wiara w boga- po co?
Katalog znalezionych frazagniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
po co ludzie wierza w boga?...do czego jest to im potrzebne?
ja nie wierze w boga w sensie istoty ktora wszystkim swiadomie kieruje
i uwazam ze to jest ułomnosc ludzka ze potrzeba jest im wiara ze cos nad nimi czuwa
ja uwazam ze kazdy z nas jest bogiem...ze kazdy ma moc kreacji swojego zycia w nieograniczony sposob...niestety rowniez lekami stad ludzkie niepowodzenia
zastanawia mnie dlaczego człowiekowi tak łatwo jest uwierzyc ze bog spełni jego prosby a nie potrafi uwierzyc ze to on sam moze osiagnac wszystko czego chce???
dnia Sob 9:58, 01 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
Pascal nie znalazł racjonalnego uzasadnienia istnienia Boga, sprawę wiary rozwiązał więc za pomocą małego obejścia.
Przeanalizował zyski i straty jakie wynikają z życia w wierze i doszedł do takich oto wniosków:
Jeśli wierzymy w Boga i żyjemy zgodnie z jego przykazaniami zyskujemy życie wieczne oraz "przyzwoite" życie - a więc, wg założeń jakie przyjął Pascal, wygrywamy wszystko!
Jeśli wierzymy w Boga a żyjemy bezbożnie, nie dość, że pędzimy niegodne życie to w ostatecznym rozrachunku wszystko przegrywamy, gdyż zostajemy potępieni.
Jeśli nie wierzymy w Boga, a żyjemy uczciwie(więc wg. założeń Pascala zgodnie z przykazaniami), mimo iż pędzimy życie piękne, ostatecznie przegrywamy, gdyż omija nas życie wieczne-największa nagroda.
Jeśli nie wierzymy w Boga i żyjemy bezbożnie, to generalnie niewarci jesteśmy niczego:), no i jak łatwo się domyśleć - PRZEGRALIŚMY!!!
http://www.obeznani.pl/s/1/jak-brzmial-zaklad-pascala
ja tam wole przyjemne zycie i na moich zasadach...i zdecydowanie wygrywam fajne zycie
ja nie wierze w boga w sensie istoty ktora wszystkim swiadomie kieruje
tez nie, ale wierze ze jest cos ponad, cos czego my jestesmy czescia, mozna to nazywac absolutem, prazrodlem, superinteligencja etc.. mamy w sobie iskierke z tego prazrodla ale nie jestesmy bogami. wierze tez ze sa istoty bardziej "boskie" od nas, emanacje tej praenergii czyli rozni bogowie (nie jeden bog ), anioly i inne byty duchowe.
a ja co niedziele chodze do kosciola wy grzesznicy
ja w byty wierze bardzo.bo jakos tego doswiadczylam i troche ich poznalam.
a wogole ci najbardziej wierzacy ludzie to z doswiadczenia to najgorsze ch...
i opal zgadzam sie..
ja nie doswiadczylam ale jakos tak czuje ze tak wlasnie jest
ja też wierzę, że jest jakaś wyższa energia, absolut, wyższa inteligencja itp
natomiast odnoszę sie do systemów wierzeń, które przeważnie straszą i obiecują oraz mówią jak zyć, tego nie akceptuję, tak samo jak klękania na dzwonek i odwalania regułek z pamięci bez świadomości tego, co się klepie
Bog jest, istnieje, absolut, sila wyszsza, jakkolwiek sie ja nazwie...ja w to wierze.
A to co piszesz Iloczku o klepaniu i wstawaniu na komende- to juz kosciol, ich zasady. Wiecie ze ostatnio przezylam maly szok, tzn uslyszalam opinie o nas polskich katolikach z ust ludzi innej nacji...stwierdzili ze niby jestesmy katolikami ale nie znaja zadnego prawdziwego takiego z przekonania. Juz chcialam im o moherach powiedzeic, ale dalam sobie spokoj
no fakt ale one nie katoliczki, bo nie nadstawiają drugiego policzka i nie krzewią miłości do bliźniego
ale fanatyczki
Jestem agnostykiem, wierzę w różne siły "nadprzyrodzone" ale żadna siła nie zmusi mnie do wyznawania jakiejkolwiek religii.
Wzywać imienia pana boga nadaremno oduczyłam się mając 10 lat i tak zostało.
Rzygać mi się chce natomiast gdy widzę tych "katoli", którzy są żenującym obrazem kościoła.... nie musze tu nikomu z obecnych chyba tłumaczyć dlaczego
A po co komu bóg? <celowo piszę z małej> Już zostało napisane ale nie warto mylić wiary w boga z wiarą w kościół bo jedno z drugim ma niewiele wspólnego wbrew pozorom.
Większośc z tych katoli słysząc jakie jest moje podejście i zdanie umie na mnie nakrzyczeć, że ja robię źle! Że robię krzywdę dzieciom <nie są chrzczone>, że ograniczam je i nie docierają argumenty, że to własnie ja a nie oni daję dzieciom wolną wolę
dnia Sob 14:00, 01 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
po co ???? by miec poczucie ,ze jest jakis sens wszystkiego ,ze jest opieka i wsparcie itd .. wiara -obojetnie w co i w jakiego boga bardzo jest "pomocna " ,pomoga w wytworzeniu sie kregoslupa moralnego u kazdego ,poczucia "sily " pomocy,czesto chroni i to skutecznie przed popadaniem w rozne nalogi chociazby ,czy w wychodzeniu z nalogow -wiara dodaje sily zwlaszcza w trudnych chwilach ,w przetrwaniu ich .... oczywiscie jesli jest to zle zrozumiane to zaczyna odnosic odwrotny skutek od zamierzonego ..debili i fanatykow nie brakuje ..
to jak sie wierzy i jak sie rozumie to wszystko zalezy od poziomu czlowieka chyba ...
mysle ,ze wiara daje w pewnym sensie "poczucie bezpieczenstwa " niektorym zwlaszcza ..
no własnie..piszesz kilka razy "wiara"...a nie bog
to wiara daje siły a nie bog tak naprawde moim zdaniem
ja uwazam ze gdyby czlowiek uwierzył ze kij od szczotki mu pomoze i zaczałby sie do niego modlic uzyskałby taki sam efekt
a ja wierze w siebie, ufam sobie...i wiem ze jestem "ze soba" bezpieczna
sensem zycia jest zycie przeciez a co potem to jakie to dla "obecnej swiadomosci" ma znaczenie?
mam dzis bardzo filozoficzny nastrój dnia Sob 17:31, 01 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
sensem zycia jest milosc...dla mnie, we wszelkiej postaci.
Czyli wobec tego Koli nie wierzysz w zycie po zyciu...bo tak rozumiem twoje ostatnie zdanie. Czyli idac dalej twoim tropem : nie wierzysz w anioly, diably, byty itp?!
ja wieze, ale nie upieram sie, ze po zyciu jest kolejne zycie (wcielenie)...
ale nie ma to znaczenia dla mojego obecnego zycia...bo nie pamietamy tego co było w poprzednim
co ma w moim obecnym zyciu zmienic fakt ze jest reinkarnacja czy zycie po zyciu?
wierze w człowieka
aaaa. Riwcia ciesze sie ze cie widze dnia Sob 17:48, 01 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
no ale to co piszesz troche nie jest spojne...bo jesli wierzysz, ze istnieje reinkarnacja to dlaczego twierdzisz, ze nie ma wplywu na twoje zycie poprzednie wcielenie? Wedlug pojecia reinkarnacji, dostajemy w obecnym wcieleniu lekcje do przepracowania i tylko twoja/nasza postawa i sposob odrobienia jej zalezy calkowicie(tak mysle) od nas samych...
W cos wierzymy, kazdy w cos wierzy, w kogos...ponoc bog jest w nas...no jesli ciezko to zrozumiec to odniose sie do pojecia kosmosu: makro i mikro kosmosu czyli nie wierzysz w boga jako w bostwo ale wierzysz w boga czyli w mikrokosmos:czlowieka, zwierze, nawet roslinke.
Dla mnie bardzo ciekawe jest to co przed nami zakryte,...ale moze nawet lepiej ze nie wszystkie karty sa przed nami otwarte, bo wowczas zycie staloby sie przewidywalne...czyli nudne. Dlatego wierze w boga: w makrokosmos i mikrokosmos.
Mam nadzieje, ze nie za bardzo odlecialam No i jestem ...co nie oznacza, ze na zawsze
ja cie rozumiem riwa i sie zgadzam
bardzo mądrze napisane riwka
na obecne zycie, to moje ziemskie, z ziemska . normalna swiadomoscia, moim zdaniem nie ma...na wybory mojej duszy pewnie tak..
ale ja zyje tu i teraz i to z jakiej przyczyny to moze byc decyzja mojej duszy,
ale nie moja swiadoma i ona mnie nie obchodzi
mnie nie interesuja przyczyny dla ktorych urodziłam sie tu i tu...taka a nie inna
ja z materiału dostepnego lepie sobie takie zycie jakie mi odpowiada (prawdopodobnie zgodne z oczekiwaiami duszy)
dlamnie bog jest w nas...i tylko w nas
dlatego bog to my
koli, można zacząć trenować obe, podróże astralne i zacząć czerpać wiedzę i na tematy "tam"
a żeby można to było zweryfikować, czy to nie tylko wyobraźnia lub sen, można to robić w kilka osób i porównywać wyniki
Koli...bo masz silnie zaakcentowana czakre pierwsza...mocno stoisz na ziemi.
Ponoc to zaleta/specyfika mezczyzn...my kobiety bardziej takie "odlotowce" jestesmy Choc teraz czesto mezczyzni maja bardziej wrazliwa nature od kobiet.
To co piszesz Iloczku jest bardzo ciekawe...ale ja sie boje wychodzenia z ciala.
Nie wiem czy to ma zwiazek z oobe ale pare razy czulam takie "walniecie" jakbym z hukiem wrocila do siebie..ale pamietam tylko te trzasniecie cialem, nic wiecej.
ja tez sie boje. w astralu bywa niebezpiecznie
a ja jak kiedys wyszlam z ciala z pol rtoku temu to spotkalam dobrego byta, taki mily byl i spokojny
ale ja tego nie praktykuje wiec pewnie nigdy go juz nie spotkam.
do zycia potrzebna jest wiara .. obojetnie w co ,w jakiego "boga" -i tu jest odpowiedz na pytanie po co ludzie wyznaja religie rozne itd -bo podstawa religii jest wiara wlasnie ,kazdej ,cwiczenie jej ... bez wiary ,jest wola oslabiona i brak jest poczucia sensu ,zatem czesto i bezpieczenstwa pewnego rodzaju ..co naraza w duzym stopniu na porazke zyciowa szeroko rozumiana ..
ludzie bardzo swiadomi,mocno rozwinieci ,nie potrzebuja szukac uosobien ,alegorii wiary jako takiej i nie potrzebuja byc "prowadzeni "
inni natomiast moga odczuwac zbyt duzy chaos i wew.brak pewnosci czy zrozumienia dla okreslonych wartosci ,stad religie poszczegolne sa jakby dla nich "ulatwieniem" ,pewnego rodzaju "pomoca " w odnalezieniu w sobie i uruchomieniu wiary jako takiej ...
a ze ludzie sa rozni i nieswiadomi to nietrudno o rozne wypaczenia i skutki oplakane i problem w dostrzezeniu istoty ,zamiast tego natomiast skupiaja sie na duperelach bez znaczenia (czyli np na tym jak bog ma na imie ,jak wyglada i jakie ma pochodzenie i inne bzdury )
riwka, prawdopodobnie wracałaś do ciała, podobno też te sny o spadaniu, gdzie się gwałtownie budzimy, to wtedy wracamy do ciała z wędrówek sennych
no niebezpiecznie może być, ale przy odpowiednim wyćwiczeniu to i można błyskawicznie wrócić do ciała, wystarczy wyrazić chęć, mozna też sie afirmować na spotykanie "dobrych" bytów i wzywać je
habka, może akurat na swojego "przewodnika" trafiłaś, to i może nie raz go spotkasz
tak nawiasem...dzis przez przypadek natknelam sie w sieci na slowo:Kokovorismus
to nurt a`la hippisowski, zapoczatkowany przez niejakiego A.Engelhardta, wierzacego ze zycie nago i spozywanie owocow drzewa kokosowego daje niesmiertelnosc i laczy z bogiem. Ze kokos jest kamieniem filozoficznym i inne podobne temu pierdolki
Ludzie chca w cos wierzyc
a jak ta sekta świątynia słońca, czy inne, co wierzą niby w koniec świata i masowe samobójstwa popełniają? to jest dopiero chore
chore czy nie ,ale co by nie gadac wiara nadaje czesto sens zyciu...bo wiara pomaga ,a raczej jest niezbednym "skladnikiem "motywacji..a zeby "zyc " robic cos ,podazac w jakims kierunku trzeba byc zmotywowanym .. inaczej czesto czlowiek jest zagubiony i zamiast "podazac " zaczyna "uciekac " -od siebie glownie -a to prowadzi wiadomo ,ze nie do "sukcesu tylko do porazki -takiej czy innej ,bo uciec od siebie sie nie da ..
no ci od apokalipsy to raczej wiary w życie nie mają i do życia ich nie pcha, dlatego pisałam, ze chore
czlowiek musi w cos wierzyc niewazne jak to nazywac
cokoliwek...bo wiara nadaje sens zyciu
dokladnie agat ...
mi wystarcza wiara w siebie
Wiara w siebie moze iść w parze z wiarą w Boga, absolut, energie ( czy jakkolwiek to zwać). Wiara w Boga jest dla mnie tym, ze cos jest oprócz tej materii, że to wszystko ma sens, przyczynę i skutek. Fajnie ze nie wiem wszystkiego, bo po to tu jestem zeby żyć i doświadczać poprzez to życie. Wiara w siebie to jest to, ze wiem ze życie moje zależy ode mnie i nie zwalam wszystkich niepowodzeń na ( coś tam )
Pewnie ze przychodząc tu cos sobie zaplanowałam do przeżycia, ale moja wolna wola pozwala mi dokonywać wyborów.
