też kolory szkolne, nadruki mogą być i dobrze, bo ciężko kupić bez nich
Zresztą na komunii był chłopiec w innej albie (nie wielka różnica, ale dzieciaki zauważyły) i nikt nie chciał stać koło niego w ławce, a przy zdjęciach pytały fotografa czy ten ''inny'' musi być z nimi na zdjęciu i psuć wygląd !
No, widac, ze dzieciaki przygotowane duchowo do przyjecia komunii, nie ma co

Olenkita ale najbardziej wq mnie to, że rodzice nie reagowali . Mój bratanek na szczęście nauczony na swoim doświadczeniu przygarnął kolegę z klasy.
n a u nas rodzice maja chyba gdzieś wytyczne szkoły, i ubieraja dzieci jak chcą.. a moj syn dzis mowi, ze jest "frajer" ze chodzi w czarnej koszulce.... Matko!!!!!
U nas całe szczescie nie spotkałam sie ani razu z dyskryminacją kogokolwiek za nieposiadanie oryginalnych , tzn "markowych" ciuchów, mój syn chyba jeszcze nie kuma o co w tym chodzi...
a ja mu nic takiego nie kupuje, bo wyrasta z ubrań szybko, i w sumie po co..."niemarkowe" tez mogą byc ładne i trwałe..
Zwłaszcza pięknie wyglądają mundurki z naderwanymi kieszeniami, kołnierzykami itp itd. A to praktycznie dla coponiektórych codzienność. A niech się dziecko wywali - dżinsy otrzepie i będzie mało widać, z mundurkiem trochę gorzej. A jak dziewczyna będzie chciała się na siłę wyróżnić - znajdzie sposób (chociażby oderwanym guzikiem i wydekoltowaną bluzką pod spodem).
najlepszy pomysł wg mnie to tak jak Aniąt napisała.
Olenkita, i co z tego, że miałaś w klasie 'gwiazdy kasiaste'? każdy ma. (ja miałam nawet całą klasę - włącznie ze mną tylko 2 osoby mieszkały w bloku na małym metrażu - inne w podwarszawskich willach lub warszawskich apartamentach "żeby nie miały daleko dojeżdżać") one nie znikną od tego, że się je w mundurki ubierze!
Pewnie , ze nie znikna. Nie o to zreszta chodzi

Ale zasmakuja troche skromnosci i poczuja, ze szkola to nie jest teren do popisowek.
Łudzisz się

Popiszą się czymś innym - wiem, bo jestem z "fartuszkowego" pokolenia.
Mi też podoba się tak jak pisze Aniąt.
Teraz krótko (idę ratować córę z opresji

A ja Wam powiem tyle, że rodzice powinni trochę więcej się dzieckiem interesować. No ok potrafię zrozumieć, że nie których stać, ale jakąś skromność w dziecku niech zakiełkują. A przede wszystkim szacunek i wyrozumiałość dla innych.
Już nie wspomnę żeby przypilnować nastoletnie córki z makijażem.
U nas w szkole za naderwaną kieszeń, czy brudny kołnierzyk leciało się do dyrektorki na dywanik.
Serio. Tak samo za makijaż i resztę.
I muszę przyznać, że akurat mnie to skromności nauczyło aż nadto.
Nie nosiłam długich kolczyków całe lata. Choć w podstawówce owszem.
Przestałam nosić pierścionki. W podstawówce miałam praktycznie na każdym palcu.
W liceum przestałam, a wróciłam dopiero jak dostałam zaręczynowy i obrączkę.
Malować to się nigdy nie malowałam. Dopiero teraz się uczę.
Może to wina szkoły, a może i bez niej też bym tak miała. Nie wiem.
Olenkita napisał:
Ale zasmakuja troche skromnosci i poczuja, ze szkola to nie jest teren do popisowek.
Łudzisz się
dokładnie

Smużka, ja w efekcie zakazu farbowania chodziłam w dwukolorowych włosach - w połowie blond (od końcówek w górę), w drugiej połowie brąz (od nasady w dół), więc możecie sobie wyobrazić jak szalenie estetycznie to wyglądało

Moja koleżanka pisała piórem i zawsze miała cały palec na czarno zafarbowany, bo jakoś tak trzymała pióro, że stalówki dotykała.
Też nie wyglądało to estetycznie, ale co zrobić? Nawiasem mówiąc do tego palca dyrektorka też sie kiedyś przyczepiła, ale w końcu odpuściła, bo kumpela nie umiała go domyć, a nie chciała pisać długopisem.
Rozumiem, że w zwykłych ciuchach się kieszenie nie odrywają, ani guziki?
Ja nie wiem, cze celem była tu estetyka (we wprowadzeniu mundurków). Nie zastanawiałam się.
to nie jest kwestia ponoszonych kosztów, to jest kwestia naszej chorej mentalności, że jak coś jest obowiązkiem, to trzeba od razu to zanegować. W mojej szkole były mundurki od początku reformy-błękitne koszulki polo na ciepłe dni(bardzo ładnie i twarzowo wyglądli w tym wszyscy) i kamizelki na chłodniejsze dni. dzieciaki wyglądały super, ale rodzice tego nie wytrzymali-no bo jak to, on markowe ciuchy kupuje po kilka stów a komu się dziecko pochwali i wywyższy skoro zakrywa to mundurek? Jeden o mały włos dyrowi oczu nie wydrapał, bo on nie o taką Polskę walczył, aby dziecko mundurek nosiło(zwłaszcza on, z rok starszy ode mnie...)córka mojej przyjaciólki mieszkająca w UK, nosi od 4 roku życia mundurek, marynarkę, koszulkę, spódniczkę podkolanówki albo połgetry na zimę-można poszpanowac co njawyżej butami-choć i tak nie za bardzo, bo jest jeden kolor narzucony-czarny.moja przyjaciółka powiedziala, że to jest kapitalny pomysł, owszem wydała na zestaw trochę pieniążków, ale mówi, że oszczędza na pozostałych ubraniach, nie ma fochów typu:ja tego do szkoły nie założę, bo się ktoś tam będzie śmiać; wszyscy nosza to samo. a wyglądaja te dzieciaczki w tym przecudnie. uważam, że skoro na farbę do włosów, kosmetyki do makijażu ew. tipsy z ozdobnikami maja, to 49 zł na mundurek też... kwestia podejścia, pokazania, że to jest szkoła a nie plaża czy też dom publiczny, że tak jak w firmie obowiązuje dress-code tak i w szkole tez powinien.
Fresita-bingo! W stu procentach sie zgadzam!

Nie jestem taka pewna, że to absolutnie jest kwestia kosztów: w znajomej szkole mundurek miał składać się z marynarki i spódniczki/spodni. Koszt to ok. 100 zł. (nie pamiętam dokładnie, ale tego rzędu kwota). Wielu rodziców w roku musiałoby kupić po 2 sztuki, bo albo dzieciak zniszczył albo wyrósł. A co jak w domu np. czworo dzieci?
Normalne, "cywilne" ciuchy można kupić używane, dostać od znajomych, których dzieci wyrosły, uszyć samemu - i w ten sposób zaoszczędzić. Przy tych mundurkach się nie dało.
Choć, tak na marginesie, jak wprowadzano obowiązkowe mundurki w 2007 r. to niechęć wśród moich znajomych budził nie tyle sam pomysł, ile osoba autora (min. Giertych)
a tenże autor tak przez większość opluwany był jednym z najlepszych ministrów edukacji jak był


Smużko, ale bluzkę by u nas można było zmienić nawet od ręki, a mundurek nie da się tak. poza tym jak jedną rzecz nosisz przez prawie 10 msc to jest trochę mniej odporna na zniszczenia niż bluzka, która zakładasz co jakiś czas.

co do giertycha to fakt

u nas mundurek kosztował chyba ok 300 zł.
W mojej szkole były mundurki od początku reformy-błękitne koszulki polo na ciepłe dni(bardzo ładnie i twarzowo wyglądli w tym wszyscy) i kamizelki na chłodniejsze dni. dzieciaki wyglądały super,
, to 49 zł na mundurek też...
w znajomej szkole mundurek miał składać się z marynarki i spódniczki/spodni. Koszt to ok. 100 zł. ([/size]
pewnie powiecie, że wybrzydzam, ale ja nienawidzę spódniczek. W życiu byłam zaledwie kilka razy w czymś takim. Dostałabym na głowę, gdyby kazali mi przez 10 miesięcy w roku nosić spódniczki. Mam chorowite stawy kolanowe i nawet latem chodzę w długich spodniach, bo inaczej przewieje mi kolana i będzie wykręcać ból. W jaki sposób miałabym ochronić się przed niewygodą i bólem? Powrót do góry
a jakbys mieszkala np. w anglii to nie dostosowalabys sie jakbys musiala? mojej przyjaciolki corcia ma chabrowy mundurek-tez cudnie w nim wyglada

może i bym się dostosowała, jakbym miała cień wyboru (spodnie lub spódniczka, błękity lub zielenie - zamiennie).
ale ja dostosowywać się nie znoszę. Dlatego nie wybrałam zawodu mundurowego


Nie pamiętam, czy to Gok czy ktoś inny, ale mówił bardzo ważną (prawdziwą) rzecz.
Cenę danej rzeczy podziel przez ilość razy, jaką ją użyjesz (żeby mieć koszt jednorazowego założenia ubrania). W ten sposób byle sweterek wyjdzie dużo droższy niż mundurek, który się nosi codziennie.
W sumie to 'najtańsze' są obrączki ślubne.

Smużka, fajne


I właśnie to jest ten problem Nana. Ty byś się nie dostosowała. Jeśli coś ma się poprawić to nie powinno być '' ja bym się nie dostosowała'' itp. Właśnie w tym problem. Poza tym o ile dobrze pamiętam to mundurki były wybierane przez dyrekcje szkoły w porozumieniu z rodzicami. Co do ceny jak i do wzoru. Przynajmniej u nas w mieście

Poza tym mundurki są dosyć mocne i wytrzymałe. Nie niszczyły się tak szybko. A w szkole u mojego bratanka dzieci, które wychodziły ze szkoły zostawiały swoje mundurki dla młodszych, których rodziców nie stać. Była też pomoc finansowa dla takich dzieci.
dokładnie elemka

ja też jestem za mundurkami
Ja też jestem za mundurkami. (Chodziłam do tej samej szkoły, co Smużka.)
Myślę, że dużo zależy od nastawienia rodziców, bo jeśli oni są przeciw i go różnie wyrażają, to jak ma się dziecko dostosować. Chciałabym, aby jednolity szkolny strój (niekoniecznie workowaty fartuch) był czymś normalnym. Tak jak pisały dziewczyny, szkoła to nie rewia. Jak nasze pokolenie chodziło do szkoły, wydaje mi się, że pępków na wierzchu było mniej. A teraz - nie dość, że pępki na wierzchu, to siądzie takie dziewczę w ławce i osoba z tyłu ogląda jakie ma stringi...
Cenę danej rzeczy podziel przez ilość razy, jaką ją użyjesz (żeby mieć koszt jednorazowego założenia ubrania). W ten sposób byle sweterek wyjdzie dużo droższy niż mundurek, który się nosi codziennie.
nie wyjdzie, bo sweter i tak musisz kupić.
elemka, pomoc finansowa to w dużej mierze fikcja - na wszystko trzeba mieć odpowiednie świstki, bo inaczej nie przyznają.
Agrafka, ale kto mówi o pępku na wierzchu, wg mnie taki ubiór do szkoły nieodpowiedni, ale czy trzeba go od razu tępić mundurkiem? a widoczne stringi/majtki z tyłu to nie tylko wina od razu dziewczyn, ale producentów(!) spotkać normalne, dopasowane dżinsy nie-biodrówki, to dla mnie wyczyn, a w dobrej cenie - prawie cud. ja sama mam może 2 pary - jedne calvina kleina, drugie levisa (żadne nie kupione w Pl), bo niestety(?) mam szerokie biodra i wcięcie w talii.
ps. a tak z ciekawości - do jakiej szkoły chodziłyście? dnia Sob 11:01, 10 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz Powrót do góry
strzyga,
Ale jak nosisz sweter codziennie do szkoły, to się zniszczy i zdążysz kupic ich kilka.
Jeśli dzieciak chodzi w mundurku/fartuszku to zniszczenie rozkłada się, rozcieńcza i możesz zużyc mniej swetrów w tym samym czasie.
Do L.O. SS Nazaretanek.
ale sweter i tak zakładasz, nosisz (po szkole bez niczego na wierzchu), pierzesz itp. i tak samo musisz mieć na zmianę, bo nie chodzisz tylko w jednym.
ja też zastanawiałm się nad pójściem tam dopóki nie wpadł mi w ręce folder tej szkoły


Rozumiem, że szkoła prywatna może narzucać mundurki, ale osobiście nie życzę sobie, żeby tak robiła szkoła publiczna. Określone zasady dotyczące stroju powiny być - i tu się każdy zgadza. Noe rozumie czemu popadacie w skrajność mundurki albo pępki i biusty na wierzchu.
Ja nie miałam wyboru.
Rodzice zadecydowali o mojej szkole.
I była to ostatnia ich decyzja o moim życiu.
Więcej do powiedzenia nie mieli już nigdy i mieć raczej nie będą (przez 10 lat nie mogłam im wybaczyć, że wybrali za mnie liceum).
Smużka, ja miałam ograniczone pole wyboru. Chciałam iść do Reja (nie wiem jak teraz, kiedyś dość dobre liceum, w czołówce), ale mama się nie zgodziła, bo (!) przechodziła kiedyś obok i słyszała przeklinającą młodzież (!) i poszłam do Norwida (liceum dobre jakieś pokolenie wstecz). Różnica w rankingu kilkadziesiąt miejsc. Moja mama posunęła się o krok dalej - wybrała mi jeszcze studia i do dziś się czasem zżymam co by było gdyby było...


