Jeszcze o liczbie dzieci....
Katalog znalezionych frazWÄ tki
- agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
- REKLAMA DZIECIOM "W ZDROWYM CIELE, ZDROWY DUCH"
- Blade & Soul - na premiere - nowe dziecie NC soft
- Zmiany w przepisach dotyczących przewożenia dzieci
- Kobieta z dwójką dzieci potrącona na pasach
- Stroje dla dzieci - jasełka / karnawał
- Dzieci i sport, aktywność fizyczna
- Ferie zimowe dla dzieci podkarpackie
- Moje dziecinstwo -moj raj utracony
- Dla niemowląt i małych dzieci
- Bajki i filmy dla dzieci
agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
Zastanawiałam się, czy założyć nowy temat, ale ponieważ nie wiedziałam, gdzie by to najlepiej podpiąć, więc zakładam.
Po przeczytaniu tego artykułu:
http://www.fronda.pl/news/czytaj/wyznania_miliardera_meza_1_zony_ojca_20_dzieci
zaczęłam się zastanawiać, czy nie jest przypadkiem 1 kwietnia.... Bo wydaje się to być absolutnie niemożliwe...
Co o tym sądzicie?
wow... po prostu niesamowite. A z jaką prostotą o tym wszystkim mówią.
Jak mnie mama rodziła, to obok rodziła (ja nie wiem, jak można rodzić OBOK siebie ) kobitka 15 dziecko - dla mnie to szok
fajnie owszem, ale jak dzieci musza robic od malego to mi sie nie podoba...na lebka 10 zwierzat do obrzadku?
Sorry, że się czepiam szczegółów, ale dzieci nie mąka, są policzalne - Czyli "liczba", nie "ilość".
A co do takiego przegięcia..
Dla mnie to graniczy podobieństwem do Violetty Villas trzymającej setki zwierząt, bo je przecież kocha!
to teraz wielodzietni maja wyrzuty sumienia
Jak mnie mama rodziła, to obok rodziła (ja nie wiem, jak można rodzić OBOK siebie ) kobitka 15 dziecko - dla mnie to szok
Cóż w szpitalach i teraz można rodzić OBOK, no przepraszam - jest kotara... tutajpoczkategori
wiem, wiem, że można - ja po prostu nie wiem, jak to można przeżyć
Cóż ja na praktykach na porodówce jak to zobaczyłam, jedna kobieta już skurcze parte, a druga w pokoju jeszcze spokojnie leży...
Nie wiem, jak to jest jak już się rodzi, ale mimo wszystko komfortowe to nie może być...
Przepraszam za OT.
A ja jak rodziłam obok (nie tak dawno przecież ) to mi to jakoś nie przeszkadzało a jak przyszło co do czego to już w ogóle nie zwracałam na to uwagi
strzyga - no właśnie się tak zastanawiam czy gdy już się rodzi, to taka obecność drugiej "ciężarówki" w ogóle jest w stanie przeszkodzić mam wrażenie, że wtedy kobita skupia się już tylko na tym by jak najszybciej było "po" Chociaż jeśli chodzi o 1szą fazę porodu, to np. nie chciałabym być w pokoju z jakąś histeryczką/płaczką, bo pewnie miałabym ochotę ją skrzywdzić. Ale liczę na to, że mąż się zdecyduje na towarzyszenie mi i będziemy w osobnej sali
iiii tam, ale ja towarzyska jestem, mogłabym i bez kotary
najpierw ja słuchałam jej pisków, potem ona moich wrzasków i luuz
a na koniec w 3 nas położyli jak było już po wszystkim i reszta nocy też spędzona na porodówce, gdzie dalej z innych pomieszczeń słychać było kolejne 'jęki'.
Jak mnie mama rodziła, to obok rodziła (ja nie wiem, jak można rodzić OBOK siebie ) kobitka 15 dziecko - dla mnie to szok
Moj tata tez lezal kiedys na oddziale z gosciem, co mial 15 dzieci... Tez dla mnie to kosmos. Ale jak chca, to nie moja sprawa. Gorzej, jak sie takie rodziny daje za przyklad, ktory ma zachecac do wielodzietnosci. No sorry, kazdy decyduje ile zdola udzwignac, skoro maja taka energie ze 20 to nie problem... Ale to naprawde skrajny przyklad.
Mój ideał, naprawdę! Ta rodzina jet taka radosna, wdzięczna i spełniona. Jak widać, pracą, miłością, szacunkiem do wszystkiego można dojść! Nie wiem jak Wy, ale czytając ten materiał, czułem, że to co czytam po raz pierwszy od dłuższego czasu jest prawdą a nie jakąś fikcją i zmyślnie na czyjeś życzenie.
Niesamowita rodzinka! Dla mnie wielodzietność jest wyrazem ogromnej odwagi i bardzo podziwiam takich ludzi.
A ja mam mieszane uczucia...nie wiem, czy ten artykul jakis tendencyjny jest...Pewnie, ze podziwiam wielodzietne rodziny, ale tu jakis hurraoptymizm-pokazane, jak z biedaka zostac milionerem i ta recepta na zostanie nim... no fajnie ze! Ciekawa jestem, czy dzieci powiela model, juz zaznaly dobrobytu to ich dzieci nie beda harowac i wszystko sie inaczej ulozy.