Ja zauważyłem, że większość religii prędzej czy później prowadzi do fanatyzmu, ja nie lubię fanatyzmu, więc analogicznie nie lubię konkretnej religii.
Nie wierzę w koncepcję boga, który jest zarówno wszechmocny jak i tylko dobry, sorry ale jeżeli coś jest wszechmocne/nieograniczone to nie może być ograniczone jako tylko dobre. Katolicki wszechmocny bóg nie może sobie dać rady z szatanem? To jaki on wszechmocny? Jaki kochający i wybaczajacy i bezinteresowny? Kochaj mnie i czcij mnie albo wrzucę cię do piekła żebyś po wieczność cierpiał męki w ogniu piekelnym?
Wierzę natomiast, że istnieje wyższa siła, ale nie siła która domaga się krwawych ofiar, lub straszy szatanami, piekłem i wiecznym potępieniem, lub obiecuje dziewice czy niebiański domek, tylko życiodajna siła która po prostu jest, przepływa cały wszechświat, wszystko co istnieje, scala wszystko do kupy, siła dzięki której, naszymi myślami możemy kreować rzeczywistość (nie tak widowiskowo jak na "Incepcji" ), już wyjaśniam - codziennie podejmujemy tysiące podświadomych decyzji, automatycznych, nie zastanawiamy się nad nimi, kiedy wiemy czego chcemy, te decyzje przestają być przypadkowe, chociaż dalej o nich nie myślimy, a owa siła sprawia, że jeśli będziemy czegoś bardzo chcieli, to różnorakie zdarzenia w naszym życiu potoczą się tak, by nam to dać Można tu przytoczyć efekt motyla. Wierzę w żywioły, które są częścią tej siły, reprezentują ją w różnych aspektach. Wierzę że po śmierci, nasze dusze scalają się z tą siłą, wracają do niej, z powrotem "wpływają do rzeki". Wierzę, że owa siła manifestuje się pod różnymi postaciami - zarówno pozytywne (zwane jako anioły, dobre duchy etc.) jak i negatywne (sklasyfikowane jako demony, złe duchy itd.). W moim postrzeganiu, wszystko jest ze sobą połączone - gdyż przez wszystko przepływa ta siła, dlatego magia działa Wierzę że kształty mają energię, która pochodzi z tej siły (tzn. siła przepływając przez kształt zaczyna wibrować w określony sposób). Kocham geometrię. Najpiękniejsze budowle jakie powstały zostały zbudowane w oparciu o pewne złote zasady geometrii, mimo upływu tylu wieków - nadal trwają (a dzisiejsze budynki sypią się po 200-300 latach). Stąd też i feng shui - promieniowanie kształtów, kierunkowanie przepływu energii.
Taka jest moja koncepcja
Ja nie wierzę w boga jakim przedstawiają go religie <wszystkie>.
Bóg (siła wyższa jakakolwiek) po prostu JEST.
Nie jest ani dobry ani zły.
Stworzył (?) i obserwuje.
To takie wygodne powiedzieć gdy ktoś umiera młodo <bóg tak chcial> gówno prawda.
Owszem wierzę w Jezusa, z tego wszystkiego to jedyna realna postać jak dla mnie.
Fajny gostek musiał być... i jak dla mnie to zwyczajny kosmita ot co.
Przecież do diaska nie jesteśmy sami w tak wielkim wszechświecie! A może to tylko iluzja, snem czyimś jesteśmy lub wizją szaleńca?
Co daje wiara? Pytanie też w CO chce się wierzyć... wierzymy przede wszytskim w nasze przekonania
pokręcone to
To takie wygodne powiedzieć gdy ktoś umiera młodo <bóg tak chcial> gówno prawda. Zgadzam się w 100% A Bóg (czy tam siła wyższa, energie) dokładnie - zwyczajnie sobie jest i trwa.
to czy wczesnie umieramy wg mnie jest wyborem duszy, a nie Boga.
o toto
Dlaczego umierają noworodki?
Bo to był osttani etap ich doświadczeń tutaj, dać się pokochać np? albo zmienić priorytety rodziców...
ja unikam słowa dusza choć to tylko semantyka, używam określenia byt
zresztą od dziecka uważałam, ze ja składam się z 3 elementów...
Ja 1> jako ten byt który zbiera doświadczenia
Ja 2> jako ciało
Ja 3> jako wszystkie myśli i emocje
i w/g mnie tylko 1 jest czymś trwałym i stałym
2 i 3 są tylko pomocnikami
zgadzam sie z toba nomka
No i doszlismy do consensusu, ze bog istnieje, ale nie musi nazywac sie bogiem w pojeciu religii swiata
Filozofia najbliższa mojej to Buddyzm, polecam każdemu kto próbuje znaleźć troszkę więcej sensu w życiu niż tylko pojeśc... pospać i poseksić
Bo to filozofia, styl bycia a nie religia, zresztą samo słowo religia oznacza powrót do źródeł <w chrześcijaństwie jest to powrót do ogrodu pana)
W buddyzmie jest pzrede wszystkim wyznawane poszanowanie człowieka i każdej żyjącej istoty, żyj tak aby być szczęśliwym i nie krzywdzić innych, nie szarp się... jesteś liściem na strumieniu i tak dopłyniesz do celu a ile w to energii wlożysz zależy od Ciebie, mozesz się czepiać kamyczków, płynąć do brzegu lub poddać nurtowi
a pzrede wszystkim... to co najważniejsze, cała mądrość świata jest w TOBIE właśnie
ja nie lubie buddyzmu bo jest za bardzo pesymistyczny jak dla mnie
pesymistyczny ??
to nie wiem coś Ty czytała
bardziej radosnej filozofii nie ma
no ale ta radosc kaza czerpac ze zwyklego zycia i zadowalac sie byle czym i ze przyczyna cierpienia jest pragnienie i ze trzeba sie pozbyc wszelkich dazen by uzyskac nirwane (ktora nie jest wcale fajna wg mnie ) - ale ja moze zbyt przyziemna jestem
Buddyzm
Religia bez Boga. Stawia na wewnętrzną doskonałość i harmonię. Uwolnić się od wszelkich trosk i pragnień. Liczba wyznawców to około 500 milionów.
Buddyzm, jedna z wielkich religii uniwersalnych oraz system filozoficzny, który wywodzi się z nauki o charakterze etyczno-soteriologicznym propagowanej na terenie północnych Indii (Bihar i pogranicze Nepalu) na przełomie VI i V w. p.n.e. przez Siddharthę Gautamę - Budda. Po śmierci Buddy jego nauka szybko się rozprzestrzeniła i za panowania cesarza Aśoki objęła niemal cały subkontynent indyjski, a wraz z misjonarzami dotarła na Sri Lankę i do Azji Południowo-Wschodniej, być może także do Chin. W ciągu kilku następnych stuleci buddyzm stopniowo upowszechnił się na terenie środkowej i wschodniej Azji. Idee buddyjskie pojawiły się w okresie gwałtownych przemian społecznych, ekonomicznych i politycznych (rozwój handlu i gospodarki monetarnej, pojawienie się ważnych ośrodków miejskich, centralizacja władzy i konflikty zbrojne). Egalitaryzm buddyjski, w tym odrzucenie systemu kastowego, był m.in. wynikiem procesu stopniowej asymilacji rdzennej ludności niearyjskiej i wiązał się z republikańskim ustrojem państwowym, na których terenie prowadził swą działalność Budda. Początkowo zwolennicy Buddy stanowili jedną z licznych grup wędrownych ascetów przemierzających dolinę Gangesu, mających odrębne reguły zakonne i zespół wierzeń.
Tradycyjnie najważniejsze filary buddyzmu określa się jako trzy klejnoty (triratna):
Budda - jako propagator,
dharma - nauka Buddy,
sangha - gmina wyznawców.
Symbolem buddyzmu jest dharmaćakra (koło Prawa), które nawiązuje do idei monarchy świata (ćakrawartin). Tak jak ćakrawartin podbija cały świat, wprawiając w ruch dysk (ćakra), tj. śmiertelną broń, Budda zdobywa ludzkość w sposób pokojowy, wprawiając w ruch koło Prawa, tj. głosząc swoją naukę. Nie sposób precyzyjnie zrekonstruować doktrynę pierwotnego buddyzmu, sformułowaną przez jej twórcę, gdyż Budda nie spisał jej sam, jest znana wyłącznie z przekazów jego uczniów. Niemniej kazania Buddy, nazywane sutrami, przechowane w ludzkiej pamięci dzięki specjalnym zabiegom mnemotechnicznym, a następnie spisane, odzwierciedlają oryginalne tezy i argumentację Buddy. Rozprzestrzeniając się na tak rozległym obszarze, buddyzm przeobrażał się pod wpływem lokalnych wierzeń i obyczajów, choć zasadnicze jego tezy pozostały niezmienione do dziś. Pomimo usystematyzowania doktryny na zwoływanych w tym celu synodach ok. III w. p.n.e. wykształciły się odrębne szkoły hinajany, w okresie zaś I w. p.n.e. - I w. n.e. nurt mahajany. Rozwój rytualizmu i asymilacja pierwiastków magicznych doprowadziły do wykształcenia się ok. V w. n.e. trzeciego głównego kierunku buddyzmu - wadźrajany (mantrajana).
Symbolicznym początkiem buddyzmu (a zgodnie z buddyjskimi wierzeniami - odnowieniem prastarej nauki) jest pierwsze wygłoszone przez Buddę kazanie w Sarnath koło Benaresu (Waranasi) ok. 525 p.n.e. Punktem wyjścia nauki Buddy - zawartym w prawdzie o cierpieniu - jest przekonanie, że egzystencja niesie z sobą nieuniknione cierpienie, które wynika z rozłąki z tym, co przyjemne, i połączenia z tym, co bolesne, a co wiąże się z chorobą, starością i śmiercią. Bolesność egzystencji, równoznaczna z samym światem, wynika z faktu, że wszystko, co istnieje, ma chwilową naturę (kszanika) i jest pozbawione trwałego, niezmiennego podłoża. Własne ja nie istnieje. Podobnie osobowość człowieka nie stanowi odrębnej, trwałej i wiecznej całości, lecz jest zmiennym potokiem składającym się z 5 elementów:
doznania zmysłowe,
uczucia,
rozpoznawanie,
dyspozycje psychiczne,
świadomość.
O losach jednostki, w tym także o jej przyszłych narodzinach, decyduje karman, tj. czyn nacechowany etycznie: każde dobre lub złe działanie bezwzględnie pociąga za sobą odpowiednio - zapłatę lub karę. Korzeniem wszelkiego cierpienia jest przekonanie o istnieniu własnego ja. Buddyzm odrzuca istnienie duszy, a odrodzenie się w kolejnym życiu (jako bóg, człowiek, zwierzę, duch lub istota piekielna) jest jedynie nową konfiguracją dharm - nieustające koło losu - reinkarnacja - ciągły powrót.