Fiamma - w szkołach publicznych takąż decyzję nie podejmuje dyrektor tylko Rada Rodziców. Rada Rodziców - to trójki klasowe (rodzice) z wszystkich klas danej szkoły.
U nas podjęli taką decyzję już wiele lat temu (jak przyszłam tu do pracy to mundurki już były). W tym roku sporo pierwszaków ma mundurki z "drugiej" ręki" - argument wysokiej ceny odpada ( u nas oczywiście). Średnio starcza na 2-3 lata (na rok jak młodzież zgubi). Na mundurku figuruje tarcza szkoły. Nie ma problemu z zidentyfikowaniem w szkole naszego i "cudzego" ucznia.
Strzyga - co do ilości ubrań - (u nas są tylko "nakładki"- kamizelka - tunika), jak posyłasz dziecko do szkoły z pełnym mundurkiem czyt: spódnica/spodnie, sweter, polo itp. (kupujesz np. 2 zestawy ) to owszem kosztuje, ale do domu kupujesz zdecydowanie mniej. Ze 2 zestawy wyjściowe i jeden domowy. No, chyba że po domu śmigasz w tym w czym wychodzisz. U nas zawsze był zwyczaj "przebierania" się w domu - jakiś dres,koszulki, jakieś "gorsze" ubrania do piaskownicy, wyjściowe na spacer, wspólne wyjścia, zajęcia pozalekcyjne. I następowała rotacja ubrań. Te zużyte (sprane, może lekko poplamione) ubrania przechodziły jako "domowe" lub "podwórkowe" a kupowało się "wyjściowe". Przy pełnym umundurowaniu - koszt byłby zbliżony - ponieważ liczba ubrań jakie trzeba by zakupić byłaby zbliżona.
Co do zasadności mundurka pisała nie będę - Fresita, elemka, agrafka - napisały chyba wszystko.
Nana - tak na marginesie - prawa polskiego też nie zamierzasz przestrzegać bo trzeba się dostosować a Ty nie znosisz się dostosowywać? (owszem przejaskrawiam)
A może należy zacząć uczyć dzieci że nie zawsze robimy to na co mamy ochotę i norm społecznych należy przestrzegać. Może mniejsze wtedy będziemy mieć problemy z nastolatkami.
Nana - tak na marginesie - prawa polskiego też nie zamierzasz przestrzegać bo trzeba się dostosować a Ty nie znosisz się dostosowywać? (owszem przejaskrawiam)
A może należy zacząć uczyć dzieci że nie zawsze robimy to na co mamy ochotę i norm społecznych należy przestrzegać. Może mniejsze wtedy będziemy mieć problemy z nastolatkami.
nie zabijam, nie kradnę, przechodzę na zielonym i płacę podatki. Więc nie jest chyba ze mną aż tak źle

Ale mundurki to dla mnie przedobrzenie. Cieszę się, że sama nie musiałam przechodzić przez to, bo wiem, że bardzo bym się męczyła. Miałam swój styl - nawet jeśli nazwać go buntowniczym.. był mój i dobrze się w nim czułam. Masa moich znajomych chodziła ubrana jak im się podobało i wszyscy wyszli na ludzi - nikt nie trafił za kratki dlatego, że nosił skateowskie spodnie, albo miał dziesięć kolczyków w uszach. A i większość z tych charakterystycznych ludzi (przynajmniej u mnie w szkole) była na wysokim poziomie nauki i KULTURY, więc nauczyciele nie czepiali się i nie traktowali inaczej niż tych grzecznie ubranych.
Dla mnie ważne jest, żeby być czystym i nie biegać półnagim. A reszta niech będzie do wyboru.
Obecnie pracuję w pracy z klientami. Widzę, że czasem osoby nowo przyjęte chodzą "zbyt krótko" (dekolt i spódniczka) alb bluza dresowa. Wiem, że tak nie można, bo normy nakazują jakąś kulturę. Więc nie widzę problemu, żeby takich upomnieć i żeby samemu chodzić w czystym, nie wyzywającym, ale z drugiej strony nie nudnym. I wszystko jest ok. W szkole tak samo można pracować nad młodzieżą (ale to powinno wyjść z domu, a nie z zakazów szkolnych). Masz wyglądać tak, żeby nie gorszyć, nie śmierdzieć, nie rozpraszać np. stringami. Jak to wszystko jest ok - to ja problemu nie widzę.
Tylko, że my piszemy (chyba???) o różnym wieku naszych dzieci. Ja o podstawówce i gimnazjum, a Ty o szkole średniej.
Może gdyby tych Twoich klientów ktoś w wieku szkolnym nauczył gdzie i jak się ubierać nikt nie musiałby musztrować dorosłych ludzi, bo petent - klient sam wiedziałby co wypada a co nie.
Nie mam nic przeciwko byciu ekscentrycznym, ale po szkole i pracy. Jakby wyglądała asystentka dyrektora ( noo, np. w KGHM) w glanach, porwanych spodniach i ze stojącymi włosami? Sama do pracy śmigam w spodniach - dżinsach (siadam z dzieciakami na dywanie, pokazuję ćwiczenia, maluję farbami etc. ) i t-shirtach, ale na zebrania z rodzicami - ubieram się elegancko (z szacunku do tych ludzi).
I dlatego właśnie mundurki są ok - uczą dzieci że na wszystko jest miejsce i czas. Dorosłym nie trzeba byłoby zwracać wtedy uwagi.
no fakt, ja mówię o nastolatkach. Z młodszymi nie mam styczności, więc nie wiem a i sama nie sięgam tak daleko pamięcią

Szacunek do rodziców - fajnie. Ale szacunek do rodziców można wyrazić też w szkole ubiorem, nie koniecznie identycznym jak reszta klasy. Lepiej jest chyba, jak dziecko samo dojdzie do tego, że należy wyglądać porządnie, niż zostanie do tego zmuszone. jeszcze raz powtarzam - ciężar wychowania powinien być na barkach domu rodzinnego, a nie szkoły.
channel, ja w 98% po domu chodzę w tym, w czym wychodzę /teraz się trochę zaciera, bo żadko wychodzę w ogóle/.
i nie bardzo rozumiem - jeśli to są 'nakładki', to przecież i tak trzeba kupić rzeczy pod spód. A nawet jeśli nie, tylko pełny strój, to potem i tak się dziecko w domu przebiera, żeby gdzieś wyjść.
ja chodziłam w mundurku: nakładce - tunice(?) z długim rękawem, ale pod spód codziennie musiałam przecież założyć normalne ciuchy - spódnicę, bluzkę. jakoś to ilości potrzebnych ubrań nie zmniejsza. (a w moim przypadku zwiększyło, bo trzeba było dokupić kilka spódnic)
o takie paskudztwo:

Uploaded with ImageShack.us
w wersji na wyjścia to była granatowa spódnica i biała bluzka z kołnierzem:

Uploaded with ImageShack.us dnia Sob 17:05, 10 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy Powrót do góry
Nie uważam tego za skrajność. Koło mojego osiedla jest liceum, gimnazjum i podstawówka. Przeraża mnie fakt, że co raz młodsze dzieciaki ubierają się ekhm niestosownie ? To rodzice powinni o to zadbać żeby dziecko szło ubrane do szkoły tak jak powinno się tam chodzić ubranym. A jeśli oni tego nie robią to niech pozwolą szkole zadbać o wygląd- mundurki. Nie mam na myśli glanów itp. TYlko za przeproszeniem Dupska na wierzchu, cycków i do tego makijażu jak pierwsza lepsza pani lekkich obyczajów. Tak wyglądają realia i nie tylko w liceum, ale już w gim. Ba nawet w podstawówce zaczyna się rewia. 11 i 12 latki maszerują z tipsami.
Fiamma75 no właśnie to rodzice nie przestrzegają ubioru. Oni powinni zwrócić uwagę w co ubiera się ich dziecko. A im się nie chce! Albo sądzą, że skoro to szkoła publiczna to nic im nie wolno narzucić. Paradoks, a potem szok jak córka lat 16 pije, pali itp. Samym ubiorem pokazuję swą dorosłość potem to już z górki.
Strzyga nie wiem kal to u Was wygląda. W szkole u mego brat. tak było i o fikcji czy zaświadczeniach nie było mowy. Jeśli nie dociera już do ludzi tłuczenie non stop i rodzicom i dzieciom, że to nie jest odpowiedni strój, a nadal się to powtarza to ja jestem za !
A na marginesie całkiem nie dawno oglądałam program o ciuchach dla dziewczynek z podtawówki. Szczerze? Zgięło mnie to! Jakie ciuchy są produkowane np dla 9 latek !
strzyga, minuty nie wytrzymałabym w czymś takim

elemka, to może zamiast mundurków wystarczy zarządzić, żeby spodnie/spódniczki były min. za kolana, dekolt standardowy (jak w polo), bluzka/bluza/sweter za dupsko. I koniec. I tego rygorystycznie wymagać. Bez wnikania w kolorystykę i markę. cycki i gacie się schowają.
Ale zażarta dyskusja

Z ciekawości spytałam męża o zdanie i też jest za tym, by obowiązywały jakieś zasady, jeśli chodzi o strój do szkoły. Powtarzam, nie chodzi mi o workowaty fartuch czy coś innego w czym wygląda się fatalnie, ale żeby jednak nie było miejsce na rewię. To moja opinia.
Co da zasad panujących w szkole, mój mąż dodał jeszcze, że uczniowie powinni nosić identyfikatory.
Nie chce mi się przerzucać zdjęcia - link do mojej szkoły. To zdjęcie pochodzi ze ślubowania klas I w tamtym roku. Dzieci mają białe bluzki - dziewczyny tuniki ( w normalny dzień wkładają je do spodni, spódnic i zwykłych bluzek), chłopcy mają zwykłe spodnie (jakie kto ma) białe koszule i kamizelki.
http://sp10lubin.edupage.org/photos/?gallery=32&photo=album
Strzyga - tak pod tunikę, kamizelkę zakłada dziecko "zwykłe" ubrania które trzeba kupić, ale on kosztuje 60-70 zł na 2-3 lata. Chyba da się przeżyć tę cenę prawda?
Mój szwagier (obecnie 4 klasa) chodzi do prywatnej szkoły katolickiej i tam mają mundurki (koszulki polo z logo szkoły). Zawsze jak go pytałam czy mu się podoba ten mundurek, czy w ogóle o to, to był zadowolony, że są mundurki i nigdy nie narzekał. Mi się wydaje, że największy problem z mundurkami to mają właśnie rodzice (rozumiem kwestię finansową, ale to chyba też trauma z dzieciństwa, tylko ze to trochę inne czasy były) i zbuntowane nastolatki, które nie mogą poświecić cyckami przed kolegami z wyższej klasy.
Też uważam, że mundurek nie powinien być byle jaki, na odwal się, typu jakaś kamizelka, czy fartuszek. Ale koszulka ładna z kolo szkoły jest już ok. Wiele nie trzeba a wprowadza jakiś ład.
Co da zasad panujących w szkole, mój mąż dodał jeszcze, że uczniowie powinni nosić identyfikatory.
U nas tarcza szkolna na tunice/kamizelce jest jednocześnie identyfikatorem.
ika, ale co dla jednego jest ładne, dla innego nie jest! Dla mnie to, co pokazała channel w wersji dla dziewcząt jest paskudne (zwłaszcza jak zobaczyłam jak wisi na małej dziewczynce na którymś zdjęciu z kolei).

