witam, poproszę o pomoc bo nie wiem jak mam zacząć.
Katalog znalezionych frazWÄ tki
- agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
- WITAM PONOWNIE JESTEM 30 LETNIM ALKOHOLIKIEM!!!!
- witam pierwszy raz z moim wykresem
- Witam Wszystkich - Horror-rozdział drugi
- Witam. Czy codzienne picia piwa to już alkoholizm?
- Witam i parę słów o sobie
- Cześć a nawet nie których Witam:)
- Witam, oprawka-intermaag-pl
- Witam :) nowy jestem - swiezak
- Witam po latach ;) Maria
- Irek - WITAM WSZYSTKICH !
agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
witam serdecznie wszystkich, mam do was prośbę.
Wróciłem wraz z żona na stare śmieci i odnowiłem znajomość ze starym dobrym kolegą, niestety alkoholikiem. Dużo się biłem z myślami czy podjąć próbę i pomóc koledze z tego wyjść (od razu pisze ze naprawdę chodzi o dobrego znajomego, a nie o mnie).
Mój koleżka kiedyś był uzależniony od narkotyków i książkowo z tego wyszedł, niestety wpadł w następne bagno - wódę. Dodam, że koleś bardzo inteligentny, wykształcony...kiedyś.
Od pięciu lat siedzi w domu, zostawiony przez dziewczynę, zwolniony z pracy. Od picia coś się mu porobiło z głową, kilka razy w psychiatryku, odwyk jeden, drugi...
Niby chodzi do psychiatry i psychologa, tam mówi, że nie pije, a prawda jest taka, ze co go spotykam, to wiecznie na bani... Nie chodzi nawet o to, że jest tak pijany, że się przewraca. Tłumaczy się, że to przecież tylko 3 piwka... O 11 przed południem...
I moja prośba; napiszcie mi proszę, albo dajcie jakieś materiały, linki na temat tego jak ja mam zacząć prowadzić rozmowę z nim, co mam mówić w jaki sposób? Czy normalnie , czy pokazywać mu kiedy jest pod wpływem, czy mam być miły i udawać, ze trzy piwka to nic, czy go za przeproszeniem opieprzać i mówić jaki jest nieodpowiedzialny...
Nawet zaproponowałem mu, że mu pomogę znaleźć pracę, jednak powiedział, że mu psycholog odradził na razie tego. On chodzi ciągle skołowany po tych lekach na głowę, a do tego przepija te tabletki browarami i wódką z mety.
Słuchajcie, ja naprawdę chce mu pomóc bo jak się nim nikt nie zajmie to chyba, prędzej czy później, zejdzie z tego świata...
Z góry dziękuje za odpowiedź
Czesc Dobry Czlowieku. Jestem zaskoczony i zdruzgotany twoim postem poniewaz zdalem sobie sprawe ze przez lata mojego picia i cpania,wiele osob wyciagalo do mnie pomocna reke a ja j odtracalem. Sila uzaleznienia byla wieksza. O zycie naloga tocza batalie rodziny,trzezwiejacy alkoholicy,przyjaciele a jednak najczesciej przegrywaja. Kazdy przypadek przebudzenia dla mnie jest cudem. Tu potrzebna jest fachowa pomoc i sadze ze probujac mu bezposrednio pomagac,raczej mu zaszkodzisz,sobie rowniez. Jesli stac cie na tak heroiczny wysilek to skontaktuj sie,prosze,w osrodku uzaleznien terapeuta lub udaj na otwarty mityng AA i porozmawiaj z trzezwiejacymi alkoholikami. Napewno cos doradza. Poczekaj cierpliwie,tutaj tez koledzy podzuca swoje zdanie. Nie potrafie ci doradzic. Zycze tobie i twojej rodzince wszystkiego Naj. I Pogody Ducha.
Wszystko się zgadza, ja nie mam zamiaru bawić się w psychologa, bo nim najprościej nie jestem. Sam jestem DDA, mam uzależnioną matkę, dlatego chyba troszkę łatwiej było mi podjąć decyzje o tym, żeby w ogóle do tego człowieka wyciągnąć pomocna dłoń.
Ojciec tego kolegi sam pił (nie wiem jak jest teraz), jak rozmawiałem z jego matką to jest to kobieta załamana. On sam składał przede mną deklaracje, że ma dosyć, że chce inaczej, ja mu pokazywałem jak
w końcu to inteligentny i ogarnięty człowiek (tak było przynajmniej kiedyś).