Buddyzm głosi, że istnieje kres cierpienia, a jest nim wyzwolenie (nirwana) z kręgu wcieleń, uzyskanie najgłębszego spokoju i zanik pragnień. Następuje to w momencie, gdy wygasa wszelki związek między elementami potoku składającymi się na iluzoryczną osobowość i kiedy przestają się one wzajemnie warunkować. Prawda o drodze prowadzącej do unicestwienia cierpienia sprowadza się do szlachetnej ośmiostopniowej ścieżki, wykazującej pewne podobieństwa z praktyką jogi:
1) właściwe spojrzenie,
2) właściwe zrozumienie,
3) właściwa mowa,
4) właściwe działanie,
5) właściwe życie,
6) właściwy wysiłek,
7) właściwa myśl,
właściwe skupienie.
Stopnie 3-5 składają się na zalecenia moralne (śila), ujęte w 5 podstawowych przykazań dotyczących myśli, mowy i czynu:
niekrzywdzenie (ahinsa),
nieprzywłaszczanie rzeczy,
powściągliwość seksualna,
prawdomówność,
powstrzymanie się od substancji odurzających.
Stopnie 6 i 7 składają się na praktyki medytacyjne niezbędne do uzyskania najwyższego stopnia skupienia (samadhi), dzięki któremu można uzyskać oświecenie (bodhi). Stopnie 1 i 2 dotyczą mądrości (pradźńa), dzięki której adept rozumie strukturę świata i rozpoznaje trzy znaki uniwersalne wszelkich uwarunkowanych zjawisk:
nietrwałość,
bolesność,
niesubstancjalność.
Podstawowym zagadnieniem w buddyzmie są kwestie etyczne. Buddysta powinien ćwiczyć się w 3 głównych cnotach:
powstrzymywać się od wyrządzania cierpienia (ahinsa),
kultywować uczucie więzi i przyjaźni z wszystkimi istotami (majtri),
rozwijać w sobie miłosierdzie (karuna).
Przeszkodą w rozwoju wewnętrznym jest asrawa, czyli zmaza, skażenie, zła skłonność. Ma ona 3 rodzaje:
skażenie cielesną żądzą (kama),
skażenie pragnieniem życia doczesnego (bhawa),
skażenie niewiedzą (awidja).
Wegetarianizm nie stanowi nakazu religijnego. Ponadto, skoro odrębne i trwałe ja nie istnieje, bezcelowe jest dążenie do posiadania dóbr i przywiązanie do nich. Z buddyjską ideą wielkiej wspólnoty etycznej wiąże się przekonanie, że człowiek nie dąży do opanowania świata i uczynienia go sobie poddanym, lecz jest jedynie częścią tego świata, a jego natura nie różni się od natury innych żywych stworzeń. W etycznej postawie dodatkową rolę odgrywa świadomość, że w odwiecznym kręgu wcieleń człowiek sam odradzał się w niezliczonych formach egzystencji, a inne istoty żywe bywały w przeszłych wcieleniach związane z nim także więzami krwi. Prawo etycznego postępowania i solidarności z innymi żywymi istotami nie jest zatem odgórnym nakazem, pochodzącym np. od boga, lecz wynika bezpośrednio z natury człowieka i świata.
Z założenia buddyzm jest systemem ateistycznym, bez idei stwórcy czy istoty nadprzyrodzonej kierującej losami świata. Bogowie również umierają i odradzają się ponownie, podlegając w kręgu wcieleń podobnym uwarunkowaniom co ludzie i inne istoty żywe. Budda nie jest bogiem, lecz człowiekiem, który osiągnął ideał wyzwolenia i wskazuje ludzkości właściwą drogę.
Miejscem kultu są pomniki-relikwiarze (stupa), w kształcie kurhanu, o kosmogonicznej symbolice (najwspanialsze to Sańći w centralnych Indiach, Borobudur na Jawie i Angkor w Kambodży), świątynie (ćajtja), zawierające w swym wnętrzu stupę, oraz klasztory (wihara), łączące funkcje schronienia dla mnichów i świątyni. Funkcję kultową pełni melorecytacja formuł modlitewnych, odprawianie rytuałów (pudźa), składanie ofiar (np. kwiatów), oddawanie czci - głównie jako przypomnienie ideału człowieczeństwa - posągom i relikwiom, a także ceremonia obchodzenia stupy zgodnie z kierunkiem ruchu słońca (pradakszina).
źródło > http://www.filozofiaczyreligia.yoyo.pl/pliki/religia_religie.html dnia Nie 14:13, 02 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
no ja uwazam ze istnieja energie...i czlowiek moze sie nimi posługiwac
chocby tworzac egregory
ale nie ma potrzeby ich czcic...
ja nie wierze w boga w sensie istoty ktora wszystkim swiadomie kieruje
tez nie, ale wierze ze jest cos ponad, cos czego my jestesmy czescia, mozna to nazywac absolutem, prazrodlem, superinteligencja etc.. mamy w sobie iskierke z tego prazrodla ale nie jestesmy bogami. wierze tez ze sa istoty bardziej "boskie" od nas, emanacje tej praenergii czyli rozni bogowie (nie jeden bog ), anioly i inne byty duchowe.
mogę sie pod tym podpisac
poza tym ile ludzi tyle opcji..religii jest bardzo duzo i niech kazdy wierzy jak chce lub nie wierzy wcale skoro mu z tym dobrze:) dnia Pon 17:54, 03 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Ja zauważyłem, że większość religii prędzej czy później prowadzi do fanatyzmu, ja nie lubię fanatyzmu, więc analogicznie nie lubię konkretnej religii.
Nie wierzę w koncepcję boga, który jest zarówno wszechmocny jak i tylko dobry, sorry ale jeżeli coś jest wszechmocne/nieograniczone to nie może być ograniczone jako tylko dobre. Katolicki wszechmocny bóg nie może sobie dać rady z szatanem? To jaki on wszechmocny? Jaki kochający i wybaczajacy i bezinteresowny? Kochaj mnie i czcij mnie albo wrzucę cię do piekła żebyś po wieczność cierpiał męki w ogniu piekelnym?
Wierzę natomiast, że istnieje wyższa siła, ale nie siła która domaga się krwawych ofiar, lub straszy szatanami, piekłem i wiecznym potępieniem, lub obiecuje dziewice czy niebiański domek, tylko życiodajna siła która po prostu jest, przepływa cały wszechświat, wszystko co istnieje, scala wszystko do kupy, siła dzięki której, naszymi myślami możemy kreować rzeczywistość (nie tak widowiskowo jak na "Incepcji" ), już wyjaśniam - codziennie podejmujemy tysiące podświadomych decyzji, automatycznych, nie zastanawiamy się nad nimi, kiedy wiemy czego chcemy, te decyzje przestają być przypadkowe, chociaż dalej o nich nie myślimy, a owa siła sprawia, że jeśli będziemy czegoś bardzo chcieli, to różnorakie zdarzenia w naszym życiu potoczą się tak, by nam to dać Można tu przytoczyć efekt motyla. Wierzę w żywioły, które są częścią tej siły, reprezentują ją w różnych aspektach. Wierzę że po śmierci, nasze dusze scalają się z tą siłą, wracają do niej, z powrotem "wpływają do rzeki". Wierzę, że owa siła manifestuje się pod różnymi postaciami - zarówno pozytywne (zwane jako anioły, dobre duchy etc.) jak i negatywne (sklasyfikowane jako demony, złe duchy itd.). W moim postrzeganiu, wszystko jest ze sobą połączone - gdyż przez wszystko przepływa ta siła, dlatego magia działa Wierzę że kształty mają energię, która pochodzi z tej siły (tzn. siła przepływając przez kształt zaczyna wibrować w określony sposób). Kocham geometrię. Najpiękniejsze budowle jakie powstały zostały zbudowane w oparciu o pewne złote zasady geometrii, mimo upływu tylu wieków - nadal trwają (a dzisiejsze budynki sypią się po 200-300 latach). Stąd też i feng shui - promieniowanie kształtów, kierunkowanie przepływu energii.
Taka jest moja koncepcja
Pieknie napisane Mysle bardzo podobnie...
Nie wierze w zadnego osobowego boga, wierze w absolut, energie yin y yang, ktory istnieje we wszystkim co nas otacza wierze w anioly i demony i absolutnie bez dwoch zdan wierze w reinkarnacje i wierze w milosc
I wierze, ze na ostatnim najwyzszym etapie naszego rozwoju duszy przechodzimy w stan nirwany i stapiamy sie w jednosc z absolutem.
Nie ma czlowieka, ktory by w cos nie wierzyl, obojetne co to jest, kazdy w cos wierzy, bo bez wiary nie ma motywacji ani sily do dzialania.
Niczyja wiara mi nie przeszkadza, o ile nie prowadzi ona do tego, ze robi sie krzywde innym w jakikolwiek sposob.
Wierzę w Absolut , który jest wszystkim.
Ale tylko dobrem.
Gdzieś to zło ( może istniejace i stworzone dla nas) jest przeciwwagą.
Ale o niebo słabsze ( istnieją pewne kanony i na nich musimy się wzorować).
I tak naprawdę chyba jedno istnieje wespół z tym drugim.
Nie ma dobra bez zła ale tylko w naszym rozumieniu słowa "zły".
Bo jakbyśmy mogli odróżnic jedno od drugiego??
W rzeczywistości, zło nie istnieje (jest tylko na nasze potrzeby stworzone).
Zgadzam się z Marii odnośnie dobra i zła.
Jak mamy doświadczyć i zrozumieć co jest dobre skoro nie poznaliśmy co jest złe i vice versa?
Nie możemy doświadczać samych pozytywów bo wtedy nasza dusza nie rozwijałaby się, tylko, że tak powiem gnuśniała, jeśli na naszej drodze pojawiają się problemy (rzekome zło), wówczas potrafimy się zmotywować i coś z tym zrobić.
Bóg, Absolut, Źródło, Wszechpotężna Inteligencja itp. jak zwał tak zwał, wg tego co ja wierzę jest neutralny, dał nam wolną wolę i nie ingeruje jak się zabijamy. Wierzę w teorię reinkarnacji, bo dlaczego jeden rodzi się w rodzinie gdzie go kochają i ma wszystko a inny od małego musi walczyć o wszystko? Gdyby nie reinkarnacja to nie miałoby sensu wg mnie. Dlaczego niektórzy rodzą się z talentem a inni nie? Dlaczego są osoby które mają "dryg" do ezo a inne gapią się w karty i nic? To jest coś, co sobie wypracowaliśmy w poprzednich wcieleniach i jest dla nas in plus, oczywiście minusy też są i to nad nimi pracujemy w obecnym życiu...
ja postrzegam zlo jako brak rownowagi, zaburzenie pewnych energii. nie wydaje mi sie ze dusza specjalnie doswiadcza negatywnych przezyc zeby sie rozwijac.. to raczej karma powstala na skutek zachwiania energii w poprzednich wcieleniach - tak sobie to tlumacze, bo nie moge jakos przyjac do wiadomosci tego ze ktos np. cierpi na nieuleczalna chorobe po to by wzniesc sie na wyzszy stopien rozwoju duchowego.. nie kupuje tego
ja uwazam ze negatywne zdarzenia najbardziej nas rozwijaja...
cos co idzie do nas negatywnego najbardziej konfrontuje z rzeczywistoscia nasza wartosc...to taki sprawdzian dla człowieka
w cieplarnianych warunkach to kazdy bedzie super dnia Wto 6:52, 04 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
w cieplarnianych warunkach to kazdy bedzie super o to to własnie
nie wydaje mi sie ze dusza specjalnie doswiadcza negatywnych przezyc zeby sie rozwijac.. to raczej karma powstala na skutek zachwiania energii w poprzednich wcieleniach
Nie podoba mi sie takie tlumaczenie wlasnie, za bardzo kojarzy mi sie z kara za grzechy, tak typowo po katolicku
Wyjasnienie, ze to jest moj wolny wybor jako duszy i taka droge sobie wybralam, zeby wspiac sie na wyzszy poziom rozwoju bardziej mi pasuje...
Zreszta nie ma mozliwosci zeby sie rozwinac calkowicie bez doswiadczenia cierpienia... zeby pojac pelnie istnienia trzeba takze odczuc cienie, a nie tylko blaski.
Przykład Reni i Kota <piramidki na numero>
Pozornie to on oddał jej swoje życie aby się nią opiekować ale to ona poświęciła cale swoje wcielenie aby on mógł przerobić karmę włądzy.