różne są podejścia: moja wychowawczyni twierdziła, że brzydko wygląda to, co wystaje spod mundurka i nie można było założyć nawet długiej spódnicy (spodnie można było tylko jeśli tego dnia się wyjeżdżało). trauma to jakaś straszna nie była, nie zostałam długo w tej szkole z zupełnie innych powodów. Tym nie mniej nie widzę sensu w takim ujednolicaniu wszystkich i wszystkiego.
channel, nie o to mi chodziło


No tak strzyga, wiem o co Ci chodzi. Ale napisałam, tez że mi się właśnie kamizelki lub tuniki nie podobają, bo i tak pod to trzeba coś ubrać i to już różnie z tym bywa jak to wygląda.
Dla mnie w ogóle najlepiej wyglądają dzieci ubrane wszystkie identycznie, w mundurki od stóp do głów. Robienie mundurka niejako na siłę, że jest kamizelka to już jest mundurek mi się nie podoba. Oczywiście, że nie każdy musi się ze mną zgodzić.
I cała reforma dotycząca mundurków o ile może w moim mniemaniu była dobrym pomysłem, o tyle wprowadzenie tego w życie niekoniecznie było proste, a może wręcz i spisane na porażkę. Bo ludzie nie mają pieniędzy na taki wydatek, dlatego w wielu szkołach poszło się na łatwiznę, a że nie koniecznie mundurki były ładne to dzieci w tym nie chodziły. Zresztą też tego nie pilnowano i dlatego pomysł upadł.
Ogólnie jakbym trafiła do szkoły gdzie są jednolite mundurki dla wszystkich i to na prawdę ładne to z chęcią bym w tym chodziła.
Zresztą byłam harcerką parę lat i mam sentyment do munduru. Zawsze uwielbiałam momenty, kiedy trzeba było ubrać mundur, kiedy wszyscy byli w niego ubrani.
Wiem, że to nie to samo, ale jednak mundur, czy mundurek daje poczucie przynależności i niejako jedności z druga osobą która go nosi.
Nana ok tylko wiesz jak to jest w szkole? Jak chodziłam do liceum i nauczyciele kazali zmyć zbyt wyzywający makijaż to na drugi dzień przylatywali rodzice z awanturą, że to jest gnębienie, że żyjemy w cywilizowanym, wolnym kraju i nikt nie będzie jej dziecku nakazywał czegokolwiek. I tak samo było ze strojem. Wprowadzane były różne zakazy i nakazy. Niestety rzadko kto je przestrzegał. A nauczycielki nie raz słyszały od rodziców, że jak one są flejami to nie znaczy, iż dzieci mają być takie same. Ot tak to wygląda.
Chyba, że masz inny pomysł na nakazy? Bo słowne, pisemne nie działają...
Zgodzę się ze strzygą = te ubrania wygladają fatalnie. Zresztą jak dla mnie jest to ucieczka od właściwego problemu, do tego estetyki w ubiorze to na pewno nie nauczy.
Problem mundurków - czy, jakie itp - sam by się rozwiązał, gdyby szkolnictwo było prywatne i szkoły by ze sobą konkurowały. Byłyby szkoły z zasadami dot. stroju i z dowolnym strojem, w jednej szkole byłaby religia, w drugiej nie, tu nauczycielem nie mógłby być np homoseksualista, a w drugiej mógłby itd.
Jedne szkoły cieszyłyby się wiekszym powodzeniem, inne zostałyby zamknięte, bo nie byłoby do nich chętnych.
Ale to już temat na inną, zapewne bardzo zażartą dyskusję...
Byłyby szkoły z zasadami dot. stroju i z dowolnym strojem, w jednej szkole byłaby religia, w drugiej nie, tu nauczycielem nie mógłby być np homoseksualista, a w drugiej mógłby itd.
i by się zaczęły procesy o dyskryminację....
Mnie zastanawia jedno, jeśli tym mundurkiem jest np. bluza z logo szkoły, to kiedy dziecko się zgrzeje nie może jej zdjąć, czy wtedy ma określony ubiór pod spodem?
Jak to jest?

Ja mam też pytanie które mnie intryguje. Ok mundurek od stóp do głowy ale taki lepiej wykonany to by kosztował powiedzmy 150zł (tu już liczę z jakąś zniżką gdyby szkoła hurtowo kupowała lub coś w ten deseń). To wtedy dziecko ma mieć jedną sztukę takiego stroju? Codziennie w nim chodzić (co jest równoznaczne z poceniem się i ubrudzeniem np jedzeniem bo to przecież dzieci) a wyprać można tylko w weekend bo inaczej nie wyschnie. To jak zakupimy dwa to już jest koszt 300zł ale nosząc i piorąc w kółko ubranie to szybko się niszczy więc na rok szkolny te dwa chyba by nie starczyły...
Moja szwagierka w gimnazjum miała koszulki polo jak Giertych wprowadził tą rewolucję to po trzech miesiącach ciągłego noszenia i prania jej wyglądała jak szmata i za nic to się nie łączyło z estetyką...
A bluzy to tak jak zauważyła Buba dziecko się zgrzeje to zdejmie, koszulki dziecko zmarznie to znowu przykryje czymś innym itd itd.
Ja jestem jak najbardziej za mundurkami, podoba mi się to ale większości rodzin by nie było na to stać bez żadnego dofinansowania, a co jak jest 3-4 rodzeństwa, nie mówiąc gdy jest więcej dzieci.
Zamiast nazwy szkolne mundurki powinny się nazywać szalone mundurki bo to istne szaleństwo z nimi

Mi się wydaje, że największy problem z mundurkami to mają właśnie rodzice (rozumiem kwestię finansową, ale to chyba też trauma z dzieciństwa, tylko ze to trochę inne czasy były) i zbuntowane nastolatki, które nie mogą poświecić cyckami przed kolegami z wyższej klasy.
Co da zasad panujących w szkole, mój mąż dodał jeszcze, że uczniowie powinni nosić identyfikatory.
channel, nie o to mi chodziło


Nana ok tylko wiesz jak to jest w szkole? Jak chodziłam do liceum i nauczyciele kazali zmyć zbyt wyzywający makijaż to na drugi dzień przylatywali rodzice z awanturą, że to jest gnębienie, że żyjemy w cywilizowanym, wolnym kraju i nikt nie będzie jej dziecku nakazywał czegokolwiek. I tak samo było ze strojem. Wprowadzane były różne zakazy i nakazy. Niestety rzadko kto je przestrzegał. A nauczycielki nie raz słyszały od rodziców, że jak one są flejami to nie znaczy, iż dzieci mają być takie same. Ot tak to wygląda.
Chyba, że masz inny pomysł na nakazy? Bo słowne, pisemne nie działają...
Zgodzę się ze strzygą = te ubrania wygladają fatalnie. Zresztą jak dla mnie jest to ucieczka od właściwego problemu, do tego estetyki w ubiorze to na pewno nie nauczy.
Wiem, że to nie to samo, ale jednak mundur, czy mundurek daje poczucie przynależności i niejako jedności z druga osobą która go nosi.
hmm ale po co mam czuć przynależność do kogoś tam z "3c"... ???
[chyba już powinnam się zamknąć

Nie oceniam czy jest ładny/brzydki itp. Mnie osobiście (gdybym miała sama decydować) podobają się propozycje z tej strony.
http://www.mundurki.com/oferta.html
Justek - mój syn w gimn. załapał się na mundurki - też białe koszule. Kupiłam 3 szt po (chyba) 45 zł. Starczyły na dwa lata - prałam w 30 st + vanis (nawet nie zszarzały ani nie zżółkły).
Przedmiotem tej dyskusji nie jest krój mundurka tylko dlaczego tak, a dlaczego nie.
Nana - impreza wkładasz ciuchy imprezowe (choćby i rozebrana możesz iść skoro to ten typ imprezy), do kościoła - ubierasz się jak do kościoła, a do szkoły jak do szkoły. Proste.
A tak na marginesie niektóre firmy, czy banki też mają "mundurki"

I chyba na tym wyczerpałam temat

A tak na marginesie niektóre firmy, czy banki też mają "mundurki"

No właśnie. A podstawówki to niestety nie.
może masz rację, w tej chwili przesadzam ja, jako rodzic, patrząc na mundurki przez pryzmat moich wspomnień. Ale przecież jest coś pomiędzy sztywnym mundurkiem a gołymi cyckami?!?!
Oczywiście, że między mundurkiem a cyckami jest też zwykły schludny strój, nie ukazujący wszystkich niepożądanych w szkole części ciała, ale jeśli w szkole jest obowiązek ubierania mundurków to łatwo wychwycić kogoś, kto go nie ma i ew. wyciągnąć z tego konsekwencje, niż wprowadzić zakaz "świecenia cyckami i stringami" i wtedy wyłapywać takie osoby.
Chociaż w mojej starej szkole szwagierka mówiła, że dyrektor chodził osobiście po korytarzu i jak mu się ubiór dziewczyny nie spodobał to kazał podnieść jej ręce do góry. Ja wystawał wtedy brzuch to od następnego dnia miała się u niego meldować codziennie i pokazywać w co jest ubrana.
Chłopcom też zresztą zwracał uwagę jeśli mieli jakieś brzydkie obrazki na koszulkach.
W ogóle on się też napisów w innych językach czepiał, jak ktoś miał na koszulce.
Sama raz złapana z koleżanką na korytarzu po dzwonku na lekcję stałam w szeregu na przesłuchaniu u niego i się pytał koleżanki co znaczy napis na jej bluzie, bo może ona nie wie i nosi napis: "co się gapisz ty stary chu*u" - to jest dokładny cytat


Dlatego teraz też jak bratu kupuję nową koszulkę to mu zawsze tłumaczę co jest napisane jak w innym języku, jakby trafił na kogoś takiego ja mój dyrektor

u mnie w gimnazjum były identyfikatory też w pewnym momencie, ale jakoś mało wyrafinowane - jakby ktoś chciał, to by sobie na kompie wydrukował i nikt by nie zauważył różnicy.
jeśli chodzi o te moje mundurki, to latem było ok. jeśli się nie przesadzało, to ubierało się granatową spódnicę + koszulkę w kolorze wybranym na dany tydzień dla danej klasy

ps. w glanach poza szkołą można było chodzić - jak siostra się jedna przyczepiła na zasadzie "czy ci w nich nie za gorąco?" to po odpowiedzi koleżanki nie miała więcej pytań ("wie siostra, to tak jak z habitem - chłodzi latem, grzeje zimą

Justek - mój syn w gimn. załapał się na mundurki - też białe koszule. Kupiłam 3 szt po (chyba) 45 zł. Starczyły na dwa lata - prałam w 30 st + vanis (nawet nie zszarzały ani nie zżółkły).
To wyjątkowo dobry gatunek był.
Najlepiej jakby szkoły zaczęły faktycznie pilnować jak chodzą ubrane dzieciaki. Żeby dziewczyny nie farbowały włosów nie malowały się chłopcy też jakieś schludne fryzury. Niektóre szkoły dają sobie radę z tym, np w szkole gdzie mój mąż pracuje to nie widać takich wypicowanych nastek, przynajmniej wszystko w granicach rozsądku ale za to w szkole w mojej miejscowości to jest tragedia! Tona tapety ubrania jak na dyskotekę, szok normalnie
Justek_w dokładnie. Tylko trzeba było by naprawdę tego pilnować.