Hm, nie do końca się zgodzę. Któraś z Was napisała, że nie podoba sie jej, że dzieci "pracują" a moim zdaniem dzięki obowiązkom jakie miały za dziecka i widząc jak ciężko pracują rodzice będą już jako dorośli bardziej doceniać pieniądz-am do ich rodziców nie pzyszedl prosząc weź mnie, tylko sami umieli o to zadbać. Najprawdopodobniej i oni powielą ten model rodziny. Mimo to, każda z nas wie, że w każdej rodzinie czarna owca musi być
Ja absolutnie uważam, że dziecko nie może mieć wszystkiego podanego na tacy, musi się nauczyć doceniać pracę, pieniądze itd., w dodatku jestem jak najbardziej za modelem rodziny, gdzie jest więcej niż dwójka dzieci.
Mimo to nie potrafię uwierzyć, że mając 20 dzieci człowiek, jako rodzic jest w stanie o te dzieci odpowiednio zadbać.
Nie chodzi mi o utrzymanie, bo wiadomo, ludzie bywają niesamowicie bogaci, chodzi mi o coś ważniejszego, o czas, uwagę, rozmowę z każdym dzieckiem z osobna choć od czasu do czasu.
Wiadomo, że starsze dzieci wychodzą z domu i usamodzielniają się, gdy rodzą się następne, ale nawet wtedy tych dzieci oczekujących uwagi będzie np. 10.
To i tak dużo...
Dla mnie posiadanie 20 dzieci zaczyna się kojarzyć z patologią, nie fizyczną, czy finansową, ale taką uczuciową, ale nie znam takich rodzin, więc może totalnie się mylę...
No ale on tam mowil (ten ojciec rodziny), ze poswiecal czas kazdemu dziecku, jak mialo ochote poszalec, pojezdzic na rowerze itp. Hmmm...i to wszystko przy ciezkiej pracy nad zdobywaniem milionow? Nie bardzo w to wierze, doba chyba musialaby miec 72 godz. Tez jestem absolutnie przeciwna temu, zeby dziecko nie mialo obaowiazkow. A z tym modelem rodziny to chodzilo mi o to, czy powiela pod wzgl. liczebnosci. Nie wiem, nie bardzo wierze w to wszystko, co z taka latwoscia bylo opisane w tym artykule...
oczywiscie ze w to nie wierze
doba ma 24 godziny, przy takiej ilosci dzieci nierealne jest dbanie o nie uczuciowo. zreszta gospodarka jaka on opisuje musi byc ogromna a na takiej to dopiero jest pracy!!
co do pracy dzieci, tez jestem zeby pomagaly, ale ludzie 10 zwierzat do obrzadku? gadacie tak, ale chyba nie wiecie z czym to sie je! jak byly to np. konie to dziekuje. obrobic taka ilosc dla szkolnego dziecka jest ciezkie, do tego codziennie. i znaczy to, ze dzieci przed szkola juz robia w stajni!
Oczywiście, że nie powielą takiego modelu.
nie znam żadnej z osób pochodzącej z rodziny wielodzietnej, która by powieliła ten model
Ciekawe, co dzieci tego faceta by opowiedziały o swoim życiu. Czy też tak by chwaliły?
Eh, nie, zapewne modelu rodziny liczącej tak wiele dzieci nie powielą, mi o model rodziny pracującej chodziło, że wpojone im zasady pracowitości i odpowiedzialności powielą w swoim dorosłym życiu.
Małgorzatko, tak jak piszesz dziecko powinno mieć różne obowiązki i pomagać rodzicom, ale nie taką harówkę! z którą nie jeden dorosły by nie dawał rady, pewnie nigdy nie miałaś do czynienia z choćby mniejszym gospodarstwem
Kochaniutka miałam, miałam do czynienia, bo jeszcze nie tak dawno sami mieliśmy 80 królików, kury i gołębie a i krowy paść umiem, bo pochodzę z gospodarstwa, gdzie są nadal hodowane świnie, kozy i krowy. Racja, nie miałam do obrządku 10 sztuk bydła bo nie mieliśmy tylu ale cóż robiliśmy z siostrą i kuzynkami wszystko oprócz przerzucania gnoju z pod zwierząt, łącznie z pracą Skwarze przy sianokosach, gdzie do tej pory wszystko ręcznie sie robi bo nierówniści terenu nie pozwalają wjechać maszynom.