Pięknie z jej strony... tak to widzę ja w każdym bądź razie
Nie podoba mi sie takie tlumaczenie wlasnie, za bardzo kojarzy mi sie z kara za grzechy, tak typowo po katolicku
Wyjasnienie, ze to jest moj wolny wybor jako duszy i taka droge sobie wybralam, zeby wspiac sie na wyzszy poziom rozwoju bardziej mi pasuje...
.
to wlasnie twoje jest bardziej katolickie: cierpienie uszlachetnia, nies swoj krzyz bla bla. czyli ze ktos bez rak i nog bardziej sie rozwinie duchowo niz osoba ktorej niczego nie brakuje?
Nie opalku, każdy przed przyjściem wybiera sobie prób do przeskoczenia i jednemu jest potrzebny brak rąk a innemu kłopoty finansowe np, no zależy co ma kto do przerobienia
a ja nie rozumiem jak ja moglam se wybrac zycie z choroba
moze fkatycznie inaczej patrze na rozne sprawy niz inni
ale mnie to boli fizycznie i sie meczyc zaczynam coraz bardziej
a ja nie rozumiem jak ja moglam se wybrac zycie z choroba
kup sobie książkę Odważne dusze
a daj ja tu
a mam pdf właśnie wydobyłem
na pw ci dam
ooo kocham cie :*
nie kupuj jet tu
http://chomikuj.pl/mrosiak17/Schwartz+Robert+-+Odwa*c5*bcne+dusze,358056673.pdf
wysłałem jej już linka do megauploada
to wyslij i mi potem zasysne
pobiore z chomika bo cos tam nie dziala
a chyba jednak z mega bedzie dzialac
a ja nie rozumiem jak ja moglam se wybrac zycie z choroba
moze fkatycznie inaczej patrze na rozne sprawy niz inni
ale mnie to boli fizycznie i sie meczyc zaczynam coraz bardziej
ano wlasnie, jak tu sie rozwijac duchowo jak czlowiek nie moze czasem myslec o niczym innym jak o bolu?
napewno te wszystkie zastrzyki, badania klucia bardzo mnie zahartowaly ale i tak mam wielki żal bo nie tak to sobie wyobrazalam,patrzac na moich znajomych se zyja na lajcie nic ich nie boli, wogole nie widza co to lekarz a ja jak stary emeryt czasem, dlatego mnie wnerwia mowienie moherów ze bog tak chcial:|
po mnie nawet nie widac ze ja mam jakiegos doła bo sie dobrze kamufluje
kiedys agat mi cos takiego napisala, tak mnie wyczuła
Bo wg tego co napisał Newton i nie tylko On, niektóre dusze zanim tu zejdą narzucają sobie ambitny plan, tylko niestety jak się jest na Ziemi nie pamięta się tego i nie każda dusza jest w stanie go zrealizować... Trudy życia w materii i zabiegania o to aby zaspokoić potrzeby codziennego życia niejako powodują, że nie myśli się o tym, że samemu wybrało się daną inkarnację i problemy, które trzeba przepracować...
tak czy siak nie wiem co mnie podkusilo zeby sobie wybrac takie cos
o ile w to wierzyc ze istnieje to wszystko, jakies inne wcielenia.
Dokladnie tak mysle jak napisalas rozowa
dzisiaj mi strasznie ciezko zebrac mysli przez ta goraczke
Sybcia mi też z tymi myślami ciężko i mam wrażenie, że trochę zawile piszę, ale powiem Ci, że parę lat temu baaardzo zainteresowałam się właśnie duszami, mam wszystkie książki Newtona, sporo na stronie Anki Atras czytałam, generalnie temat mnie wciągnął...
Później przyszedł etap moto i ezo poszło w jakimś stopniu w kąt (bo całkowicie to u mnie się już nie da heh), a teraz od grudnia powrót, więc jest moto i ezo.
Jak się przeprowadzę to ponownie przeczytam Newtona, fajnie pisze o duszach, etapach, rozwoju itp. (obecnie książki mam w kartonach spakowane).
tez czytalam newtona ale jakos nie w moim stylu te jego dywagacje
Nie opalku, każdy przed przyjściem wybiera sobie prób do przeskoczenia i jednemu jest potrzebny brak rąk a innemu kłopoty finansowe np, no zależy co ma kto do przerobienia
ano...moja dusza se wybrała ujowe dziecinstwo....ktore sprawiło ze nie ma sytuacji w ktorej czułabym ze nie dam rady czyli dała mi ogromna wewnetrzna siłe
pewnie po to bym w pozniejszym zyciu mogła "pomagac" innym
bo by pomoc trzeba to znac z autopsji
ja wiem ze w zyciu człowiek (zdrowy) moze sobie sam swietnie radzic
dlatego ja wszystkim marudom potrafie kopa przywalic jak sie uzalaja nad soba za bardzo
ja to widze na kazdym kroku jak ludzie potrafia z igły robic widły, jak bardzo nie doceniaja tego co maja
sa oczywiscie ludzie ktorzy maja przerabane (jak Habka) ale tacy co naprawde maja zle to ja zauwazyłam ze wcale tak nie biadola nad soba
ja w takich ludziach odnajduje wielka siłe
a zacytuje jeszczepania Danusie a propo karmy jako "kary"
"zeby kara miała sens musimy wiedziec za co ona jest...a poprzednich wcielen nie pamietamy" wiec to nielogiczne dnia Wto 19:11, 04 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zauwazylam, ze im wieksze problemy, tym wieksza mobilizacja do walki...
to prawda niestety.. a najbardziej marudza ludzie ktorym niczego nie brakuje
ja strasznie wkurzam ludzi mówiąc, że mnie niczego nie brakuje i śpię na forsie
oczywiście osoby te znają moją sytuację i znają prawdę ale nie potrafią ogarnąć, że ja taka radosna i, ze tak gadam podczas gdy one biadolą
Biadolenia uczą nas od małego, no i taka też jest nasza mentalność jako narodu. Jak powiesz komuś, że u Ciebie wszystko ok, to nie chce z Tobą gadać, ale jak powiesz, że tu Cię strzyka, tam łamie i kolejna afera w rządzie, to dopiero masz towarzysza do dyskusji i licytowania się kto ma gorzej...
Koli, też miałam ciężkie dzieciństwo które mnie zahartowało i to tak, że jeśli sobie wymyśliłam jakiś cel to nie rozpaczałam, że w moim wieku to... Prawko na motocykl zrobiłam mając 37 lat, studia skończyłam w wieku 36 lat, bo się zawzięłam i już Generalnie jak patrzę wstecz to widzę, że każda sytuacja miała mnie czegoś nauczyć i nie żałuję niczego, cieszę się, że jestem tu gdzie jestem
ale narzekanie jest takie polskie
na pytanie jak sie masz typowy amerykanin odpowie: swietnie a polak hujowo. taka juz nasza mentalnosc
[
ja to widze na kazdym kroku jak ludzie potrafia z igły robic widły, jak bardzo nie doceniaja tego co maja
sa oczywiscie ludzie ktorzy maja przerabane (jak Habka) ale tacy co naprawde maja zle to ja zauwazyłam ze wcale tak nie biadola nad soba
ja w takich ludziach odnajduje wielka siłe
ja znam takich co maja wszystko tak naprawde zdrowi w zwiazkach , praca i biadola mi na takich natrafiam ludzi
a ja nie mam sily im biadolic.
tak patrzac wstecz to ja nigdy nie mialam dola w sumie z powodu choroby, raczej zlosc i wkurzenie. byl moment w szpitalu ze moja mama plakala a ja ja pocieszalam ze przeciez dam sobie rade , bo przeciez innej opcji nie ma
dokładnie Habula
Różnica pomiędzy twierdzeniem <że panbozia tak chciał> a <karmiczne zobowiązanie> jest takie, ze osoby z pierwszego twierdzenia przyjmują to jako <karę, nagrodę> od niego a osoby drugie wiedzą, że to ma głębszy sens, ze dostajemy szansę aby to przerobić.
zmęczona jestem i nie kce mi się tłumaczyć ale wiecie ocb
Jak powiesz komuś, że u Ciebie wszystko ok, to nie chce z Tobą gadać, ale jak powiesz, że tu Cię strzyka, tam łamie i kolejna afera w rządzie, to dopiero masz towarzysza do dyskusji i licytowania się kto ma gorzej...
Dlatego lista moich znajomych jest baaardzo krótka, staram się być uczciwy wobec siebie i innych i nie marnuję czasu na znajomości z ludźmi, którzy stoją w miejscu, biadolą, pitolą itp. etc. A notoryczne narzekanie i jojczenie działa na mnie jak płachta na byka
bo ty 1 numerologiczna jak ja
a ja czasem lubie ponarzekac
ja czasem lubię pomarudzić uważam to za moją absolutnie kobiecą cechę i nie zamierzam się jej pozbywać
przestancie
Ale ja nie mam na myśli tego waszego typowego kobiecego marudzenia chodzi o te narzekanie w stylu "znowu mi się nie udało" (to weź się qwa postaraj), "oj, tyle jest do zrobienia" (kurde, im szybciej zaczniesz tym szybciej skończysz), "znowu do roboty..." (to zmien qwa prace jak nie pasuje, a jak nie masz ochoty to przestań marudzić bo od tego praca nie stanie się przyjemniejsza). Narzekanie to marnowanie energii.
aa to nie ja to bardziej na wszystko wokol ze jest *x%^e a na siebie to nieee
Mnie denerwują ludzie, którzy rzucają tekstami "No bo takie jest życie", "Życie jest ciężkie i tyle, nic się nie da zrobić" itp.
Jak ktoś tak sobie wmówi, to nic dziwnego, że ma ciężko
Kurczę, nie po to żyję żeby tylko cierpieć, zaciskać zęby i powtarzać, że no takie jest życie... i znosić je i nic z tym nie zrobić Nie ma żadnego przymusu niektórzy się zachowują tak jakby był
chodzi o te narzekanie w stylu "znowu mi się nie udało" (to weź się qwa postaraj), "oj, tyle jest do zrobienia" (kurde, im szybciej zaczniesz tym szybciej skończysz), "znowu do roboty..." (to zmien qwa prace jak nie pasuje, a jak nie masz ochoty to przestań marudzić bo od tego praca nie stanie się przyjemniejsza). Narzekanie to marnowanie energii. Razz
Mam tak samo, wychodzę z załozenia, że wszystko mogę zmienić ( prawie) jezeli chce tego i się postaram Ogólnie uważam ze wszystko można, tylko trzeba chcieć
Czasami mam wrażenie, ze to mój chory perfekcjonizm bo ja nie uznaje sytuacji ze czegoś nie mozna
agulek, a ty 8?
nie 5 z drogi, ale ta praca to chyba z 13 z dnia
No mnie denerwuja np. kobiety, ktore maja kompleksy na tle swojego wygladu, zle sie ze soba czuja i... nic nie robia
tez nie jestem z siebie zadowolona, miewam gorsze i lepsze dni, czasem slaba wole i niechciejstwo, ale ogolnie rzecz biorac - nie jestem zadowolona = staram sie zeby bylo lepiej
Tak samo mnie denerwowaly narzekajace na to, ze nie moga sie obronic idiotki - bylo sie nie lenic i nie czekac ost chwili, tylko brac sie do roboty...
a nie potem zazdroscic, ze ja juz mam ze soba i tak mi super poszlol (niektorym to sie wydaje, ze wszystko z nieba samo spada)
Racja Syb myśla ze spada a jak nie spadnie, to wszyscy dookoła źli i to ich wina
Mam tak samo, wychodzę z załozenia, że wszystko mogę zmienić ( prawie) jezeli chce tego i się postaram Ogólnie uważam ze wszystko można, tylko trzeba chcieć
Czasami mam wrażenie, ze to mój chory perfekcjonizm bo ja nie uznaje sytuacji ze czegoś nie mozna
też tak mam
właśnie sybi zanim napisałaś o tym wyglądzie, to sobie to pomyślałam, ze mam taką koleżankę, która zawsze narzekała, ze jest gruba (wpierdzielała wszystko jak leciało i słodyczy duuuużo), ale nic ze soba nie robiła.
Kiedyś sie założyłyśmy, i obydwie bardzo schudłyśmy, wtedy zobaczyła, ze jednak można, i że mimo swego wysokiego wzrostu wyglądała obłędnie.