Niestety smutna jest też taka prawda że teraz nauczyciel nie może zrobić nic. Kiedyś były kary cielesne, bardzo dobrze że się od tego odeszło ale ta "troska o dziecko" poszła za daleko. Uczeń zaczyna Ci pyskować to mu nic nie zrobisz. Wpiszesz uwagę nawet się nie przejmie, do dyrektora potrafi zaśmiać się w twarz i powiedzieć "wy i tak mi nic nie możecie zrobić" wezwie się rodziców to ci stwierdzą "to nie możliwe żeby tak się zachowywało moje dziecko! w domu jest grzeczne", ze szkoły nie wyrzucą bo jest walka o ucznia przez niż.
Ja nie mówię że wszystkie dzieciaki są takie, bo sporo jest grzecznych i kulturalnych ale wystarczy jeden na całą klasę żeby wszystko popsuł a reszta dzieciaków tylko traci lekcję... ehhh...
Dokladnie, justek...Ja tego nie rozumiem. Kiedys rodzice jak byli wezwani do szkoly to karali surowo dzieci, wierzyli w pierwszej kolejnosci nauczycielom. Teraz sie jakos tak narobilo, ze pierwszy lepszy smarkacz ma taki wplyw na rodzicow, ze kupia od niego wszystkie klamstwa, leca z pyskiem na nauczyciela, jak smial w ogole uwage wpisac

Niedawno w ogole widzialam w jakiejs gazecie taka karykature (szkoda, ze nie moge znalezc i wkleic): na dwoch obrazkach przedstwione scenki ze szkoly w latach 1970 i 2010.W rolach glownych rodzic, nauczyciel i uczen.Na tym z 1970 rodzic wymachuje dzienniczkiem przed nosem dziecka krzyczac-co to ma znaczyc?!
Na obrazku z 2010 rodzic wymachuje tymze dzienniczkiem przed nosem nauczyciela wykrzykujac rowniez-co to ma znaczyc?!
No, niestety, gorzka prawda

oj, za moich czasów też tak było. tylko najczęściej takie dzieci źle kończyły. z mojej klasy chłopca wywalili ze szkoły z wilczym biletem - nawet podstawówki nie skończył w związku z tym. z innym były problemy, ale nie aż takie (wykorzystywał to, że był ciężko chory i tak pajacował dopóki matka nie zachorowała i przestał być oczkiem w głowie).
Dokładnie justek. Nauczyciele nie za wiele mają do powiedzenia i zrobienia. Tylko dlaczego rodzice nie reagują na skargi od nauczycieli ? Ok czasami nauczyciele przesadzają, ale chyba powinno się zwrócić uwagę na swoje dziecko skoro focierają do nas niepokojące informacje.
A może niektórzy nie mają powołania do tego zawodu? uczyłam się w wielu szkołach i jest typ nauczycieli, u których nawet największy łobuz siedzi cicho! A są takcy, którzy wręcz 'wołają' o to, żeby im przeszkadzać. Większość plasuje się gdzieś pomiędzy. Wszystko tkwi w ich zachowaniu. Bardzo dużo zależy od nauczycieli i rodzice nie mają nic do tego. dnia Pon 11:05, 12 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz Powrót do góry
Myślę, że praca nauczycieli nie jest wyceniona adekwatnie do wkładanej pracy, stąd się nikt nie stara, a ludzie z powołaniem pewnie wolą robić coś innego.
Moja koleżanka pracowała jako nauczycielka informatyki w prywatnym L.O.
Po kilku miesiącach zrezygnowała, bo jej dyrekcja powiedziała, że za to liceum uczniowie płacą i nie ma prawa im postawić jedynek, nawet jesli nic nie potrafią!
nieźle, co do pensji się niestety zgadzam.
Strzyga nie do końca się z Tobą zgodzę. Bo rodzice też duży wkład mają w tym jak dziecko się zachowuje. Co do nauczycieli to masz rację. A druga sprawa to też trzeba dzieciaki jakoś zainteresować tym co się mówi. Hmm zresztą nie tylko dzieciaki, ale młodzież też

Moja koleżanka pracowała jako nauczycielka informatyki w prywatnym L.O.
Po kilku miesiącach zrezygnowała, bo jej dyrekcja powiedziała, że za to liceum uczniowie płacą i nie ma prawa im postawić jedynek, nawet jesli nic nie potrafią!
To mojej mamie tak w państwowej szkole powiedzieli, że nie może nikogo zostawić na drugi rok, bo im gmina klasy porozwiązuje, zmniejszy dotację i zamknie szkołę!
Ale ja nie mówię, że nie. oczywiście, że rodzice mają wpływ na to jak się dziecko zachowuje, skądś przecież bierze przykład.
Ok źle zinterpretowałam to co napisałaś

nauczyciel to nie jest malpa na drucie żeby fiki miki robić i uczniów zainteresować soba, poza tym nie jest od tego aby użegrać się z banda degeneratow demoralizujacych pozostała część szkoły klasy-kończymy studia przedmiotowe a nie resocjalizację w pakiecie,sorry.w obecnej chwili nie wolno nauczycielom przekazywac wiedzy a jedynie umiejetnosci-cytat z ostatniej rady szkoleniowej, wiec ja to bym chyba musiala rure w sali zainstalowac i potanczyc na kazdej lekcji-wtedy i motywacja by wzrosla, frekwencja no i oczywiscie zainteresowanie.
dzieci obecne sa bezczelne, rozwydrzone i chamskie-i dokladnie tacy sami sa ich rodzice-uczen moj dzis nazwal swoje kolezanki francami i byl zdziwiony ze ja sie oburzylam(a wiem, ze eks-tatus tak sie do mamusi zwraca i vice versa).ja generalnie nie mam problemow z dyscyplina ale w tym roku przyszly do nas wyjatkowe pierwsze klasy-tak wyjatkowe ze ja po 2 tyg pracy chyba pojde na zwolnienie bo juz gardlo mi odmawia posluszenstwa.skontaktowalam sie z innymi n-mi i okazalo sie ze chyba wszyscy jestesmy nieudolni wychowawczo bo kazdy po lekcji w tych klasach wymieka...ja sie zbroje do srodowego zebrania, bedzie o makijazach, dekoltach, wyfarbowanych glowach, o tym, ze nie chca nosic identyfikatorow i mowia ze nic im nie zrobie bo nie moge,o tym, ze jak zjedza banana to skorke wyrzucaja OBOK kosza oraz o tym ze brudasy nie zmieniaja butow i mowia ze pani wozna jest od tego aby co przerwa myc po nich podloge- a to juz moim zdaniem jest kwestia jedynie wychowania oraz zasad i wzorcow wyniesionych z domu rodzinnego.
o rety, fresita!
Ty w gimnazjum uczysz?
tak
Widzę, że jest coraz gorzej!

zaskoczyc ciezkimi sprawdzianami, kartkoweczki, odpytki na porzadku dziennym. to najlepiej dziala

spróbowałam tej metody i szybko się z niej wycofałam-skutkowało ze strony uczniów jedynie wzruszeniem ramion a z mojej problemami przy wystawianiu ocen pod koniec semestru/roku.rodzice się nie przejmowali tym wcale...
zaskoczyc ciezkimi sprawdzianami, kartkoweczki, odpytki na porzadku dziennym. to najlepiej dziala

Tak, ale paly postawic nie mozna

fresita współczuję... ale tak się dzieje i cóż z tym zrobić?

Tak to jest, jak się ZMUSZA ludzi do nauki... a gdyby nie było obowiązku szkolnego...
Albo, gdyby było tak, jak pisałam wcześniej - szkolnictwo prywatne.
Teraz ludzie uważają, że szkoła jest za darmo i nie doceniają tego, że MOGĄ się uczyć. (Wiem, wiem, za wiele rzeczy się płaci.) To chore, żeby nauczycielowi zależało bardziej, niż uczniom i ich rodzicom. Młody człowiek MUSI ileś tam klas skończyć. Wie, że nikt mu nic nie zrobi. Przeszkadza tym, którzy faktycznie chcą się uczyć. I biedny nauczyciel 99% energii poświęca matołom, którzy wszystko olewają. W takich warunkach, nawet jeśli ktoś chce się czegoś dowiedzieć, jest w niekorzystnej sytuacji.
Tak, jak pisała fresita - to co, żeby uczniowie byli zadowoleni i jej łaskawie słuchali, ma stanąć na rzęsach???
Oczywiście, dziś w niektórych prywatnych szkołach: płacisz=zdajesz, a nawet masz niezłe oceny.
Gdyby szkoły były prywatne, pewnie w niektórych nadal by tak było, ale szybko by się o tym wszyscy dowiedzieli i nikt, kto by się chciał faktycznie czegoś nauczyć, takiej szkoły by nie wybrał.
Wiem, prezentuję skrajny pogląd

Tak to jest, jak się ZMUSZA ludzi do nauki... a gdyby nie było obowiązku szkolnego...
Albo, gdyby było tak, jak pisałam wcześniej - szkolnictwo prywatne.
Teraz ludzie uważają, że szkoła jest za darmo i nie doceniają tego, że MOGĄ się uczyć. (Wiem, wiem, za wiele rzeczy się płaci.) To chore, żeby nauczycielowi zależało bardziej, niż uczniom i ich rodzicom. Młody człowiek MUSI ileś tam klas skończyć. Wie, że nikt mu nic nie zrobi. Przeszkadza tym, którzy faktycznie chcą się uczyć. I biedny nauczyciel 99% energii poświęca matołom, którzy wszystko olewają. W takich warunkach, nawet jeśli ktoś chce się czegoś dowiedzieć, jest w niekorzystnej sytuacji.
Tak, jak pisała fresita - to co, żeby uczniowie byli zadowoleni i jej łaskawie słuchali, ma stanąć na rzęsach???
Oczywiście, dziś w niektórych prywatnych szkołach: płacisz=zdajesz, a nawet masz niezłe oceny.
Gdyby szkoły były prywatne, pewnie w niektórych nadal by tak było, ale szybko by się o tym wszyscy dowiedzieli i nikt, kto by się chciał faktycznie czegoś nauczyć, takiej szkoły by nie wybrał.
Wiem, prezentuję skrajny pogląd

A ja się zgadzam.

Rzeczywiście tak jest, że dzieciaki nie doceniają, że mogą się uczyć, zresztą rodzice tak samo.
A problem ciągnie się dalej, każdy idzie na studia, bo każdy w końcu zdaje maturę...
Jak to jest, że w Polsce wszystko musi być niepoukładane - i szkolnictwo i służba zdrowia itd.?
Pewnie faktycznie kiedyś zrobią wszystko płatne i wtedy będzie płacz i zgrzytanie zębami. To jest przerażające że uczniowie za nic sobie mają nauczycieli. A Ty Fresita faktycznie na tragiczną klasę trafiłaś. Teraz uczeń ma dużo więcej praw niż nauczyciel i doskonale sobie z tego zdają sprawę! Moim zdaniem to problem jest w tym że rodzice myślą że to nauczyciele/szkoła wychowa im dziecko a to niestety tak się nie da! A jeszcze podobno chcą dzieciom w szkole elementy prawa dołożyć i to już w podstawówce. To jak się dowiedzą np. że nauczyciel nie ma prawa dotknąć palcem ucznia to dopiero będzie masakra!
Zdadzam się z Wami.Problem ma wiele podłoży. Zaczynając od rodziców i wychowania aż po nasze chore państwo. Moim skromnym zdaniem to wszystko jest chore. Ok są nauczyciele. którzy mają wszystko w nosie i pozwalają ''na wszystko'' uczniom. Ale co z porządnymi? Tak jak fresita? Mają się męczyć z dzieciakami bezczelnymi i chamskimi? Do tego za marne grosze? A rodzice w nosie wszystko. Bo dzieci w szkole to niech tam się nimi zajmują? Czasami mam wrażenie, że nie którzy rodzice robią sobie ze szkoły przechowalnie...
A nawet jak jest nauczyciel fajny, część dzieci fajnie wychowana a znajdzie się kilku takich rozwydrzonych a wiadomo dla dzieci bardziej atrakcyjne są głupoty od lekcji i przyłączają się do brojenia.
A na dodatek to nie uczą na studiach jak sobie radzić z takimi uczniami.
Dokładnie justek_w. I wtedy cała lekcja zmarnowana. Przez jednego gagatka, którego nic i nikt nie interesuje. Ty się przygotujesz, a on ci w 5 min wszystko rozpierdaczy