Po czy spotykamy się za kilka godzin i wali od niego wódą jak z gorzelni, a była dopiero dziesiąta rano... A zachowywał się tak, jakby w ogóle nie pamiętał tego o czym rozmawialiśmy wcześniej.
Najgorsze jest to jak się zapytałem go wprost - wiesz, że jesteś alkoholikiem? On na to, że on się tak nie czuje:-(
Tak, jak pisałem we wcześniejszym poście, był już w psychiatryku, na odwyku, ostatnio znowu trafił do szpitala na trzustkę (dwa lub trzy razy w ciągu roku).
Jak w ogóle zacząć skoro on sam nie widzi problemu, a chodzi na terapie gdzie kłamie, że nie pije?
Myślałem, żeby iść do specjalisty się zapytać, jednak najpierw trafiłem tutaj.
pierwsze primo:jak to mozliwe że on chodzi na terapie a tam nie widzą co sie z nim dzieje? ( w moim kontrakcie z OLU był taki punkt że moga przyjąć od kogoś [tu:Ciebie]-jako świadka-info o piciu, zobowiązanie do zachowania abstynencji było obligatoryjne, złamanie tej zasady wiązało się z wywaleniem z terapii)
drugie primo; jesli jego stan jest taki jak opisujesz to tylko przymusowe leczeni moze mu pomóc ale to juz bardziej do mamy chłopaka, może podpowiedz jej to, zaprowadź do OLU, tam pokierują do właściwego Sądu itd
Słuchaj Marek, no nie wiem w sumie jak to możliwe. On chodzi dwa razy w miesiącu do psychologa, raz w miesiącu do psychiatry.
Jak się go zapytałem o czym tam rozmawia, to mi odpowiedział, że takie tam gadki szmatki, o wszystkim i o niczym. I chyba dobrze, że gada o wszystkim, ale mówi do mnie też z uśmiechem na twarzy, że opowiada tam, że dobrze się sprawuje, bo nie pije... Jak nie pije, jak pije. Z tego co wiem codziennie. Tylko dla niego piwko strzelić na śniadanie to norma (no i najważniejsze - przecież browar to nie alkohol). Potem w ciągu dnia czeka tylko na okazję, żeby z kimś cokolwiek wypić.
Z nim nie jest problem, że on sięgnął bruku i leży w rynsztoku, ale mało mu brakuje. Jak mają mu leki na głowę pomóc, skoro codziennie pije?
Najgorsze to, że w ogóle nie widzi problemu. Tydzień temu wyszedł ze szpitala na tą trzustkę, a już pije browary, nieważne ile, czy jedno czy pięć. Byle by był browar, bo to przecież nie szkodzi.
Witaj Samarytaninie...
Przybliżę ci nieco problem, żebyś wiedział na co się porywasz;
Kolega powyżej napisał ci swoje zdanie. Wyjście z takiego stanu również uważałbym za cud.
Cuda się zdarzają i nikogo nie można przekreślić. Tyle chodzących, żyjących cudów pośród nas przecież.
Sam jestem tego żywym przykładem...
Jednak samemu trzeba widzieć problem, samemu sięgnąć dna i się odbić, a później traktować swoje zdrowienie jako najważniejszą rzecz w życiu i kolejne stopnie terapii wspomaganej mityngami do oporu oraz pracą ze sponsorem na Programie Dwunastu Kroków.
Do tego trzeba jednak uczciwości. Uczciwości wobec ludzi, siebie samego, a w przypadku wierzących, również wobec Boga.
To wszystko do końca dni - praca nad sobą, swoimi chorymi emocjami, chorym postrzeganiem świata, życia, uczenie na powrót mózgu normalnych ludzkich odruchów i zachowań.
To wszystko jakby renowacja całego człowieka, fizyczna, psychiczna i to, co ponad tym czyli ogólnie pojęta duchowość.
Bez zgody, bez pragnienia tego ponad wszystko, bez własnych chęci, bez zaparcia się jakby samego dotychczasowego - nie ma szans i Ty choćbyś się starał nawet bardzo - nie pomożesz...
Prędzej on wykorzysta Twoje zaangażowanie aby cię przekręcić...
Pomóc to najbardziej może on sobie sam, a jak piszesz, ani mu to już teraz w głowie...