Później problem powrócił, bo od razu wróciła do swoich nawyków żywieniowych. No i tak narzekała, narzekała, a ja jej na to: to zrób coś z tym, a jesli nie chcesz nic z tym zrobić, to siebie zaakceptuj taką, jaką jesteś
No bo co jej po tym narzekaniu?
dokładnie
a moze ona skrycie marzy o tym by ja ktpos porwał, połozył na stół i wyciał poł zoładka
możliwe lub o odsysaniu tłuszczu
taaa, a ja marze, ze bede miec tasiemca
zeby cos osiagnac, to trzeba sie napracowac i tyle
wierzą, bo nie potrafią samodzielnie myśleć, każde zdarzenie wtedy łatwo wytłumaczyć wolą lub działaniem boga
jeśli nie mają kodeksu moralnego, łątwo ich nastraszyć gniewem boga, grzechem itp
jak coś dobrego sie dzieje: opatrznośc boska, cud, bóg jest wspaniały, jak jak tragedia: bóg widac miał w tym jakiś cel itp, itd łatwo wyjasnić nawet zjawiska pogodowe
no i oko, które nad wszystkim czuwa i wszystko widzi, lepsze niż monitoring
a jest to wpajane od dziecka, bo wtedy łatwiej sterować zastraszając
a tu duzp [rawdy powiedzialas Iloczku ... przypomniało mi się jak kiedyś mi autobus uciekł... i mama ze zwalem do mnie i co teraz zrobisz.. mowiłam Ci abys wczesniej wyszła... a ja na to... mamuś widocznie Bog tak chciał nerwy jej przeszly raptownie i obie zaczęłysmy się smiać... więc teraz sama mowi.. o to teraz jak nie pojdziesz na uczelnie to widocznie Bog tak chciał?
no ale tak juz pomijając zarty... to masz rację... w ogole ludzie lubią... w tym ja bardzo czesto... obwiniać kogoś za porazki nie widząc w tym swojej włsanej zasługi... podobnie ejst też z dobrymi zyciowymi sytuacjami... chociaz w 2 przypadku rzadziej
no ale tak czy siak ja wierze w istenienie Boga... kogoś kto stoi ponad nami... dnia Śro 11:01, 05 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
http://demotywatory.pl/3482249/Nie-samym-chlebem
ehhh
w warszawie diecezja bedzie budować wieżowiec w spólce z deweloperem
http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,news,archidiecezja-zbuduje-wiezowiec-180-metrow-przy-emilii-plater,297012.html
ludzie na tace coraz mniej rzucaja, to trzeba dorobic
Palikot zdaje się chce księży opodatkować
A i owszem, m. in. dlatego na niego glosuje
Babciom emerytur braknie
Wiernych ubywa, kościołów przybywa... gdzie tu logika? Katolskie podejście - zbudujmy dodatkowych 10 kościołów w mieście, nie ważne że bardziej przydałby się szpital, lub remont w domu dziecka - budujmy puste kościoły! Będzie fajnie, przecież bóg tak chce
w De gdyby nie katolicy z polskimi korzeniami, to juz dawno koscioly by pozamykali-a i tak jest 1 msza niedzielna
w norwegii religia jest w kosciele w postaci szkólki niedzielnej, 45 minut raz w miesiącu, w polsce 2x45min w tygodniu
Moja młoda w zerówce ma 2 razy po 45 min religii a tylko 1 raz angielskiego dnia Czw 8:48, 06 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
dnia Wto 0:50, 29 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
my znaczy wszyscy ludzie jesteśmy tak jakby dziecmi bogatego ojca...
bo Bog ostaecznie jest bardzo bogaty ...w/g dogmatów wiary posiada cały wszechswiat .. i gdyby zechciał mógłby więc nas "rozpieszczać" do woli zasypując nas za darmo i bez wysiłku wszystkim co tylko zechcielibyśmy mieć...ale taka sytuacja wbrew pozorom nie była by dla nas korzystna ..bo gdy cos robi sie cały czas dla kogos wyrecza go to istnieje ryzyko przekszałcenia siew społecznyna niedorajde ..
a dlatego, ze,jest nieskonoczenie mądry i dobry to celowo wprowadza on do naszego zycia cela abysmy je sami osiagali.. ..dzieki temuma to kształtowac w nas pożądane cechy charakteru .. trwałe zasady moralnego postepowania, tak abyśmy stali się wytrwałymi poszukiwaczami prawdy, abyśmy byli zdolni do włożenia wysiłku i pracy w to co zdobywamy sami...
e: wiara w Boga - mam na mysli tą wiare w której jestem wychowana ..jest dla ludzi przede wszystkich niedobrych majacych złe grzeszne mysli ale chcących sie poprawic nawrócic i m.in moze po to tak czesto chodza do koscioła..?
dnia Czw 16:24, 06 Paź 2011, w całości zmieniany 3 razy
Problem wiary i tego czy kto jest dobry a kto zły ( ten co chodzi do kościoła uważa sie za świętszego, od tego co nie chodzi) fajnie pokazany jest w "Dżumie". Pamiętam jak w liceum przerabiałam ta lekturę i wtedy moja polonistka zmieniła moje postrzeganie. W Dżumie główny bohater był ateistą, ale pomagał ludziom i poświęcał sie dla nich, był to wyraz troski i dobrego serca. Dla kontrastu pokazana jest postać księdza, który krzyczał z ambony, ze ta choroba to kara za grzechy !!!!!!!!
Wtedy padło pytanie co takiego zrobiły - zgrzeszyły małe dzieci, które w bólu i cierpieniu umierały na tą straszna chorobę.
Wtedy zrozumiałam, ze pozory mylą i nie jest dobry ten co sie z tym obnosi - ale ten co cicho siedzi i robi cos dla innych - a nie dla poklasku.
Nie liczy sie w co kto wierzy, tylko jakim jest człowiekiem
a jak mam zle to robie sie jeszcze bardziej wredna niz normalnie
i wcale bym sie nie sprawdziła w ciezkich sytuacjach
ja zamierzałam np. oddac dziecko gdyby urodziło sie chore (na szczescie Rolus urodził sie zdrowiutki w sensie ze nie uposledzony )
bo ja mam w nosie dzwiganie czegos w imie nagrody (nieba )
ja chce i lubie miec łatwo i dobrze a chore dziecko to jest ciagły bol i zatroskanie
mam bardzo duzo złych, grzesznych mysli...jakas czesc mnie jest potworem i czasem kiedy chce dopuszczam ja do głosu by zrobic sobie dobrze
i mi z tym baaaardzo dobrze wiec wiara w boga mi na nic
koli a miłosc ..macierzynstwo ...odpowiedzielnosc za drugiego człowieka..?
zaleznego od matki czujacego przy niej bezpieczenstwo i jedyna w swoim rodzaju jednosc i wieź emocjonalna..?
dziekowac Bogu..sile wyzszej ..naturze ...losowi zwał jak zwał ...ze mamy zdrowe dzieci i daj im boze jescze wiecej łask...
jednak nie mozna byc za pewnym w zyciu.... bo potrafi nie tylko płatac figle, byc nieprzewidywalnym... krzyzowac plany powodując sytuacje gdzie nasze ego moze ulec gwałtownemu przewartosciowaniu a my w konfrotacji z nowa czesto nieoczkiwana rzeczywistoscia mozemy poznac nowych siebie..
dlatego ja zalecam sobie duzo nie wiary ale pokory przed czyms co i tak jest potezniejsze ode mnie ... tym bardziej ze jest niezbadane do konca wiec niewiadomo jaki tak naprawde jest układ sił... dnia Sob 13:35, 08 Paź 2011, w całości zmieniany 2 razy
ja zamierzałam np. oddac dziecko gdyby urodziło sie chore (na szczescie Rolus urodził sie zdrowiutki w sensie ze nie uposledzony )
bo ja mam w nosie dzwiganie czegos w imie nagrody (nieba )
j
a gdyby nie daj boze teraz wydarzylo sie cos co by spowodowalo ze dziecko jest chore jest kaleka lub cos podobnego
tez bys oddala?
odpowiedzielnosc za drugiego człowieka..?
dlatego ja zalecam sobie duzo nie wiary ale pokory przed czyms co i tak jest potezniejsze ode mnie
no natura/ zywioły sa od nas potezniejsze i tu pokora jest niezbedna
np. na to co mamy w genach nie bardzo mamy wpływ (jeszcze nie na tym etapie postepu medycyny) ale inne rzeczy mozna ograniczyc np. prawdopodobienstwo wypadku
no ale wiadomo sa w naszym zyciu takie zdarzenia ktore sa nam przeznaczone wiec czy ja bede zadufana czy ktos inny bedzie pokorny to i tak spotka go to co ma spotkac
w sytuacjach o ktorych ja moge decydowac decyduje bez leku przed ocena "boga"...i bez ogladania sie na "niego"
wierze w siebie i ufam sobie- z kazdego z wyborow takich radykalnych jestem zadowolona wiec wiem ze na pewno zrobie tak bym byla zadowolona i bede zadowolona
a jak ktos wierzy w boga to w nim pokłada wiare, jemu ufa...taka roznica miedzy mna a osobami wierzacymi
ja ze swoim podejsciem jestem szczesliwa bo mi poczucie niezaleznosci i nieograniczenia jest potrzebne do zycia jak powietrze...
a innym poczucie prowadzenia widac szczescie daje dnia Sob 17:31, 08 Paź 2011, w całości zmieniany 3 razy
Witajcie! Ja powiem tak... Każdy człowiek ma rozum i wolną wolę, więc robi co chce... albo wierzy, albo nie... Jest powiedzenie, że "wiara i nadzieja czynią cuda" i chyba coś w tym jest... Ja jestem osobą tolerancyjną i nie przeszkadza mi, czy ktoś wierzy w Boga czy nie... Najważniejsze by być dobrym człowiekiem i żyć wg pewnych zasad moralnych przyjętych w społeczeństwie. Ja akurat jestem osobą wierzącą i ta wiara mi pomaga... I wbrew trudnościom jakie stwarza mi los to pomaga mi ona przetrwać, bo mimo to jakaś Opatrzność nade mną czuwa... 3 razy jakimś cudem udało mi się uniknąć śmierci... a było ze mną bardzo źle... Nie powiem, bo mam "drogę krzyżową" na ziemi... Moją wibracją wg numerologii w piramidzie jest wibracja Hioba 2/11/29 w 1PZ i tłumaczę to tym,że Bóg wobec mnie widać ma taki plan... I gdyby nie ta wiara, to pewnie wylądowałabym w zakładzie psychiatrycznym... a nie skorzystałam jak do tej pory z pomocy ani psychologa, ani psychiatry, dlatego jeśli komuś w życiu wiara pomaga, to niech w Boga wierzy.
Wiernych ubywa, kościołów przybywa... gdzie tu logika? Katolskie podejście - zbudujmy dodatkowych 10 kościołów w mieście, nie ważne że bardziej przydałby się szpital, lub remont w domu dziecka - budujmy puste kościoły! Będzie fajnie, przecież bóg tak chce
wkurzajace to jest ja uwazam ze powinni wybudowac dom dziecka nie tylko remontowac niestety empatii brakuje dnia Czw 16:11, 20 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Myszko! Masz rację... popieram Cię z tymi domami dziecka... ja pracuję w domu pomocy społecznej, więc widzę co jest... a wiara jest indywidualną sprawą każdego człowieka... ale nie zmienia to faktu, że świat stanął chyba na "głowie"... Wszystko jest na odwrót jak powinno być,buntuje się nawet natura.... dlatego jest tak,jak jest....
A ja tam w Boga nie wierzę.
Ja po prostu czuję, że... jest.
Przypomniało mi się takie zdanie, które gdzieś napisał znany jezuita, autor wielu mądrych książek:
--- Dobremu człowiekowi to nawet bycie księdzem nie zaszkodzi.
a to prawda ..
A ja tam w Boga nie wierzę.
Ja po prostu czuję, że... jest.
i to jest to
Zapomniałam napisać, że ten jezuita to Antony de Melo.
dobra jego ksiazka ..przebudzenie:)
A ja tam w Boga nie wierzę.
Ja po prostu czuję, że... jest.
Przypomniało mi się takie zdanie, które gdzieś napisał znany jezuita, autor wielu mądrych książek:
--- Dobremu człowiekowi to nawet bycie księdzem nie zaszkodzi.
ladnie lubie de Mello
Przeczytam chyba jeszcze raz, bo nic z tej nie pamiętam.
Moje ulubione to "Modlitwa Żaby" i "Minuta mądrości".
a moja przebudzenie
ja tez Przebudzenie swego czasu pod jej wplywem pozbylam sie pewnych zachamowan i mozna powiedziec "przejrzalam na oczy"
A ja tam w Boga nie wierzę.