Mój mąż akurat lubi uczyć i ma jakieś sposoby że ma spokój na lekcjach i dzieciaki go bardzo lubią, ale miał w zeszłym roku ucznia który rozwalał mu wszystkie lekcje a nawet już doszło do takich sytuacji że się na chwilę odwrócił a on zaczął szarfą inne dziecko podduszać to się mąż wściekł i poszedł do dyrektorki a ona stwierdziła że ona nie wie co z nim zrobić bo matka nie żyje ojciec niepełnosprawny a wysłać go do innej szkoły nie mogą bo by musieli do najbliższego miasta a na to musi rodzic wyrazić zgodę(!)
Ale jak Michałowi zaczął grozić że mu opony poprzecina że przyjdzie z kumplem i wtedy się z nim policzy to się wściekł i poszedł na policję bo przecież nauczyciel jest urzędnikiem państwowym i takie groźby są karalne. Dyrektorka jak się o tym dowiedziała to do niego pretensje jak on tak mógł (bo wyszło że ona sobie nie radzi na stanowisku) ale w końcu wyszło tak że dzieciak miał sprawę i dostał nadzór kuratora i przenieśli go do jakiejś specjalnej szkoły gdzie uczą się dzieci z problemami wychowawczymi.
W tej sytuacji najbardziej mnie wkurzyło to że żaden inny nauczyciel nie miał odwagi czegokolwiek zrobić bo przecież on dręczył większość nauczycieli!
A najśmieszniejsze jest to że ten dzieciak się uspokoił i nawet jak spotkał mojego męża to się do niego uśmiechnął i z daleka dzień dobry krzyczał

Tak i dyrektorka nie reagowała, reszta się bała. Dobrze, że chociaż Twój mąż zachował się tak jak powinien. A dzieciak trafił do skzoły dla nie go i może coś jescze z niego będzie. Hmm a teraz tak się zastanawiam. Może tu właśnie tkwi problem, że nie wszystkie dzieciaki nadają się do ''normalnych'' szkół. Nie mówię o jakiś upośledzeniach tylko nadpobudliwość itp. Może powinny uczęszczać do placówki, w której są ludzie przeszkoleni do pracy z nimi. Nikomu oczywiście nie umniejszając
mój mąż też ma raczej spokój na lekcjach. on potrafi zaciekawić młodzież i ma z nią dobry kontakt, chociaż on jest uprzedzony akurat do tej okolicy.
To byłby jakiś pomysł z tymi specjalnymi szkołami ale nie ma szans bo na to musi się rodzic zgodzić a zwykle to są dzieci rodziców "to na pewno nie moje dziecko"
Strzyga właśnie super są tacy nauczyciele którzy potrafią zainteresować dzieciaki ale nie wszystkim się chce lub nie są stworzeni do tego zawodu
ja myślę, że pomogłaby jedna ustawa pozwalająca relegować ucznia za poważne występki niezaleznie od tego czy jest z rejonu czy nie.
Justek niby tak. Ale jakby nie mieli wyboru? Po prostu dziecko nie reaguje na uwagi itp
To jest właśnie problem że stworzono przepisy dla dzieci maltretowanych żeby nikt ich do niczego nie zmuszał a w praktyce te przepisy są wykorzystywane również dla takich łobuzów. A nikt się nie zgodzi żeby zmniejszyć prawa uczniów.
Ja też jestem zdania że coś trzeba zrobić i to natychmiast bo aż się boję w jakiej szkole będzie się uczyć moje dziecko, ale nawet nie mam pomysłu. Powinni zacząć współpracować wszyscy razem rodzice szkoła uczniowie ale w obecnym zabieganym świecie jest to nierealne. Brutalna prawda jest taka że władze szkoły nie interesuje obecnie uczeń tylko papier, dokumenty stada sprawozdań. Nieważne jaka jest rzeczywistość byle na papierze ładnie wyglądało żeby mogli się pochwalic przed Kuratorium Oświaty, zresztą nawet coś w tym stylu dyrektorka mojemu mężowi wprost powiedziała.
Dokładnie, a co gorsze to nie chodzi o problem z łobuzami. Ale przez to biurokracje dzieciaki tracą na wiedzy. Wszystko robi się pod program, a tak naprawdę połowa z tych rzeczy całkowicie nie jest im potrzebna... Ja w swoim czasie szkolnym miałam tylko trzech nauczycieli, którzy chcieli nas czegoś nauczyć opierając się tylko na programie, a nie całkowicie korzystając z niego .
Tak wygląda też sprawa z chamstwem i łobuzerstwem. Jak wyglądają przepisy tak się działa. Albo co gorsza tuszuje się wszystkie wybryki żeby nie zepsuć opinii szkoły.

Tak sobie podczytuję i trochę jestem zdziwiona. Za waszych czasów nie było malowania, farbowania włosów, czy dziwnego ubierania się? U mnie tak było mniej więcej od siódmej klasy, (sama się wtedy zaczęłam farbować i malować). Dodam, że klasę miałam zawsze bardzo spokojną i grzeczną.
Ja bym to skwitowała tak" Zapomniał wół, jak cielęciem był"

dokladnie!

też tak myślę

ja chodziłam do szkoły na prowincji, więc pewnie dlatego nie było u nas takich rzeczy w szkole podstawowej...być może w większych miastach była taka moda ale w moim rodzinnym stutysięcznym(licząc mieszkańców) mieście nie

Ale to nie chodzi o malowanie, farbowanie itp. Ok, ale dziełchy teraz przesadzają z makijażem. Ja lubię czasami się pomalować mocniej i w ogóle, ale na jakaś imprezę czy coś. A one potrafią wręcz tragicznie i to do dzkoły. Poza tym ja nie lubię np patrzeć na czyjeś nagie tyłki. Swego czasu to i ja chodziłam na wpół ogoloną głową-zaczęło się od woodstocku:D ale niczym więcej nie świeciłam.
ja chodziłam do szkoły na prowincji, więc pewnie dlatego nie było u nas takich rzeczy w szkole podstawowej...być może w większych miastach była taka moda ale w moim rodzinnym stutysięcznym(licząc mieszkańców) mieście nie

Fresita, moje rodzinne miasto też ma dokładnie 100.000


Elemka, mi też jest bliżej ideologicznie do Woodstoku czy tatuaży z CheGuevarą, ale już jako dorośli nie możemy mówić, że glany są ok, a blachary ze swoim solarem i krótkimi spódniczkami, czy chłopcy z krokiem na wysokości kolan nie mogą wchodzić do szkoły

Dokładnie chodzi o te ostatnie. Nie mam nic do mienia sowjego stylu, przynależniści do subkultur. Ale szanumy sibie nawazajem ... ajć
Tak sobie podczytuję i trochę jestem zdziwiona. Za waszych czasów nie było malowania, farbowania włosów, czy dziwnego ubierania się? U mnie tak było mniej więcej od siódmej klasy, (sama się wtedy zaczęłam farbować i malować). Dodam, że klasę miałam zawsze bardzo spokojną i grzeczną.
Tu nie chodzi o malowanie itp. W sumie to o to też chodzi ale jest różnica między lekkim makijażem dziennym i zadbanym stroju a wyglądem ala panienka spod latarni! Naprawdę widziałam tak wyglądające dziewczyny w szkole. Jak ja chodziłam do szkoły to oczywiście też były żarty ale nie groźby w stosunku do nauczyciela czy stwierdzenia "ty i tak mi nic nie zrobisz". no i był respekt chociażby w stosunku do dyrektora
Nie umniejszając za wiele młodemu pokoleniu....
Miałam na studiach wykładowcę (ok 70 lat). Przychodził zawsze w pełnym garniturze, idealnie uprasowanym. Dopiero pod koniec wykładów z nami (trwały w sumie kilka semestrów - 2 przedmioty) przyznał się, że on nienawidzi chodzić ubrany pod krawat! Niecierpi tego! Ale nie potrafiłby przyjść na wykład nie wyrażając ubiorem szacunku dla słuchacza.
Byliśmy w szoku.
Ale ten pan miał wiele takich bardzo eleganckich zachowań.
Np. bolały go przekleństwa wypowiedziane ustami kobiety itd.
Może staroświeckie, ale ile bym dała, żeby więcej takich ludzi chodziło po świecie!

Dokładnie Smużka. W sumie chodzi o to żeby wiedzieć w jakich miejscach jak się zachować, ubrać itp. A to niestety u nas zdaje się zanikać .
W dużych miastach ludzie do kościoła też się nie ubierają ładnie.
Jako warszawianka z dziada pradziada zawsze byłam zdziwiona, jak pieknie sie ubierają w niedzielę ludzie na wsiach. Dla mnie to było obce.
A szkoda.
Podobnie ze szkołą się zrobiło.
hehe, Smuzka ma racje..
sama niejednokrotnie byłam na mszy w miescie ubrana tak, ze w kosciele na wsi byłoby to nie do pomyslenia (np w sportowych butach)
akurat to strojenie sie na wsi nie uwazam za cos fajnego, taka np procesja na Boze Cialo, to przeglad biezacej mody...


ok, ale juz nie ciagne OT...

A nie uważacie, że to jest powiązane?
Kiedyś należało się ubrać elegancko do szkoły, do kościoła itd.
A teraz każdą próbę zasugerowania takiego stroju uważa się jak zamach na niezależność.
Panny młode potrafią być oburzone, że do kościoła mają zakryć ramiona.
Może gdyby noszenie mundurków było czymś oczywistym, to dopasowanie się do innych sytuacji też takie by było?
A teraz każdy się stroi jak mu pasuje, a reszcie świata nic do tego! BO TAK!
Nawet na wesela przychodzą w bieli i czerni, choć kiedyś się tak nie chodziło (mi nadal się to nie podoba i raził mnie taki ubiór moich weselnych gości).
Tak coś w tym jest. Z jednej strony mamy więcej swobody, wolności? Ale chyba nam troszkę to bokiem wychodzi.
Smużka - BINGO!
lanolina co masz do glanow? znam doroslych ludzi po 30-tce co nosza dalej glany

smuzko, mi bylo totalnie obojetne, ze ktos mial czarna kiecke na moim slubie. biale tez mi bylo obojetne bo nikt by goscia za mloda nie wzial

Nie umniejszając za wiele młodemu pokoleniu....
Miałam na studiach wykładowcę (ok 70 lat). Przychodził zawsze w pełnym garniturze, idealnie uprasowanym. Dopiero pod koniec wykładów z nami (trwały w sumie kilka semestrów - 2 przedmioty) przyznał się, że on nienawidzi chodzić ubrany pod krawat! Niecierpi tego! Ale nie potrafiłby przyjść na wykład nie wyrażając ubiorem szacunku dla słuchacza.
Byliśmy w szoku.
Ale ten pan miał wiele takich bardzo eleganckich zachowań.
Np. bolały go przekleństwa wypowiedziane ustami kobiety itd.
Może staroświeckie, ale ile bym dała, żeby więcej takich ludzi chodziło po świecie! :)
otóz to
a tenże autor tak przez większość opluwany był jednym z najlepszych ministrów edukacji jak był :P no poza jego wybrykiem z maturą, ale na szczęście wycofał sie z tego.większosć n-li często powtazra:giertychu wróc ;)
prawda :)
ps tez jestem za mundurkami, z tego samego powdu co fresita, u nas w skzole tez mundurki, koszulki błekitno-biale albo granatowo zolte (zalezy czy podstawowka czy gimnazjum) koszt zestawu lato+zima - 60 zł
lanolina co masz do glanow? znam doroslych ludzi po 30-tce co nosza dalej glany

No właśnie nic nie mam do glanów, pisałam właśnie, że było mi bliżej do tej "subkultury". Tylko z perspektywy czasu widzę, że to nie miało znaczenia, jak kto wyglądał w szkole, bo teraz, jak się spotkamy, to wszystkie wyglądamy jednakowo jak w wojsku, i dawne blachary-solary i glaniary i pancury i skate'ówy i oazówy. Myślę, że po prostu szkoda nerwów nauczycieli na coś takiego, rodzi to tylko dodatkowy bunt. Ale za agresję, czy arogancję wobec nauczycieli, to ciąć gówniarzy jak najbardziej.
A to że ludzie, także dorośli nie potrafią się elegancko ubrać... Przypomniało mi się ostatnio, jak się oburzyłam na naszego premiera, że się nabijał z dziennikarki, że jak patrzy na jej strój, to mu się z latem czy gorącem kojarzy, czy coś takiego. A potem sobie pomyślałam: a dobrze ci tak dziewczyno, skoro wchodzisz prawie w bikini do urzędu. Może ironia czasem lepiej działa niż zakazy...
smuzka-idealnie to ujęłaś

Nie umniejszając za wiele młodemu pokoleniu....
Miałam na studiach wykładowcę (ok 70 lat). Przychodził zawsze w pełnym garniturze, idealnie uprasowanym. Dopiero pod koniec wykładów z nami (trwały w sumie kilka semestrów - 2 przedmioty) przyznał się, że on nienawidzi chodzić ubrany pod krawat! Niecierpi tego! Ale nie potrafiłby przyjść na wykład nie wyrażając ubiorem szacunku dla słuchacza.
Byliśmy w szoku.
Ale ten pan miał wiele takich bardzo eleganckich zachowań.
Np. bolały go przekleństwa wypowiedziane ustami kobiety itd.
Może staroświeckie, ale ile bym dała, żeby więcej takich ludzi chodziło po świecie!