Napisałeś w pierwszym liście, że kolega "Był" uzależniony od narkotyków... Nie używa się terminu "Był". Z tym się umiera, z uzależnieniem, bo uzależnienie można jedynie zatrzymać, a później trzeba ten stan hołubić jak największy skarb za pomocą i zaleceń, nakazów i wiadomych sposobów.
Jemu z tym wszystkim jest w jego nałogach na rękę... Zachowuje pozory, chodzi na spotkania do psychologów, do psychiatrów. przepisują mu już od lat legalne leki, które są niczym innym jak swego rodzaju narkotykami, a mieszane z alkoholem dają mu potężne kopy i odloty.
Wpadł z deszczu pod rynnę, tak to można określić. To stan uzależnienia krzyżowego.
A, jak piszesz, często nawet już nie widzi problemu, ma wielkie wyrwy w pamięci, bierze psychotropy i zapija je alkoholem, kłamie wszystkich wokół o zachowywaniu abstynencji, a faktycznie jest teraz uzależniony na krzyż...
Możesz pójść do poradni, nie zaszkodzi. Nie ma jednak sposobu czy złotego tekstu, który go zdopinguje do zmiany frontu, zachowań, do chęci leczenia.
I zauważ, że to on powinien tam lecieć w te pędy jak chce jeszcze trochę pożyć, zważywszy jego już wieloletnie, dodatkowe problemy z trzustką nie mówiąc o głowie...
To on pije i zapija leki, nie Ty. Ty widzisz jego problem, on myśli, że jakoś to będzie... I jest jakoś, bo nawet chwali ci się tym, że wszystkich fachowców kiwa jak chce.
Takie Twoje zaangażowanie ma jednak i druga stronę; nawet jeśli jakimś cudem pójdzie do zakładu zamkniętego, najpierw najlepiej psychiatrycznego, później odwykowego też zamkniętego, to nie będziesz przy jego wywiadach z lekarzami, nie będziesz wiedział co mówi o sobie o swoim lawirowaniu na krawędzi życia... Nie przywiążesz się do niego i nie będziesz pilnował by nie pił w najmniejszych przerwach...
Musisz później również uważać na propozycje, prośby innej pomocy, pożyczek z jego strony, żyrowania itp, bo bez skrupułów przekręci cię dokładnie...
Sam zostałem wielokrotnie wystawiony do wiatru i wystrychnięty na dudka przez ludzi, którym chciałem pomóc z serca... Nawet byłem przez nich oskarżany przed innymi ludźmi... Ale to również jeden z objawów choroby, przebiegłość, manipulacja, brak skrupułów i trudno określić świadoma jeszcze czy nie, bo alkohol w pierwszym rzędzie niszczy szare komórki...Ale nawet jak ostaną ich resztki zakłamanie jest na takim samym wysokim poziomie...
Nie bierz sobie do serca, jeśli nic mu nie pomożesz, a przy okazji zaszkodzisz sobie... Bo widzisz, angażując się zbytnio w życie drugiego człowieka - człowiek może zapomnieć o swoim życiu, swoich obowiązkach, swoich priorytetach, zaniedba rodzinę itp. Różnego rodzaju reperkusje są możliwe...
Aby uzależniony przestał pić czy brać, musi uznać swoją bezsilność wobec alkoholu czy innej substancji. Trzeba w razie pomocy takiej osobie liczyć się z tym, że też musimy uznać na jakimś etapie swoją bezsilność wobec tej osoby. Musimy ją pozostawić samej sobie... To ostateczność, lecz i ostateczna szansa, że sięgnie takiego osobistego dna, że się jednak opamięta... Niebezpieczne jest to, że jeśli następuje zgon, wyrzuty sumienia mogą ciągnąc się latami i bardzo łatwo wtedy pójść w jego ślady...
Wiem, że chcesz mu pomóc z serca, z prawdziwej, bezinteresownej, czysto ludzkiej, szlachetnej Miłości tej największej z Trzech... Niesiesz posłanie trzeźwości, posłanie normalnego godnego życia... W AA mówimy, że powinno się nieść to posłanie, jednak nie nieść na własnych plecach uzależnionego... Stosować trzeba tzw. Twardą Miłość - z miłości wymagać tego co potrzebne i dobre dla tej osoby, unikając litości, która więcej zniweczy w jego stanie niż zbuduje... Do tego potrzebna wiedza i szósty zmysł, aby nie dać się samemu przekręcić i aby nie poplątać swojego własnego życia...