Ja po prostu czuję, że... jest.
Przypomniało mi się takie zdanie, które gdzieś napisał znany jezuita, autor wielu mądrych książek:
--- Dobremu człowiekowi to nawet bycie księdzem nie zaszkodzi.
to jest dobre
generalnie wyznaję poglądy antyklerykalne ale też tak uważam, bo...nie ma co szufladkować...
Wiernych ubywa, kościołów przybywa... gdzie tu logika? Katolskie podejście - zbudujmy dodatkowych 10 kościołów w mieście, nie ważne że bardziej przydałby się szpital, lub remont w domu dziecka - budujmy puste kościoły! Będzie fajnie, przecież bóg tak chce
wkurzajace to jest ja uwazam ze powinni wybudowac dom dziecka nie tylko remontowac niestety empatii brakuje
a ja nie ... jestem przeciwna domom dziecka tym tradycyjnym oczywiscie ..
lepiej zeby kurie np. dofinansowywały rodzinne domy dziecka jak juz...
ma ktoś moze to PRZEBUDZENIE n e book-u
http://chomikuj.pl/duchowosc/De+Mello+-+Przebudzenie,252904268.pdf
a ja poczulam ostatno rozczarowanie...
jest w moim otoczeniu dziewczyna- ładna, madra i dobra...dobra przede wszystkim dla mojego syna, to mnie interesuje (to partnerka mojego eksa)
no i ostatnio jakby moje zachwyty nad nia przygasły, bo dowiedziałam sie ze ona jest praktykujaca katoliczka
dla mnie to katolik jest z klucza podejrzewany o "interesownosc" i brak "samodzielnosci" w decyzjach
mam z automatu takie poczucie "nieszczerosci" takiego człowieka...
bo skad wiadomo czy to ze jest dobry wynika z jego swiadomej decyzji i wyboru a nie z tego ze pismo swiete czy bog kaze byc takim a takim...
dla mnie wartosc dobrego uczynku ateisty jest o 100% bardziej wiarygodna niz człowieka praktykujacego jakas religie
niby to zadna roznica bo dobro jest dobro...ale ja jakos negatywnie i nieufnie podchodze...bo mi to nieprawda podjezdza (znaczy moze byc takie prawdopodobienstwo ze to nie wolna wola a "nakaz")
ot...takie przemyslenia poznoniedzielne mnie naszły
Rozumiem Cię, Koli.
Też nie ufam katolikom, i jeśli zdarzy mi się być w kościele, to przede wszystkim... pilnuję torebki.
Czytałam kiedyś o kobiecie, która codziennie na mszę chadzała, a pewnego dnia obrus z ołtarza zwinęła, bo jej się spodobał.
u mnie z kolei dużą rolę w moim postrzeganiu koścoła miała moja teściowa...katoliczaka całą gębą, co dzień w kościele i komunię przyjmowała...ja natomiast uważałam, że to z jej strony świętokradztwo, ponieważ chwilę przed wyjściem potrafiła wielką burę domownikom zrobić i im naubliżać a za chwilę w kościele taka święta, ale mogłabym dużo na ten temat opowiadać a nie mam zbytnio ochoty wracać do tego
oprócz teściowej ważną rolę odegrały też kazania o treści finansowo-politycznej...normalnie wyprowadzały mnie z równowagi... dnia Pon 17:19, 05 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
no z ta dziewczyna wszystko w porzadku...jest dobrym człowiekiem zwyczajnie, na co dzien
tyle tylko ze do głosu zaraz doszly moje uprzedzenia do koscioła...a co za tym idzie takie "drazenie wewnetrzne" czy aby to z wyboru...
mam nadzieje ze tak ale tak jakos mi to popsuło jej idealny obraz...
szkoda ze ludzie potrzebuja "prowadzenia" ze potrzebuja czasem sensu i powodu by byc dobrzy
nie mowie ze ona taka jest ale jest jednak jakas taka automatycznie we mnnie odpalajaca sie obawa (pewnie dlatego ze mam bzika na punkcie prawdy i prawdziwosci ludzkich zachowan)
Chyba już pisałam... "dobremu człowiekowi nawet bycie księdzem nie zaszkodzi".
ale to traci nieprawda...interesownisxia
jakby mu ta wiare zabrac to czy nadal byłby dobrym człowiekiem tak sam z siebie?
Po mojemu, to człowiek dobry jest zawsze dobry, niezależnie od wiary, niezależnie od tego, w co wierzy (ateizm to też rodzaj wiary).
A jeśli ktoś jest dobry tylko dlatego, że chce złapać jakieś plusy, żeby dostać się do nieba, albo jest dobry ze strachu przed piekłem, to przed takim trzeba się mieć na baczności.
I problem tylko w tym, jak odróżnić jednego od drugiego.
ale niektorzy (tak mysle) potrzebuja czuc głebszy sens swoich zachowan...ze robia dobre rzeczy po cos, dlaczegos...ze czemus to ma słuzyc...
nie działaja instynktownie (ja na piedestał wynosze instynkty)
choc moze przesadzam, ale raczej nie
ateizm to ateizm czyli brak wiary w jakiegokolwiek boga (ale durni ludzie wpisuja w rubryczce wyznanie- "ateista" )
moze lepiej się nazywac "osobami niewierzacymi"
ale co ma wiara w Boga z katolicyzmem?
ja do kościoła nie chodzę, bo to dla mnie beznadziejny pośrednik między mną a Bogiem, a z wiarą w Boga nigdy nie miałam problemu, czy jakiś wątpliwości
ateizm to ateizm czyli brak wiary w jakiegokolwiek boga (ale durni ludzie wpisuja w rubryczce wyznanie- "ateista" )
moze lepiej się nazywac "osobami niewierzacymi"
ale co ma wiara w Boga z katolicyzmem?
To, że katolicy wierzą w Boga, teoretycznie.
ta rubryczka nazywa sie najprawdopodobniej 'wyznanie/ religia"
bo wierzyc to mozna w rozne rzeczy...dzieci wierza w bajki i w swietego mikołaja np.
ale fakt...kiedys to słowo znaczyło wiecej niz teraz
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ateizm
a teraz, znaczy to samo co niewierzacy w boga (pod jakakolwiek z postaci)
wirc mozna tez wpisac 'niewierzacy' , mozna postawic kreseczke....lub wymyslic okreslenie na swoja filozofie zyciowa np, kolibryzm dnia Wto 20:42, 06 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
Ateizm nie jest nihilizmem
Jedna z moich młodych czytelniczek napisała, że bardzo mi współczuje, ponieważ ateiści w nic nie wierzą i to musi być straszne. Zapytałem, skąd o tym wie. Przyznała, że od szkolnej katechetki. Uspokoiłem ją i zapewniłem, że ateiści mają w sobie wiele różnych wiar (ja na przykład wierzę w siebie), nie wierzą jedynie w bogów lub, mówiąc ogólniej, w byty nadprzyrodzone. Ale przecież osoby religijne też nie wierzą w zdecydowaną większość takich bytów. Na przykład chrześcijanin podziela niewiarę ateisty w Jowisza, Allacha, Mitrę, Wisznu, Izydę, Swarożyca, Dobre Mzimu i parę tysięcy pozostałych bogów, czyniąc tylko jeden wyjątek, przedziwnym trafem niemal zawsze dla boga, w którego wierzą jego rodzice lub wychowawcy. Ateista zaś idzie tylko o jeden krok dalej. Różnica niby niewielka, ale jak się okazuje, znacząca.
Warto też zwrócić uwagę na wieloznaczność słowa „wiara”. Cechy wiary religijnej wyróżniają ją spośród wszystkich innych wiar. Na przykład gdy osoba religijna mówi „wierzę w Boga” znaczy to, że wierzy w istnienie tego boga; natomiast wyznanie „wierzę w siebie” nie jest formą deklaracji wiary we własne istnienie. Większość nieustannych (i niepotrzebnych) sporów na temat „wiary” ateistów rodzi się właśnie z nieporozumień językowych.
Ateizm nie jest religią
Często w dyskusjach słyszę, że ateizm jest religią albo czymś w rodzaju religii. Nie wiem, dlaczego niektórym osobom wierzącym tak bardzo zależy na przeforsowaniu tego poglądu (bo przecież z ich punktu widzenia atrybut religijności powinien wielce dowartościować ateizm), ale zamiast głowić się nad tą tajemnicą po prostu wykażę, że ateizm z religią nie ma nic wspólnego.
Tak jak wspomniałem, ateiści mogą wierzyć w wiele różnych rzeczy, ale nie wystarczy w coś wierzyć, żeby wyznawać religię. Można nawet wierzyć w Boga i nie wyznawać żadnej religii – jest się wtedy deistą. W Wikipedii czytamy: „Deiści odrzucają głoszone przez wyznawców religii monoteistycznych przekonania religijne, w myśl których objawienia, cuda, proroctwa i święte księgi posiadają faktyczną wartość poznawczą”. A więc w tym punkcie deiści w pełni zgadzają się z ateistami, ponieważ jedni i drudzy nie mają przekonań religijnych.
Ale może ateizm jest jakąś pseudoreligią lub religią w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu? Nic z tych rzeczy, ateizm nie jest nawet ideologią ani doktryną, bo nie zawiera nie tylko żadnego systemu wierzeń lub przekonań, ale w ogóle niczego nie zawiera. Nie jest „czymś”, lecz raczej brakiem czegoś – brakiem wiary religijnej. Jest a-teizmem – brakiem teizmu. Słowo „brak” nie musi brzmieć pejoratywnie; na przykład zdrowie jest brakiem choroby (nie istnieją wirusy lub bakterie zdrowia), ale nikt nie cierpi z powodu tego braku i nie pragnie go niczym wypełnić.
Zwolennicy tezy głoszącej, że „ateizm to przecież też religia” najczęściej popełniają błąd polegający na tym, że wiążą ateizm w sposób konieczny z jakimiś przekonaniami, np. racjonalizmem, materializmem czy krytycyzmem poznawczym. Ateizm bywa kojarzony z takimi postawami, bo sprzyja ich rozwojowi i często z nimi współwystępuje, ale to nie znaczy, że jest z nimi nierozerwalnie związany. Pojęcie ateizmu nie posiada bowiem żadnych konotacji oprócz braku wiary w bogów, ma zatem bardzo ubogą treść i jest to jego wielka zaleta.
Cenne ubóstwo
Wartość niebogatego pojęcia ateizmu ujawnia się wyraźnie w dziedzinie społecznej moralności. Ku nieszczęściu rodzaju ludzkiego, tę dziedzinę tradycyjnie kolonizują religie, sięgając po przemoc, przymus lub dyskryminację. Osoby wierzące zazwyczaj bagatelizują zło religii, mówiąc, że każda idea, każdy pogląd może pchnąć ludzi do czynów niegodziwych. Ale czy na pewno każdy? Czy znamy przypadki systematycznego mordowania ludzi przez zorganizowane grupy miłośników opery, zwolenników teorii heliocentrycznej, propagatorów wegetarianizmu? Nie możemy wprawdzie wykluczyć, że nigdy nie popełniono żadnej zbrodni w imię zdrowego trybu życia, teorii Kopernika czy muzyki Mozarta, jednak takie fakty raczej nie są liczne, a już na pewno nie mają one charakteru społecznego i systemowego – a taką właśnie naturę ma religijna przemoc.
Historia uczy, że jest pewna grupa przekonań szczególnie sprzyjających złu – są to przekonania, które u osób je podzielających rodzą postawę wyznawcy. Zaliczyłbym do tej grupy przede wszystkim postawy religijne, a także parareligijne (np. wiarę w zbawczą rolę klasy robotniczej lub w wyższość rasy aryjskiej). Wspólną cechą tych postaw jest akceptacja jakiejś teorii zbawienia, religijnej lub świeckiej.
Ateizm sam w sobie nie rodzi takich społecznych skutków, bo nie podaje niczego „do wierzenia”, nie przedstawia żadnego systemu idei, nikomu nie proponuje zbawienia – w tym sensie jest postawą „negatywną” i „ubogą”. Natomiast przemoc lub dyskryminacja w szerokiej skali społecznej wyrastają z postawy „pozytywnej” i „bogatej”: przyjęcia pewnego zespołu zbawczych wierzeń, które nie tylko można, ale zdaniem wyznawców nawet trzeba narzucać innym ludziom (niekiedy mieczem, a w czasach spokojniejszych na przykład poprzez zapis w ustawie o radiofonii i telewizji o obowiązku respektowania wartości chrześcijańskich).