Też się zgodzę w 100%!

Lubię czasem taką nutkę staroświeckości (

A dziś to zdają się niektórzy panowie nawet zapominać kto tu jest kobietą (a to, że trochę na to "zapracowałyśmy", to inna sprawa).
Przekleństw u kobiet też nie znoszę! Powrót do góry
Pracuję w pokoju z takim miłym, staroświeckim panem, który nie lubi jak kobieta przeklina, ale sam puszcza takie wiąchy, że się niedobrze robi. Czy to jest kulturalne? ja nie widzę różnicy, czy przeklina kobieta czy facet.
Ja przeklenstw nie znosze ani u kobiet ani u mezczyzn. Taki facet jest u mnie skonczony na starcie. Powrót do góry
A nie uważacie, że to jest powiązane?
Kiedyś należało się ubrać elegancko do szkoły, do kościoła itd.
A teraz każdą próbę zasugerowania takiego stroju uważa się jak zamach na niezależność.
Panny młode potrafią być oburzone, że do kościoła mają zakryć ramiona.
Może gdyby noszenie mundurków było czymś oczywistym, to dopasowanie się do innych sytuacji też takie by było?
A teraz każdy się stroi jak mu pasuje, a reszcie świata nic do tego! BO TAK!
Nawet na wesela przychodzą w bieli i czerni, choć kiedyś się tak nie chodziło (mi nadal się to nie podoba i raził mnie taki ubiór moich weselnych gości).
Rzeczywiście, trafnie zauważyłaś Smużka.
Teraz jest wolna Polska, czyli każdy robi co chce, a w rzeczywistości w imię źle pojętej wolności okazuje się brak szacunku.
Tak samo jak słyszałam o studencie, który na egzamin w japonkach i krótkich hawajskich spodniach przyszedł!

W głowie mi się takie rzeczy nie mieszczą!
Muszę przyznać, że u nas na studiach tylko na ustne się chodziło ładnie ubranym.
Ja chodziłam też na pisemne, bo dla mnie to bez różnicy.
Ale na pisemnych większość studentów była w dżinsach, niektórzy w polarach, swetrach, T-shirtach.
Dawno nie byłam na żadnym pogrzebie (i nie spieszy mi się).
Czy tam też czerń już nie obowiązuje?
Serio pytam.
Buba w de to norma



Buba w de to norma



Ten chłop przyszedł tak na ustny i było oburzenie.
Co kraj to obyczaj.

Mi się strasznie nie podoba takie luźne ubranie na egzamin.
Dobrze, że nie jestem żadnym nauczycielem, bo najzwyczajniej odejmowałabym za to punkty (nieoficjalnie).
Na maturę też można w dżinsach?
U nas też nie do pomyślenia przyjść nieelegancko na egzamin. Zresztą u nas na uczelni jest taka zasada, że jak egzamin jest przed sesją to można dowolnie, ale też nie byle jak np. jak to egzamin zerowy. A jak w sesji, to nawet jakby to było zwykłe 5 minutowe zaliczenie to trzeba elegancko, faceci w garniturach itp.
Smużka u nas na pogrzeb na czarno raczej. Ja się zawsze staram ubrać na czarno, ale jak jest jesień i ktoś nie ma czarnego płaszcza tylko jakiś beżowy no to wiadomo, że nie kupi nowego ( ja i tak mam 90% czarnych ubrań ).
Zresztą zależy jak blisko to był ktoś z rodziny. Przecież nie musi być też czarny, tylko jakiś stonowany, spokojny ciemny kolor, a nie np. hawajska koszula.
Moj maz mature pisal w dzinsach

Wazne co ktos ma w glowie a nie czy ma japonki na egzaminie pisemnym.
Sa na naszej uczelni pewne profy, u ktorych jest norma gar. Tak sie przyjelo nieoficjalnie. Moj maz mial kiedys u takiego egzamin i nie wiedzial o tym, wiec przyszedl normalnie w jakijs koszuli



Do tej pory sie smieja, bo wyladowal na instytucie tego profa i on jest teraz jego szefem

Ja ostatnio uczestniczyłam w konferencji z ludźmi z całego świata i byłam (po raz kolejny już) zaskoczona tym, jak ludzie z Europy Zachodniej beznadziejnie się ubierają na bankiety, uroczyste kolacje. Na wykładach konferencyjnych też panuje pełen luz, ale to jeszcze można zrozumieć, natomiast przyjście w T-shircie na bankiet już mi zupełnie nie pasuje. Powrót do góry
No niestety, tak juz jest. Ja jak organizuje uczniom koncert to tez jestem zdumiona brakiem jakiegos wyczucia, przychodza ubrani w dzinsy, stare adidasy i bluzy z kapturem i tak sie prezentuja na scenie

W Polsce to jest nie do pomyslenia, jak uczniowie szkole maja popis to ubieraja sie galowo-garnitury, eleganckie sukienki...
Zdarzają się jednak pojedyncze przypadki uczniów ubranych luzacko na koncertach szkolnych. Rozmawia się o tym z rodzicami lub uczniem (jeśli już sam decyduje o stroju) i często taka sytuacja się już nie powtarza kolejny raz.
Jednak podczas koncertów orkiestrowych uczniowskich np polsko-niemieckich polskie dzieci full galant niemieckie czerwone swerty ...
Chyba starej daty jestem.
Bo mnie autentycznie szokuje takie luzackie podejście do stroju.
W Polsce to jest nie do pomyslenia, jak uczniowie szkole maja popis to ubieraja sie galowo-garnitury, eleganckie sukienki...
Zdarzają się jednak pojedyncze przypadki uczniów ubranych luzacko na koncertach szkolnych. Rozmawia się o tym z rodzicami lub uczniem (jeśli już sam decyduje o stroju) i często taka sytuacja się już nie powtarza kolejny raz.
Jednak podczas koncertów orkiestrowych uczniowskich np polsko-niemieckich polskie dzieci full galant niemieckie czerwone swerty ...
Jak kiedys jeszcze jako nastolatka bylam na konkursie w Niemczech to podobnie-Polacy, muzycy z bloku wschodniego czy Azjaci na galowo, Niemcy na laszasto. Strasznie nas to szokowalo wtedy...Tutaj to norma-koncert nie koncert prawie wszyscy przychodza w lumpach...
Troche przeginacie w druga strone

Trudno, zeby na kolokwium ustne faceci ubierali gary!
A ze srodowisko naukowe jest bardziej luzackie to fakt. Ale to nie szata zdobi czlowieka

A u informatykow to juz w ogole luz.
Ktoś pisał o kolokwium?
Ty wspomniałaś o maturze w dżinsach i aż mnie z szoku zatkało!
Ja dziś poszłam w dżinsach i żakiecie na ślub (bez wesela).
I byłam jedyną osobą w dżinsach. Ale większość na wesele szła, więc kiecki panny miały niezłe.

Ktos mowil o jakims krotkim zaliczeniu

Moze zatykac matura w dzinsach, ale takie sa realia i pisze jak jest. Tu sie nikt nie szokuje, bo ocenia sie wiedze a nie ubior! Jak opowiedzialam jak sie w polsce sciaga to ludzie byli w szoku....i to rozumiem.
Sorry, ale wytlumaczcie mi co robie zle idac w japonkach na pisemny egzamin? Kogo urazam? Asystentow pilnujacych?
Na 4 wielkich egzaminach ustnych u profesorow bylam w dzinsach, profesor i asystent tez. Oni tez nie sa poprawni?
U nas zaden profesor nigdy nie byl w dzinsach na egzaminie.
Co mam Ci powiedziec?
Zyjesz w realiach, ktore sa dla mnie innym swiatem.
Nie kaze Ci sie ubierac w Niemczech wg polskich norm.
Tylko w glebi serca mam ogromna nadzieje, ze do nas te normy nie dotra i teraz juz jestem zdecydowanie za mundurkami szkolnymi. Wczesniej nie mialam zdania, bo rozumialam obie strony.
Egzamin ma swa range wg rubryczki, do ktorej sie go wpisuje w indeksie (w przenosni, bo teraz chyba wycofuja papierowe indeksy), nie wg ilosci minut. U nas kolosy prawie zawsze byly dluzsze niz egzaminy.
No ale ja inna jestem zupelnie niz Ty.
Dla mnie sama ranga egzaminu zobowiazuje do ubioru. Nawet jakbym go pisala sama przed komputerem we wlasnym domu, to ubralabym sie stosownie. Mam taki wewnetrzny imperatyw.

Tylko chodzi o to, ze wyrazanie szacunku nie odbywa sie przez stroj tylko. Ze bez gara mozna na poziomie odbywac egzamin

Tez mnie kiedys mnie wiele rzeczy szokowalo

Teraz dostalam szoku jak zobaczylam znajomego mojego m i jego zone na slubie i gardenparty znajomych. Ona przemicze....a on mial dzinsy, koszule wygnieciona jakby z kosza na brudy i krawat za krotko jeszcze zawiazany. No masakra! Az wstyd mi bylo za nich.
Dodam, ze obydwoje bardzo wyksztalceni ludzie na wysokich pozycjach z kupa kasy!
ale się dyskusja rozwinęła!