Taka pomoc jest nad wyraz szlachetna lecz i bardzo niebezpieczna.
Osobiście, teraz, chcąc komuś pomóc mówię o sobie, o swojej drodze i stawiam warunek - na początek terapia zamknięta, a do czasu terapii mityngi do oporu.
Później pomagam wracać do normalności jeśli ktoś wyraża taką chęć. Jest to jednak twarda współpraca nad Krokami i są jasno określone zasady przerwania współpracy.
A ostatnia moja pomoc chronicznemu alkoholikowi?... Na cito przywiozłem mu księdza... Zdążyliśmy przed pogotowiem, które było już po spowiedzi, pojednaniu, wijatyku i stwierdzili zgon...
Różne są przypadki i różna może być w niektórych przypadkach pomoc...
Życzę ci wszystkiego co dla Ciebie i Twojego kolegi dobre. Jeśli jesteś osoba wierząca to zaproś do pomocy Najwyższego, jednak pamiętaj zawsze o tych słowach; "Bądź wola Twoja"... Obojętnie jak się potoczą wypadki czy przypadki, nie miej wyrzutów sumienia, ani też za dużo sobie nie przypisuj
...z Bogiem, jakkolwiek go pojmujesz czy też akurat nie pojmujesz...
mnie bardziej chodzi o wyrwanie z letargu mamy tego alkholika-narkomana
wiem że wszystko jest w rękach uzaleznionego ale żyjący z nim czy obok niego nie musza bezradnie patrzec na to co On robi ze soba
ja odpowiadqam na pytanie zadane przez "Miłosiernego Samarytanina"
1.ubezwłasnowolnienie (wniosek mamy do sądu)
2.przymusowe leczenie
czasem chęć pomocy jest tak wielka i tak szczera że po pierwszym czy drugim niepowodzeniu przychodzi załamanie i poddanie sie - i być może to właśnie z nią sie stało
to nie "krawat83" ma zrobic wszystko za niego i nią
On być może stanął na ich drodze jako przejaw bożej opatrzności (mam na mysli jego rolę w tym wszystkim nie jego samego) i byłoby olbrzymim zaniechaniem gdyby z tej, może ostatniej już, szansy nie skorzystać
jesli i tutaj, wśród alkoholików, podetniemy mu skrzydła - to gdzie ma szukać pomocy???
wszystko co wyżej napisał Jerzy jest prawdą
uzależniony musi chciec zrobić ze sobą porządek ale pierwszy krok trzeba niejednokrotnie zrobic za niego, wiem że takich "pierwszych kroków" to On miał pewnie kilka w swoim życiu ale...kto wie?
No nie wiem,Marek. Moze to jest wlasnie czas Krawata. Nasuwa mi sie pytanie,czy sam odbyl jakas terapie? Czy terapeuta podpowiedzialby mu ze swiata nie zbawi. zeby skupil sie na sobie bo zadbawszy o swoje sprawy i problemy moglby jeszcze bardziej usczesliwic swoj wlasny swiatek. byc moze zazdrosc alkoholika o radosc,spokoj i pogode ducha w jego rodzinie,jesli to dojzy,bardziej wplynie na podjecie jakiejs decyzji. Zarowno u matki jak i u kolegi..
Dlugo myslalem czy to napisac. twoje wpisy Krawat,daly mi do mysle. Z wolna zdaje sobie sprawe jak wazny w zyciu jest ten tzw.zdrowy egoizm i akceptuje ze tak samo jak zlosc,moze miec pozytywne znaczenie.
No coz. A ja sfabrykowalem sobie wlasny problem. jak kto ma ochote wymierzyc policzek na otrzezwienie,zapraszam do pokoju zwierzen.
Wozak33
przyznam szczerze ze ni huhu, nie rozumiem co masz na mysli ??
krawat chce komus pomóc tylko nie wie jaka postawe wobec kolegi przyjąć, czy biernie przyglądac się jak ten ginie czy coś robić - jak nie sam to może poprzez mamę kumpla - no bo jak widac nic nie robienie przez niego i przez tego kolege niszczy ich wszystkich, krawat ma poczucie bezsilności, pijący ma to w nosie co z nim będzie a mama tego alkoholika utwierdza sie dalej we własnej niemożności zrobienia czegokolwiek
ja tam nie fizoluje na ten temat tylko rzeczowo odpowiadam krawatowi co może zrobić, decyzja jest jego tak jak i jego kolegi oraz wszystkich zainteresowanych