Jest więc tak, że sam brak wiary w bogów niczego ludziom nie zapewnia ani nie gwarantuje, ale też niczego im nie dyktuje ani do niczego nie zmusza. Otwiera natomiast przed nimi wiele cennych i ważnych możliwości, zamykanych lub mocno ograniczanych przez religię. Napisałem o tym krótko w pierwszy punkcie mojego FAQ – osoby wierzące zwykle ze zdziwieniem czytają, że ateizm stwarza warunki dla rozwoju głębokiej duchowości. Ale nie ma w tym niczego dziwnego.
Głęboka duchowość
Według „Słownika języka polskiego” PWN, duchowość to rzeczownik utworzony od przymiotnika duchowy. Ten przymiotnik ma dwa znaczenia: pierwsze odnosi się do wszystkiego, co związane z umysłem, myślą, uczuciami, z moralnością, a także z życiem intelektualnym i kulturalnym; drugie znaczenie obejmuje to, co ma związek z duchem lub duszą w znaczeniu religijnym.
Gdy mówię o głębokiej duchowości, którą mogą rozwinąć w sobie ateiści, mam na myśli pierwsze znaczenie. Christopher Hitchens w książce „Bóg nie jest wielki” tak pisze o ateistach: Nie jesteśmy odporni na urok i powab cudu, tajemnicy objawienia i bogobojnej trwogi. Mamy jednak muzykę, sztuki piękne i literaturę. Dochodzimy też do przekonania, że poważne dylematy natury etycznej są przedstawione lepiej w dziełach Szekspira, Tołstoja, Schillera, Dostojewskiego i George’a Eliota niż w mitycznych opowieściach i moralitetach zawartych w świętych księgach. Literatura, nie Pismo Święte krzepi umysł i – ponieważ nie istnieje inna metafora – również duszę.
Ateizm idzie w parze z rozwojem intelektualnym – okazuje się np. że w religijnym społeczeństwie amerykańskim zdecydowana większość członków Narodowej Akademii Nauk to ateiści (źródło); jest bardziej otwarty na zróżnicowanie kulturowe niż religia (pisałem o tym w poprzedniej notce) i najwyraźniej nieźle chroni przed demoralizacją – np. w Stanach Zjednoczonych odsetek ateistów wśród więźniów jest znacznie mniejszy niż odsetek ateistów w całym amerykańskim społeczeństwie (źródło).
Oczywiście duchowość w sensie intelektualnym, kulturalnym, moralnym dostępna jest dla wszystkich i osoby wierzące również z niej korzystają, w różnym stopniu. Myślę, że właśnie dzięki tej duchowości ksiądz Jan Kracik z zażenowaniem przyjmuje katolicki kult plastikowej lalki – ale dla innego katolika, publicysty Szymona Hołowni krytyka tego kultu jest przejawem „inteligenckiego totalitaryzmu”. Chyba właśnie głęboka duchowość sprawiła, że przed dwoma laty Tadeusz Bartoś, wówczas dominikanin (znamienne, że niedawno zrzucił habit) potępił zakaz Parady Równości w Warszawie – ale ściągnął na siebie gniew wielu swoich współwyznawców.
Niekiedy odnoszę wrażenie, że umysły wielu osób wierzących są polem bitwy, na którym duchowość głęboka ściera się z duchowością religijną – dogmatyczną, hamującą samodzielne myślenie, osłabiającą empatię, skłaniającą do stosowania przymusu wobec innych ludzi. Ateiści nie muszą prowadzić tej wewnętrznej walki. Nie znaczy to, że z góry dane jest im duchowe oświecenie, natomiast mają czyste przedpole tam, gdzie ludzie religijni muszą przebijać się przez gąszcz archaicznych wierzeń, zakazów i nakazów, zanim znajdą jakieś ziarno prawdy o świecie lub zdecydują się na zwykły odruch solidarności z drugim człowiekiem.
zrodło; http://ateista.blog.pl/
Kolibryzm?
Czemu nie?
Ten koleś rzeczywiście fajnie pisze.
I bardzo ciekawe, i trafne, ma spostrzeżenia.
tylko nawet dobry człowiek czasem popełnia błędy... i szybciej wybacza się temu co jest ''łobuzem'' z natury... niż temu co zawsze stara się postępować dobrze i raz mu się noga podwinie... i wtedy zaczyna się wytykanie... tak to jest do kosciola chodzi a taki jest i owaki...
ja znam dwóch ateistów... tzn, którzy śmiało przyznają się, ze nie wierzą... i w jednym z nich widzę wiele wątpliwości, bo ciągle zadaje pytania i podważa to co zapisane w bibli... a człowiek, który wierzy własnym przekonaniom... nie powinien miec tyle ptan i on sam szuka chyba własnej drogi.
ja wierzę w Boga... ale nie chodzę regularnie do kosciola... rzadko chodzę... nie odmawiam też namiętnie zdrowasiek... ale często zdarza mi się rozmawiać w myślach z Bogiem, zadawac mu pytania, dziękować... i miałam chwile zwątpienia... i kiedy najbardziej potrzebowałam wsparcia... jakas sila, niewytłumaczalna zaciagnęła mnie do koscioła... i msza była akurat o tym z czym się męczylam bardzo... dwa razy tak miałam... dwa rózne problemy... nawet księdzu za msze podziękowałam ;p i juz od tamtej chwili nie mam wątpliwości co do istnienia... i nie staram się kogoś nakłaniac do wiary... kazdy musi sam odnalesc wlasną drogę ... nie skreslam tez ludzi, którzy nie zgadzają się z moimi przekonaniami... bo to jaki jest człowiek nie jest dla mnie wyznacznikiem tego w co, kogo wierzy... a jak obnosi się z wiarą to już jego sprawa.... zresztą jeszcze się taki nie urodzil co by kazdemu dogodził... więc z tym tez trzeba się liczyc ;p dnia Śro 12:52, 07 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
a ja polecam artykul J.T.Olejniczaka z numeru 2/12 z "czwartego wymiaru" pt Tropy spoza Biblii"
Rozumiem Cię, Koli.
Też nie ufam katolikom, i jeśli zdarzy mi się być w kościele, to przede wszystkim... pilnuję torebki.
Czytałam kiedyś o kobiecie, która codziennie na mszę chadzała, a pewnego dnia obrus z ołtarza zwinęła, bo jej się spodobał.
no ja tez znam osobke, co niedziele do kosciolka, zawsze pilnie taka moherowa pani..a tak naprawde szkoda gadac...potrafi od k..wyzywac i pare\razy zdarzalo jej sie uderzyc..syna. doroslego chlopa.
takze..z dala od takich chyba...
Po mojemu, to człowiek dobry jest zawsze dobry, niezależnie od wiary, niezależnie od tego, w co wierzy (ateizm to też rodzaj wiary).
A jeśli ktoś jest dobry tylko dlatego, że chce złapać jakieś plusy, żeby dostać się do nieba, albo jest dobry ze strachu przed piekłem, to przed takim trzeba się mieć na baczności.
I problem tylko w tym, jak odróżnić jednego od drugiego.
dokladnie
Ja wierzę w Boga,tylko nie wierze w imie jakie Mu ludzie nadali,historie jego narodzin,zycia...Jednak,ze jest siła wyzsza w sensie Bóg wierze,mam wrazenie,ze czasem czuje jego obecnosc...
ja też czuję ;p pamiętam nawet głupią sytuacje... nie mialam czym wrocić do domu... i przechodziłam obok kosciola i powiedziałam...Boże jesli Ty mi teraz nie pomozesz to mi nikt nie pomoże... i zaczepiłam staruszkę, która przechadzała się obok czy nie ma telefonu (moj się rozładował) nie miala, ale zaczepiła kobietę z samochodem i kobieta bez wahania powiedziała, ze jedzie w moje strony abym wsiadała... jak mnie podwiozła to zakręcila i pojechała w innym kierunku... a wczesniej zapierałam się, ze nie chcę robić kloptu, ze tylko telefon, ze zaplacę... podwiozła mnie z zyczliwości
cuda się zdarzają
Zakladajac, ze czlowiek jest jednym ze zwierzat zyjacych na tej planecie to boga byc nie moze, bo dlaczego tylko czlowiek ma boga, a zwierzeta nie? I to jest nawet logiczne.
Natomiast jesli rozpatrzec to z persektywy natury czlowieka to wiara w istote wyzsza od nas jest nam wpisana w geny. Jesli by zabrac noworodka na wyspe bezludna i tam wychowywac go z dala od religii i idei boga to w 100% by sam wymyslil jakis system bogow.
Wiara nie opiera sie na dowodach bo wowczas stalaby sie nauka.
Wiara nie potrzebuje kosciola, kosciol bez wiary nie istnialby.
Ja po prostu chce wierzyc, ze jest ktos nade mna, big boss, ktory steruje tym swiatem. Jest wielka sila, energia, miloscia i sprawiedliwoscia. Jest dobrem i sprawia, ze ja tez chce byc dobra, bo kieruje mna milosc.
Nie wyobrazam sobie jaki chaos by zapanowal na swiecie, gdyby nagle ludzkosc dostala wladze kreatora, jednostki owszem sie pojawialy w historii, niestety kiepsko konczyly.
W sumie,, to przekonanie, że zwierzęta nie mają Boga czy duszy to też ludzkie przypuszczenia i znowu nauka i to niepotwierdzona
Ja tez wierzę, w końcu skoro jesteśmy częścią Boga, to Bóg jest wszędzie, a od czegoś trzeba zacząć. Krótko mówiąc, niewiele wiemy, a doświadczenia życiowe i przekonania kierują nami i poglądami. Mi tam wszystko jedno czy ktoś wierzy czy nie wierzy, ważny jest człowiek.
Znam wierzących, niewierzących, gejów, lesbijki, znanych ludzi i nieznanych i co? Każdego cenię . Ile ludzi tyle opinii, charakterów i podejśc do życia, grunt żeby znaleźć wspólny temat i cieszyć się swoim towarzystwem.
Co do kościoła, to religie są potrzebne - wszystkie, one jakoś nas kształtują, dają nam grunt pod nogami, a co z tym zrobimy to nasza sprawa. Ja wierzę ale do kościoła chodziłam jak byłam mała. Z księżami się często nie zgadzam ale nie przeszkadza mi to wierzyć.
Hmmm i tak nie ogarnęłam tego co czuję, coś mam problem z ubraniem uczuć w słowa sorki
Zakladajac, ze czlowiek jest jednym ze zwierzat zyjacych na tej planecie to boga byc nie moze, bo dlaczego tylko czlowiek ma boga, a zwierzeta nie? nierozumiem zupelnie tegon zdania ..a kto powiedzial ze zwierzeta boga nie moga miec .. ??? toc nawet do arki noego pakowano zwierzeta
skoro bog stworzyl wszystko, wiec i stworzyl zwierzeta. Tylko czy zwierzeta sobie z tego zdaja sprawe? Watpliwe.
Jedynym kogo respektuja jest ich dowodca w stadzie - "alfa samiec" albo "alfa samica" albo ten kto im jedzenie daje w przypadku zwierzat udomiowionych i chodowlanych
ale jakie to ma znaczenie czy sobie zdaja sprawe czy nie
??? nie rozumiem toku rozumowania ..
Zakladajac, ze czlowiek jest jednym ze zwierzat zyjacych na tej planecie to boga byc nie moze, bo dlaczego tylko czlowiek ma boga, a zwierzeta nie? nierozumiem zupelnie tegon zdania ..a kto powiedzial ze zwierzeta boga nie moga miec .. ??? toc nawet do arki noego pakowano zwierzeta
A dla kogo są te zwierzęta?.........ja uważam,że dla ludzi....... .....dlatego mam ukochanego psa........wiele radości mi przynosi.........
po co ludzie wierza w boga?...do czego jest to im potrzebne?
ja nie wierze w boga w sensie istoty ktora wszystkim swiadomie kieruje
i uwazam ze to jest ułomnosc ludzka ze potrzeba jest im wiara ze cos nad nimi czuwa
ja uwazam ze kazdy z nas jest bogiem...ze kazdy ma moc kreacji swojego zycia w nieograniczony sposob...niestety rowniez lekami stad ludzkie niepowodzenia
zastanawia mnie dlaczego człowiekowi tak łatwo jest uwierzyc ze bog spełni jego prosby a nie potrafi uwierzyc ze to on sam moze osiagnac wszystko czego chce???