I egzaminy na uczelni też rak wyglądały.
co do ślubów. moja mama na moim ślubie była na biało. miałam ją wyrzucić za drzwi, bo ubrała się nie w tym kolorze co mówi tradycja???
albo jeszcze inny przykład. kilka dni temu byłam na ślubie przyjaciół - byli ubrani na biało - czerwono. ona w białej sukience do kolan + czerwona chusta, on a białych jeansach, czerwonej marynarce i czerwonych tenisówkach. wyglądali rewelacyjnie! żadnemu z gości przez głowę by nie [przeszło skrytykować ich ubrań.
a więc można odchodzić od przyzwyczajeń i tradycji i wyglądać dobrze niekoniecznie z granatową spódniczką i białym kołnierzykiem.
Na rozmowe o prace to bym sie nie odwazyla pojsc na luzie

ale kto powiedział, że jeans = luz. dzisiejsza moda jest bardzo urozmaicona i można mieszać style - żakiet z jeansami. I wychodzi coś bardzo fajnego i nikomu nie uwłaczającego
no ale glany

prawda, dzinsy mozna super skomponowac

ja na rozmowę o pracę praktycznie zawsze chodziłam w dżinsach i koszulowej bluzce. na egzaminy ustne też. na pisemne normalnie.
i sorry, ale drażnią mnie tacy mężczyźni, co to im przeszkadzają przeklinające/palące/pijące piwo kobiety

strzyga, a co myślisz o kobietach, którym to przeszkadza u innych kobiet?
Czemu tylko o mężczyznach piszesz?
Ja nienawidzę widoku klnącej i palącej kobiety, a jak jeszcze robi to nad wózkiem z dzieckiem, bo mnie szlag trafia.
Mężczyzn niby też takich niecierpię, ale od kobiety więcej wymagam. Facet dla mnie nie musi być piękny, delikatny i pachnący, więc mam dla niego większy próg tolerancji (choć ów próg cały czas mam).
uważam to za krzywdzące dla obu stron: kobieta ma być super-hero, a facet jest traktowany jakby był na niższym stopniu rozwoju.
wymagam tego samego u obu stron - i tak samo jakby mi nie odpowiadał widok rzucającej mięsem kobiety znad wózka, tak samo by mi nie odpowiadał widok faceta w takiej samej sytuacji.
piszę o mężczyznach, bo sama miałam z takimi kontakt (nawet jeden mój były chłopak tak uważał - że ja spróbowałam piwa, to byłam 'upadła' w jego oczach, a że u niego na szafie puszki po piwie się nie mieściły, to nie ma znaczenia, bo on facet jest

Ja nienawidzę widoku klnącej i palącej kobiety, a jak jeszcze robi to nad wózkiem z dzieckiem, bo mnie szlag trafia.
Mężczyzn niby też takich niecierpię, ale od kobiety więcej wymagam. Facet dla mnie nie musi być piękny, delikatny i pachnący, więc mam dla niego większy próg tolerancji (choć ów próg cały czas mam).
mam identycznie
A ja nie byłam, nie jestem i nie będę za równouprawnieniem.

Uważam, że kobieta to kobieta. Powinna mieć ogolone nogi, być czysta, pachnąca, delikatna.
Najlepiej jak jeszcze będzie uprzejma, czuła i opiekuńcza.
Facet to co innego. Może się czasem nie ogolić (choć nie lubię zarostów, kocham gładziutkie twarze), może czasem (po pracy) nie pachnieć fiołkami (oby się wykąpał, jak to już będzie możliwe!), może być szorstki, może być gburowaty (w ramach pewnych granic), może czasem przeklnąć (byle K.. nie stało się przecinkiem - tego nie toleruję!), może mieć zniszczone buty itd..
Nienawidzę metroseksualizmu!
I nie uważam, żebym swoimi poglądami kogoś krzywdziła.
Nie zabraniam kobietom szlajać się pod mostami, z wódą w garści, klnąc i rzygając na równi z ich męskimi kolegami, ani też pracować w kopalniach czy gdzie tam chcą.
Droga wolna, ale nie mam zamiaru siebie sama przekonywać, że to jest fajne.
Mi się to nie podoba i nie chcę, żeby mi się podobać zaczęło.

czyli smuzko kobieta musi byc piekna , delikatna i ladnie pachnaca?
ja od nikogo niczego nie wymagam. jest mi totalnie obojetne czy ktos jest piekny, delikatny, czy pachnacy. no milo jak nie smierdzi

wymagac moge od siebie i mojego faceta. facet niezabdany jest dla mnie skreslony, ale jako facet=potencjalny moj facet. obcych mam szczerze gdzies. jak kobieta nie przeszkadzaja niedomyci to co mnie to. ja z nimi nie sypiam

kobieta rzucajaca miesem jest taka sama jak facet rzucajacy miesem. co za roznica?
a jakby mi facet powiedzial to co strzyga uslyszala to by u mnie byl skreslony.
Zdążyłam dodać swój post tuz przed Twoim.
Tak, właśnie tak uważam.
Poza tym, czym innym jest wymaganie, a czym innym uznanie, że to i tamto ma mi sie podobać, że mam to uznać za normę i polubić.
jasne, ze moze ci sie to nie podobac

troche tylko nie rozumie tego, ze facet ma prawo po pracy nie pachnac...a kobieta to co? bo jak facet powinien sie umyc jak najszybciej sie da, to powiedz kiedy kobieta w takiej sytuacji mialaby sie umyc?
troche tylko nie rozumie tego, ze facet ma prawo po pracy nie pachnac...a kobieta to co? bo jak facet powinien sie umyc jak najszybciej sie da, to powiedz kiedy kobieta w takiej sytuacji mialaby sie umyc?
kobieta ma tak pracować, by się nie musiała myć

Kobiecy pot mniej cuchnie (zazwyczaj).

A może to dlatego, że kobiety nie zapominają zazwyczaj o dezodorancie?
Tylko dlatego podkreśliłam to, że facet powinien się zaraz umyć.
Bo znam osobiście takiego, przy którym nie jestem w stanie wytrzymać bez otwarcia okna, jak się spoci (chociaz poprawka - to było, zanim się związał z moją koleżanką. Ta znajomość cudownie sprawiła, że facet już nie śmierdzi jak nas odwiedza. - Dezodorant?).
Kobiety takiej nigdy nie spotkałam.
A ja nie byłam, nie jestem i nie będę za równouprawnieniem. :)
Uważam, że kobieta to kobieta. Powinna mieć ogolone nogi, być czysta, pachnąca, delikatna.
Najlepiej jak jeszcze będzie uprzejma, czuła i opiekuńcza.
Facet to co innego. Może się czasem nie ogolić (choć nie lubię zarostów, kocham gładziutkie twarze), może czasem (po pracy) nie pachnieć fiołkami (oby się wykąpał, jak to już będzie możliwe!), może być szorstki, może być gburowaty (w ramach pewnych granic), może czasem przeklnąć (byle K.. nie stało się przecinkiem - tego nie toleruję!), może mieć zniszczone buty itd..
Nienawidzę metroseksualizmu!
I nie uważam, żebym swoimi poglądami kogoś krzywdziła.
Nie zabraniam kobietom szlajać się pod mostami, z wódą w garści, klnąc i rzygając na równi z ich męskimi kolegami, ani też pracować w kopalniach czy gdzie tam chcą.
Droga wolna, ale nie mam zamiaru siebie sama przekonywać, że to jest fajne.
Mi się to nie podoba i nie chcę, żeby mi się podobać zaczęło. ;)
tez tak mam :) Powrót do góry
pot nie cuchnie, cuchnie jak ktos sie nie myje (kobieta czy facet, to obojetne), na skorze sa bakterie. no i jak nosi ubranie pare razy bez pranie...
Kobiecy pot mniej cuchnie (zazwyczaj).

A może to dlatego, że kobiety nie zapominają zazwyczaj o dezodorancie?
Tylko dlatego podkreśliłam to, że facet powinien się zaraz umyć.
Bo znam osobiście takiego, przy którym nie jestem w stanie wytrzymać bez otwarcia okna, jak się spoci (chociaz poprawka - to było, zanim się związał z moją koleżanką. Ta znajomość cudownie sprawiła, że facet już nie śmierdzi jak nas odwiedza. - Dezodorant?).
Kobiety takiej nigdy nie spotkałam.
oj, a ja spotkałam kobietę od której śmierdziało, właśnie z powodu spocenia się

ja lubię, jak mężczyzna jest zadbany ale nie meroseksualny!!!
a najbardziej nie lubię jak goli pachy i nogi, może to i bardziej higieniczne ale mam gdzieś taką higieną jak mnie to odpycha
i opalenizna z solarium u faceta nie podoba mi się
Kasik, dlatego to tylko były chłopak, nic więcej (mimo że prosił o błogosławieństwo moją mamę)

dlaczego zadbany = metroseksualny? Moim zdaniem jest między tymi pojęciami jeszcze szeroki wachlarz różnic.
a najbardziej nie lubię jak goli pachy i nogi, może to i bardziej higieniczne ale mam gdzieś taką higieną jak mnie to odpycha
i opalenizna z solarium u faceta nie podoba mi się
bleeeee
taki by u mnie byl skreslony na starcie
Zawsze mnie zastanawia, czemu owe bakterie smrodkotwórcze występują akurat na skórze pod pachami i na stopach, a nie wszędzie.
Może mi ktoś wyjaśnić?
Ja się mocno pocę. Stosuję blokery i jest ok, ale bez nich tragedia.
Pocę się też na plecach. W upał pot płynie mi strumieniami w nogawkach spodni nawet - Dlaczego tam nic nie śmierdzi?
Ogolonych nóg u faceta bym nie zniosła!
Ale kudłatych jaj też nie zaakceptuję.
Pod pachami w sumie mi wszystko jedno. Mój W. ze dwa razy w życiu ogolił i nawet mi się to podobało, ale wcale nie odrzucają mnie jego kłaki, gdy się nie goli.
To kolejna różnica i niesprawiedliwość, bo kudłate pachy u kobiety przyprawiają mnie o mdłości.
dlaczego zadbany = metroseksualny?
no właśnie dla mnie jest różnica pomiędzy zadbanym a metroseksualnym
np. opalenizna z solarium i golenie nóg/klaty/pach podchodzi mi pod to drugie
dbanie o czyste ubranie, ładny zapach, umyte włosy a nie tłuszcz na głowie to jak najbardziej dbanie o siebie
zarost - mi jest obojętny, u swojego męża lubię jak ma niewielki zarost, wąsów natomiast nie lubię ale wąsów nie uważam za zaniedbanie, chyba, że facet wygląda w nich fatalnie, no i wąsy jak dla mnie to dla starszych panów jeśli już...
A ja nie byłam, nie jestem i nie będę za równouprawnieniem.

Smużka, jesteś, jesteś, tylko wybiórczo


Jak się zdenerwujesz, to nie zdarzy Ci się zakląć? Nie podchmieliłaś się nigdy na imprezie? Grunt, żeby wszystko miało odpowiednie miejsce, czas i częstotliwość.
A to jacy faceci nam się podobają... To też jest kwestia bieżących wzorców kulturowych. 50 lat temu kobitki nie goliły nóg i też miały branie, a jak któraś z Was ma znajomych czy uczniów w gimnazjum, to wie, że ciężko czasem nam odróżnić czy to emo w wymodelowanych włoskach opadających na oczka to chłopiec czy dziewczynka

Ja nienawidzę widoku klnącej i palącej kobiety, a jak jeszcze robi to nad wózkiem z dzieckiem, bo mnie szlag trafia.
Mężczyzn niby też takich niecierpię, ale od kobiety więcej wymagam. Facet dla mnie nie musi być piękny, delikatny i pachnący, więc mam dla niego większy próg tolerancji (choć ów próg cały czas mam).
Nienawidzę metroseksualizmu!
I nie uważam, żebym swoimi poglądami kogoś krzywdziła.
najbardziej nie lubię jak goli pachy i nogi, może to i bardziej higieniczne ale mam gdzieś taką higieną jak mnie to odpycha
i opalenizna z solarium u faceta nie podoba mi się
Zgadzam się jak nic!

W ogóle jaka ciekawa dyskusja!

No i jeszcze co do strojów galowych na egzaminy, to u nas praktycznie wszyscy się do tego stosują i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej!
buba, wlasnie nie wyobrazasz sobie bo nie znasz

No i jeszcze co do strojów galowych na egzaminy, to u nas praktycznie wszyscy się do tego stosują i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej!
No, ja też myślę, że w Pl to jeszcze nie jest najgorzej w porównaniu z zachodem, jak już było wspomniane.
buba, wlasnie nie wyobrazasz sobie bo nie znasz

Piszę "nie wyobrażam sobie" w sensie, nie popieram.
Ja wiem, że w DE co innego jest normą i tam pewnie dziwi nasze stojenie się.
U nas z kolei ubranie się zwyczajnie jest odbierane jako brak szacunku i już.
Chyba rzeczywiście nie ma co się bulwersować, skoro w innych krajach ludzie są po prostu nauczeni inaczej, to nie zakładają, że swoim strojem takim lub innym mogliby kogokolwiek urazić.

A to jacy faceci nam się podobają... To też jest kwestia bieżących wzorców kulturowych. 50 lat temu kobitki nie goliły nóg i też miały branie, a jak któraś z Was ma znajomych czy uczniów w gimnazjum, to wie, że ciężko czasem nam odróżnić czy to emo w wymodelowanych włoskach opadających na oczka to chłopiec czy dziewczynka

podpisuję się pod tym. Może w następnych dekadach wszyscy, niezależnie od płci, będą się wszędzie depilować i będzie to równie wymagane u obu płci. Dziś dla większości z nas wygolony facet = bleee, ale nie zdziwię się jak to się zmieni.
kiedyś za szczyt chamstwa uważano u chłopaków dłuższe włosy. Dziś są czymś normalnym. Kiedyś kobiety w krótkich włosach bulwersowały, dziś, też te łyse wyglądają całkiem całkiem.
a co do przekleństw. Nie rozumiem, dlaczego kobieta miałaby być kulturalniejsza od mężczyzny. takie rozumowanie pochodzi jeszcze z czasów, kiedy facet był panem, a kobieta miał siedzieć grzecznie w kuchni i ładnie wyglądać - bez prawa głosu. To on decydował w domu / w państwie, to on mógł kłócić się z innymi facetami, a ona wszystko cicho akceptować. Dziś kobieta może się w końcu odezwać, ale tylko grzecznie, bez podniesienia głosu, bez tupnięcia, bo ... nie wypada.
Ja sobie nie wyobrazam ogolonych nog u faceta, ale pachy juz tak. Bez skutku namawiam swojego, zeby sobie ogolil pachy. Na razie nie zdolalam go przekonac, ale wierze, ze kropla drazy skale i ze wkrotce to zrobi

a co do przekleństw. Nie rozumiem, dlaczego kobieta miałaby być kulturalniejsza od mężczyzny. takie rozumowanie pochodzi jeszcze z czasów, kiedy facet był panem, a kobieta miał siedzieć grzecznie w kuchni i ładnie wyglądać - bez prawa głosu. To on decydował w domu / w państwie, to on mógł kłócić się z innymi facetami, a ona wszystko cicho akceptować. Dziś kobieta może się w końcu odezwać, ale tylko grzecznie, bez podniesienia głosu, bez tupnięcia, bo ... nie wypada.
Chyba się nie rozumiemy do końca.
U mnie to nie działa na zasadzie, że ja kobietom "zabraniam" przeklinać.
Nie, ja się spodziewam (jak widać niestety na co dzień dość naiwnie), że zachowają wyższą klasę.
Tak jak nie dziwi, nie razi mnie, że robotnik na budowie klnie jak szewc, ale jak zobaczę klnącego tak samo księdza, to będę zbulwersowana, a tak samo jeden i drugi ma jaja między nogami.
Chciałabym, żeby kobiety wykazywały większą kulturę. Nie wiem, czemu. Po prostu tak mi się uwidziało, zapewne dlatego, że tak mnie wychowano.
A myślałam że to tylko ja jestem przeciwko równouprawnieniu

Co do egzaminów to zawsze byłam zdania że należy wyglądać elegancko i chociaż idzie dobrze skomponować żakiet z jeansami to jestem przeciwko jeansom w takiej sytuacji. A najbardziej rozbroiła mnie koleżanka z roku jak przyszła na egzamin w leginsach w panterkę!
Widzę że się zrobił ogromny OT

No faktycznie, trochę nam zeszło z mundurków na depilację i bluzgi

Ja bym chciała, żeby wszyscy byli kulturalni. Dla mojego męża, który jest normalnym, dobrze wychowanym facetem jestem prawdziwą damą i to z przyjemnością. Ale jak w pracy niestety jestem otoczona starymi burakami, których bawi rzucanie wiąch i opowiadanie obleśnych dowcipów przy dziewczynie o 30 lat młodszej, to bez wypieków na twarzy odpowiadam im tym samym i od razu mam spokój.
Co do ubrań u nas i w innych krajach, to mój kuzyn mieszka w Anglii i tam jego córka miała Pierwszą Komunię. Obaj z wujkiem odwalili się w garnitury, no bo jak inaczej? A wszyscy inny rodzice byli ubrani w stare jeansy, t-shirty, jak na plaże co najmniej. Kuzyn się śmiał, że wyglądali przy nich idiotycznie, chociaż to tamtym powinno być wstyd.
Ja też nie jestem za całkowitym równouprawnieniem, ale nie rozumiem, dlaczego kobieta miałaby nie kląć. Sama klnę jak szewc jak się zdenerwuję. W codziennej komunikacji natomiast raczej nie przeklinam.
U facetów lubię jak mają zarosty, to mi się takie męskie zawsze wydaje, sama nie mam to pewnie dlatego


To że śmierdzi nieraz, po pracy zwłaszcza, no to trudno, mnie to nawet kręci (oczywiście tylko mój mąż


Nie lubię jak facet przesadnie dba o siebie, czyli o goleniu części ciała innych niż twarz nie wspomnę.
Facet może być czysty, popsikać się jakimś ładnym zapaszkiem i tyle. Nie zniosłabym faceta, który musiałby mieć codziennie świeżą wyprasowaną koszulę. Lubię to, że mój mąż nie przywiązuje wielkiej wagi do swojego wyglądu. Przynajmniej to ja decyduję, kiedy ma wyglądać ładnie, a kiedy może byle jak

Nie zniosłabym faceta, który musiałby mieć codziennie świeżą wyprasowaną koszulę.
nie mow, ze to jest prawda?

dziekuje za mojego czystego, codziennie w czystych wyprasowanych koszulach pachnacego meza ... Powrót do góry
zależy kto te koszule miałby prasować

ja uwielbiam swojego męża w koszuli. często je nosi do szkoły.
Facet może być czysty, popsikać się jakimś ładnym zapaszkiem i tyle. Nie zniosłabym faceta, który musiałby mieć codziennie świeżą wyprasowaną koszulę. Lubię to, że mój mąż nie przywiązuje wielkiej wagi do swojego wyglądu. Przynajmniej to ja decyduję, kiedy ma wyglądać ładnie, a kiedy może byle jak

Mój musi mieć codziennie świeżą wyprasowaną koszulę bo inaczej nie mielibyśmy z czego żyć (a przynajmniej dochody spadłyby nam o co najmniej 1/2). Takiego też byś nie zniosła? I cieszę się, że nie muszę za niego decydować kiedy ma ładnie wyglądać a kiedy może przyłożyć mniejszą wagę do stroju (czasem to nawet on mi zwraca uwagę, że chyba wypadałoby włożyć coś bardziej eleganckiego - ja mam dość elegancji w pracy i poza nią przywiązuję mniejszą wagę do stroju).
Ja bym chciała mieć faceta codziennie w czystej koszuli. Mniam..

A mój to informatyk - dla wielu nic więcej tłumaczyć nie trzeba.
Musze pilnować, żeby na wigilie nie wyszedł w powyciąganym swetrze.
Choć zmienił się bardzo, odkąd ze mną jest. Potrafi się ubrać, jak mu powiem, że musi. Czasem sam z siebie chce sobie kupić coś ładnego.
Niestety goli się co drugi dzień, bo mu się skóra strasznie podrażnia + bo nie lubi się golić.
Ech.. A wolałabym mieć codziennie gładziutką twarzyczkę do całowania.
musi nie musi, ale to jest poprostu higiena!
smuzko moj maz tez jest informatykiem


na wazne terminy oczywiscie gar, oj wtedy go uwielbiam!
ostatnio w nowym garze byl na slubie ze mna, myslalam ze go zjem

Kasik, Twój to wyjątek najwidoczniej i miałby tak niezależnie od zawodu pewnie.

Mam 5 koleżanek z mężami informatykami. Tragedia ubraniowa.
Nawet są kawały o informatykach, bardzo trafne czasem, muszę przyznać. Powrót do góry
impreza u informatakow:



albo nowoczesnie:
[img]http://smithams221.files.wordpress.com/2008/05/dorkathon-5-lan-party-05.jpg?w=300&h=225[/img]
na szczescie moj maz nie jest "typowym" informatykiem



Znam tą nowocześniejszą wersję.

Jak mnie Wojtek przedstawiał swojemu bratu i do niego wpadliśmy na piwo (grzecznie zapowiedzieliśmy się parę dni przed)... Wchodzimy, a tam 4 facetów. Na stole 4 laptopy, między laptopami paczka paluszków, a pod stołem skrzynka piwa.
(Brat Wojtka też jest informatykiem, jego kumple podobnie).
Tia.. Powrót do góry
to moj m na szczescie nie jest takim informatykiem co od kompa czy lapka nie odchodzi.


Zazdroszczę. U nas w domu laptop to jest jak kochanka. Wojtek więcej czasu z nim spędza w łóżku niż ze mną!

Ale to już chyba wyjątkowo daleko posunięty OT się zrobił, bo już nawet nie jest o ciuchach!
a ja chcąc nie chcąc prasują zacne koszule mojego mężą z logo firmowym

Nie zniosłabym faceta, który musiałby mieć codziennie świeżą wyprasowaną koszulę.
nie mow, ze to jest prawda?

dziekuje za mojego czystego, codziennie w czystych wyprasowanych koszulach pachnacego meza ...
amen


aha i moj tez informatyk

Widocznie inne wymogi w pracy mają Wasi informatycy.
Mój w garniaku nigdy nie był w pracy. Zawsze dżinsy lub inne spodnie na luzie, do tego t-shirt lub koszula (różnie).
W ogóle mój mąż w garniaku chodzi tylko na wesela i raz na święta był w nim u mojej ciotki.
A mnie też kręcą eleganccy faceci! Ale tak na co dzień to chyba nie dla mnie tacy, bo ja sama zawsze na sportowo ubrana chodzę. Nie posiadam żadnych szpilek, żadnej małej czarnej, jedną tylko spódnicę, jedną sukienkę (poza ślubną).
Mój mąż jako nauczyciel to stara się dobrze reprezentować i zawsze ma schludny strój. Uwielbiam go jak jest taki pachnący i ogolony, a szczególnie w garniaku na tych szkolnych uroczystościach


Ja tam się cieszę że się trochę zmieniły czasy i od mężczyzn też wymaga się higieny i schludności
Nie zniosłabym faceta, który musiałby mieć codziennie świeżą wyprasowaną koszulę.
nie mow, ze to jest prawda?

dziekuje za mojego czystego, codziennie w czystych wyprasowanych koszulach pachnacego meza ...
ja na szczęście nie mam krawaciarza w domu

Golenie twarzy zostawiam jemu - skoro nie lubi tego robić codziennie niech nie robi. Mi to nie przeszkadza. Na urlopie to i 2 tygodnie potrafi się zapuścić


mój mąż pracuje w takiej firmie, gdzie inny "mundurek"niż "krawaciarz" świadczyłby nie do końca o nim dobrze. Często wychodzi na oficjalne słuzbowe spotkania, nie wyobrażam sobie by poszedł inaczej niz w garniturze

mój mąż pracuje w takiej firmie, gdzie inny "mundurek"niż "krawaciarz" świadczyłby nie do końca o nim dobrze. Często wychodzi na oficjalne słuzbowe spotkania, nie wyobrażam sobie by poszedł inaczej niz w garniturze

U mojego to samo.
A problemu z prasowaniem nie mam bo prasuje sobie sam



Krawaciarze nie są sztywniakami - po prostu tego wymagają niektóre zawody/firmy. Nie uważam, że każdy na co dzień do roboty w garniaku musi biegać ale przypisywanie komuś z tego powodu łatki sztywniaka jest nie fair (jak ktoś do pracy może w t-shircie, w jeansach albo bez krawata to nie nazywam go z góry fleją...).
Poza tym w dobrze dobranym garniturze każdy facet wygląda min. 10 razy przystojniej (przynajmniej moim skromnym zdaniem). Powrót do góry
Oj mój jest elektrykiem i informatykiem. I chodzi w dresach, jeansach i koszulkach yakich XXX.

poza tym też jestem za dbaniem o siebie i odpowiednim ubiorze. Ale nie przesadzajmy


http://ciekawe.onet.pl/spoleczenstwo/gimnazjalna-rewia-mody,1,4851771,artykul.html
znam z autopsji

i od lat sie zgadzam, ze sprawe pogorszylo wprowadzenie gimnazjow Powrót do góry
Poza tym w dobrze dobranym garniturze każdy facet wygląda min. 10 razy przystojniej (przynajmniej moim skromnym zdaniem).
wlasnie, w dobrze dobranym! bo ja widze facetow w pseudo garze, najczesciej za duzym...z butami "trumiennymi" to wolalabym patrzec na takiego w t-shircie