Nam się tylko wydaje że panujemy nad swoim losem, życiem. Przecież nasze życie podporządkowane jest naszemu ego. Ograniczeni przez własne egoizm nie potrafimy dostrzec nic więcej. Nie robimy nic co nam jest niewygodne. Nasze wszystkie działania skierowane są tylko w kierunku zaspakajania zachcianek. Wyciągamy rękę i bierzemy. To nazywamy niezależnością? wolnością? Nie potrafimy się poświęcać i dawać. Zbaczamy z właściwej ścieżki która umożliwi nam naprawę i pozwoli zrozumieć że bez Stwórcy i tutaj na ziemi prawdziwego szczęścia nie ma.
polecam zdrowieducha.pl
tera bedzieta podatki na kosciół płacic obowiazkowo,hahahaha
"Wracając do fizyki, podam znakomity cytat jednego z współtwórców fizyki kwantowej, wybitnego naukowca Wernera Heisenberga (od jego nazwiska wzięła się Zasada Nieoznaczoności Heisenberga):
"Pierwszy łyk ze szklanki nauk przyrodniczych zmieni ciebie w ateistę, zaś na dnie szklanki czeka na ciebie Bóg."
Powiedział tak, ponieważ wgłębiając się w tajemnice fizyki, praw przyrody, dotykamy Transcendencji - bóstwa.
'
dobre
zawsze mnie smieszyli ateisci powolujacy sie na nauke, ciekawe co beda mowic za pare lat
bo bog to jest przyczyna po prostu .. praprzyczyna...
bo bog to jest przyczyna po prostu .. praprzyczyna...
na tle religijnym jest najwięcej wojen
mimo że jestem wierzący pewnie jak każdy z nas tylko każdy z nas inaczej wyobraża sobie Boga - to o Bogu dowiadujemy się w którymś momencie życia od ludzi i od nich o nim słyszymy, jaki on jest a co gorsza co on nam może zrobić, nim się często straszy i to jest złe
kościół i Bóg to dla mnie dwie różne sprawy - nie powinnismy tego wogóle łączyć - to jakim kto jest człowiekiem wiadć na codzień jedna niedziela tego nie zmienia
każdy sam sobie powinien odpowiedzieć czy warto wierzyć, jeśli komus pomaga warto, zrtesztą czy to waże w co i kogo wierzymy, jesli żyjemy w zgodzie z sobą i społeczeństwem? nie wyobrażam sobie człowieka który dobrze przeżył życie a nie wierzył w Boga i za to został potępiony, to byłoby okrutne
nie ma ludzi niewierzacych kazdy jesli jest to do czasu ..zyjacy jest wierzacy ..ale moze byc nieswiadomy czy tez glupi to inna sprawa
jak dopierdoli bol konkretnie to kazdy boga wzywa ..
ano..
"jak trwoga to do Boga"
nie ma ludzi niewierzacych kazdy jesli jest to do czasu ..zyjacy jest wierzacy ..ale moze byc nieswiadomy czy tez glupi to inna sprawa
jak dopierdoli bol konkretnie to kazdy boga wzywa ..
Zresztą wiara jest nieodzownym elementem każdego człowieka, czy chce tego czy nie, tylko zbyt wąsko czasem interpretowana. Słowo wiara w szerokim rozumieniu dotyczy każdej perspektywy rzeczywistości - wierzę, że jutro będzie dzień, to tez wiara
Wiara w jakiekolwiek siły nadprzyrodzone czy to w duże religie czy wróżbitów czy w karmę i inne bzdety nie ma sensu. W to wierzą jedynie głupcy.
nie każdy człowiek słaby jest głupcem
Wiara w jakiekolwiek siły nadprzyrodzone czy to w duże religie czy wróżbitów czy w karmę i inne bzdety nie ma sensu. W to wierzą jedynie głupcy.
dobrze prawisz
dla człowieka głupiego, całe życie pełne jest cudów
czy Bog jest? nikt tego do konca nie wie,ale jedno jest pewne jak go zwa tak zwa,ale jest sila wyzsza ktora ma na nas wplyw jest napewno,przezylam smierc kliniczna bylam juz po drugiej stronie ,ale wygnali mnie bo mam-dostalam misje jeszcze na tej ziemi,takie przejscie bardzo duzo u czlowieka zmienia i uswiadamia po co tu jestesmy i kto tu na ziemi i poza ziemia rzadzi:-)
czy Bog jest? nikt tego do konca nie wie,ale jedno jest pewne jak go zwa tak zwa,ale jest sila wyzsza ktora ma na nas wplyw jest napewno,przezylam smierc kliniczna bylam juz po drugiej stronie ,ale wygnali mnie bo mam-dostalam misje jeszcze na tej ziemi,takie przejscie bardzo duzo u czlowieka zmienia i uswiadamia po co tu jestesmy i kto tu na ziemi i poza ziemia rzadzi:-)
a mogłabyś więcej coś na ten temat powiedzieć? co widziałaś po tamtej stronie i kto cie wygnał? ciekawi mnie ten temat..
za duzo opowiadania,nie lubie o tym opowiadac,gdyz nie kazdy w to wierzy i po co byc obiektem drwin..,uczucie podobne jak przy wyjsciu z ciala...ale to bylo bardzo silne wyskoczenie (wypadek autem z tirem przy 80 na h.) z ciala tak jak by w inny swiat gdzie czekal na mnie czlowiek przed brama na bialo ubrany z siwa dluga broda,i powiedzial mi wracaj my ciebie nie potrzebujemy.... dopowiedzial jeszcze duzo wiecej..., klocilam sie z nim bo nie mialam zamiaru wracac na ziemie gdyz sadzilam ze nie mam juz po co..., on zawolal ,,pomocnikow,, by mnie wywalili i przekonali do powrotu,ja nadal sie klocilam ze inni tam sa a ja nie moge.., w pewnym momencie ziemne uczcucie wrocilo i przeogromny smrod ziemi jaki czulam jeszcze po tym przez 3 dni..,po tym przezyciu przestalam bac sie smierci, tu na ziemi jestesmy za kare tam jest przecudownie ,nie do opisania gdyby nie misja moja na ziemi ,juz bym tam byla...
takie przejscie trafilo mi sie 2 razy w zyciu w wieku 7 lat jak topilam sie i te sprzed 8 laty...takie same przezycia ten pierwszy raz byl mniej swiadomy z powodu mojego wieku...
ja wierze bo wychodzilam z ciala..
ale przezyc smierc kliniczna..wierze w to .,jej
jednak kazdy kto tego doswiadczyl mowil ze tam jest inaczej, piekniej i tego wlasnie nie da sie opisac..moja znajoma tez tak opowiadala...ale to juz babcinka stara, po smierci klinicznej zaczela dostawac wizje rozne.
kazdy kto tego doswiadczyl mowil ze tam jest inaczej, piekniej
to takie pieddolenie ktore mnie strasznie irytuje
jakby ludzie zapominali ze mozna miec SEN i na tej samej zasadzie co snienie moze mozg wytwarzac taka ILUZJE
to moze byc jakas reakcja obronna MóZGU
ja drwic nie bede
ale widziec człowieka przed brama na biało ubranego to tak jakby opowiadac swoje wyobrazenia z dziecinstwa o tym jak niebo wyglada
mozg płata rozne figlke
np taki schizofrenik moze widzec rzeczy ktorych nie ma...i moznaby stwierdzic ze on po prostu widzi iny wymiar
a to tylko chemiczne niedomagania mozgu
byc moze organizm w chwili szoku tez ma jakies niedobory lub wyrzuca do mozgu jakies substancje by "ciało" uspokoic...i sa miłe halucynacje...
bardzo milo :-) ;;ja drwic nie bede
ale widziec człowieka przed brama na biało ubranego to tak jakby opowiadac swoje wyobrazenia z dziecinstwa o tym jak niebo wyglada ,, moze i to sa ,,wyobrazenia,, ale dla czego kazdy kto przezyl smierc kliniczna opowiada bardzo podobnie o korytarzu i o osobie w bieli...,ja jeszcze mialam uczucie jak aniol otula mnie swoimi skrzydlami przed spotkaniem sie z tym czlowiekiem w bieli, skad ta osoba w bieli wiedzialaby ze moje dziecko przezylo i co mnie czeka do zrobienia w zyciu...praktycznie dziecko nie mialo szansy przezycia gdyz tir wjechal z 80km.h w tyl auta a synek siedzial na tylnim siedzeniu a ja widzialam jak tir wjezdza w nas w lusterku gdyz kierowalam,pasazer obok opowiedzial mi ze zobaczyl swoje zycie od poczatku do konca ..,kazdy ma inne przezycia, tak przecudownie jest po tamtej stronie ze nawet w kolorowych bajkach dla dzieci tak nie ma,cieplo i serdecznosc nie do opisania,nie ma takiego doznania na ziemi jak tam jest, czlowiek czuje sie tam bosko,trzeba to przezyc by wiedziec!tesknie za tymi przezyciami czasami chce wyjsc z ciala i tam isc ,ale nie daje rady nie ma juz tego miejsca i tej osoby ktora na mnie wtedy czekala:-( Takie doswiadczenie zmienia bardzo czlowieka znika z niego agresja staje sie innym boskim czlowiekiem,wiem to po sobie kiedys bylam bardzo wredna wrecz extremalna w swym dzialaniu, teraz swoich wrogow omijam duzym lukiem a nowych brakuje :-) wiem co ma wartosc w zyciu a do tego niech kazdy dojdzie osobiscie :-)
czy mam wizje po tym przezyciu? ,nie wiem ale odczuwam swiat inaczej inna wieksza intuicja jest napewno,zycie stalo sie latwiejsze
koli ale skad wiesz co jewst iluzja a co nie ..a jawa niby nie jest iluzja ..toc tak naprawde to kazdy nawe6t na jawie sni swoj wlasny sen ..
ja bylam bardzo wyczulona na kwestie rasizmu ..i zawsze uslyszalam jak ktos cos na ten temat mowil ..moje kolezanki siadzace przy stole tego nie slyszaly ..nie zwracaly uwagi na to ,na co inne zwracaly uwage ..o przyklad pierwszy z brzegu ...
moja babcia tez miala smierc kliniczna...jak rodzila jole
Widziałam jakiś reportaż polski zresztą, w którym facet opowiadał,że jak umarł to znalazł się w pokoju swojej córki,a ona uczyła się do sprawdzianu z fizyki. Odratowali go, zapadł śpiączkę,a kiedy po dłuższym czasie sie wybudził,zapytał córkę jak jej poszedł ten sprawdzian, bo w dniu wypadku widział,że sie uczy a ona potwierdziła,że faktycznie tak było.
Ja nie przeżyłam śmierci klinicznej,ale śmierć zajrzała mi w oczy. Kiedy chodziłam do szkoły podst. wybrałam się na basen kryty, postanowiłam zrobić tzw. gwiazdę w wodzie,no i zrobiłam,tyle że do dziś nie wiem co mi się stało,bo nie mogłam w ogóle wstać, ruszyć nogą, ręką,wystawić głowy i wołać o pomoc,zupełnie nic. Po prostu wisiałam w tej wodzie.Chciałam złapać się ścianki brzegu basenu i wstać,ale odpłynęłam, bo nie mogłam wyczuć jej ręką. Myślałam,że zejdę juz z tego świata w taki głupi sposób przy ludziach i ratowniku wokół. Każda sekunda ciągnęła się niemiłosiernie długo, a ja zaczęłam się dusić pod wodą. Było mnóstwo czasu do namysłu,normalnie jakby czas mi się zatrzymał i wtedy postanowiłam,że spróbuję jeszcze raz poszukać tej ścianki,nadwyrężyłam sobie totalnie rękę, długo mnie potem bolała, ale jakimś cudem ją znalazłam i wstałam
Mam propozycję do tych Pań mocniej uduchowionych, że się tak wyrażę - aby spróbowały przekonać do istnienia Boga Kogoś, kto przeżył Oświęcim.
I niech wróci i opowie relacje.
jest kilka dobrych dokumentów na temat niewiary tychże osób.
a co ma przezycie oswiecimia czy innej traumy do "wiary ze jest cos ponad " jako takiej ..
oswiecim czy jakiekolwiek zdarzenie jest samo w sobie nieistotne ..istotne jest to jsak jest ono rozumiane i co z niego sie wynosi, ..a to nie zalezy od zdarzenia jako takiego tylko od czlowieka ,jego wnetrza i potencjalu ...
cierpienie uszlachetnia tyakze ..ale tylko nielicznych -czyli tych ktorzy sa szlachetni z natury ..
z nieszlachetnych zle zdarzenia czynia gorsze swinie