Tylko z drugiej strony to był krótki wywiad i nie wiadomo co ojciec miał na myśli mówiąc o zajmowaniu się 10 zwierzętami (domyślam się, że albo bydłem skoro je hodowali, albo mniejszymi zwierzakami, które mieli na własne potrzeby żywieniowe). Nie sądzę by 5latkowi kazał np. takiego byka zaprowadzić na pastwisko, a raczej dostosowywał rodzaj pracy do wieku. Nie jest też napisane czy dzieci musiały to robić, bo nie było komu (choć myślę, że po kilku latach i tak miał sporo pracowników skoro firma się tak rozrastała), czy właśnie po to by się nauczyły szacunku do pracy i obowiązkowości. Jakby nie patrzeć można powiedzieć, że za tą pracę każde z dzieci dostało po mieszkaniu i samochodzie, więc to nie był jakiś wyzysk (zwłaszcza,że wspomniał o donoszących sąsiadach i byciu pod kontrolą różnych instytucji).
Ale zastanawiam się czy rzeczywiście ciężko pracując był w stanie zapewnić każdemu dziecku wystarczającą ilość uwagi... chociaż - w dzisiejszych czasach sporo zapracowanych rodziców nawet 1-2 dzieci nie poświęca im zbyt dużej ilości czasu, a dziećmi zajmują się nianie.
Ciekawiej by było gdyby zamieścili jakieś wypowiedzi tych dzieci, o ich wspomnieniach z dzieciństwa i własnych planach rodzicielskich.
Oczywiście, że nie powielą takiego modelu.
nie znam żadnej z osób pochodzącej z rodziny wielodzietnej, która by powieliła ten model
Moi teściowie mają każde po 5ro rodzeństwa i postarali się sami o 6stkę dzieci.
Ale owe dzieci wolą się ograniczyć, np. do 4rki.
A co do pracy dzieci przy dużych zwierzętach.. Zdaje się, że Monty Roberts przed szkołą codziennie sprzątał jakąś sporą liczbę końskich boksów. Ale nie pamiętam już szczegółów.
Mnie jest właśnie najtrudniej uwierzyć w to, co oni niby byli w stanie zrobić w ciągu doby. Z pewnością nie myli ani siebie ani dzieci codziennie. Za nic też nie uwierzę w radosne spędzanie wolnego czasu np. na rowerze... Może im się to ze 2-3 razy do roku zdarzyło, ale na pewno nie więcej. Chyba, że to jakieś cyborgi, a nie ludzie.
Ale podziwiam ich bardzo, że sobie radzili sami i nie wyciągali ręki po pieniądze innych, skoro sami zdecydowali o takim modelu rodziny. To jest naprawdę godne szacunku, zwłaszcza, że dorobili się majątku dopiero po latach.
Nie wyobrażam sobie też,co robili, gdy to całe stado dzieci zaczynało chorować... np. na wirusy typu rota....
W rodzinie mojej mamy też żadne z 8 dzieci nie powieliło modelu wielodzietności; max to 4 i to raczej z przypadku niż planowania.
Choć ja czuję, że 2 dzieci to stanowczo za mało. Moim marzeniem jest taka nasza sytuacja zdrowotna i majątkowa, żeby mogło być ich 4. Może, może kiedyś się zdecydujemy na 3 dziecko, bo oboje czujemy wręcz brak tego dziecka....
A ja miałam do czynienia z codziennym życiem rodzin bardzo wielodzietnych i akurat kontkat, dbanie 'uczuciowe' o dzieci zależały tylko i wyłącznie od rodziców - tak samo jak w przypadku, gdy jest ich np. dwójka.
w rower jestem w stanie uwierzyć bo rowerem po wsi się akurat b. często jeździ - nie 2, 3 razy do roku
za to nie bardzo wierzę w wyznanie żony, że nigdy się nie poskarżyła. sorry, ale to mi się wydaje nierealne. nie znam osoby, która NIGDY na nic nie utyskiwała, choćby na drobnostkę. i te stronniczość dla artykułu mnie do niego trochę zniechęca, choć miło poczytać o takiej optymistycznej wizji świata.
Strzygo - ja znałam taką kobietę. ona nie mogła mieć dzieci, więc wzięli na wychowanie chłopca z domu dziecka, który nie miał szans na adopcję (wolała dziewczynkę, ale stwierdziła, że jak się rodzi to się nie ma wyboru, więc ona też nie będzie wybierać, za to cieszyła się z wnuczki ).
Oczywiście, że nie powielą takiego modelu.
nie znam żadnej z osób pochodzącej z rodziny wielodzietnej, która by powieliła ten model
hłe hłe, ciekawe , czy wszystko czego nie znasz, nie istnieje....
niejeden filozof nad tym pytaniem głowę sobie łamał
Weźcie pod uwagę to, że skoro mają 20 dzieci, to nawet jeśli odstępy między nimi były niewielkie, to na pewno nigdy nie mieli tak, że wszystkich trzeba było kąpać, pomagać w jedzeniu, czytać bajki itd. Gdy przyszły na świat najmłodsze dzieci, najstarsze już były dorosłymi ludźmi, z którymi nie trzeba było jeździć rowerem po wsi Podejrzewam, że takiej największej uwagi potrzebowało kilkoro dzieci, a nie cała dwudziestka. Starsze rodzeństwo też pewnie dawało ciepło emocjonalne tym najmłodszym, więc podejrzewam, że nie odczuli zbytnio tego, że uwaga rodziców musiała być taka podzielona. Sama pochodzę z wielodzietnej rodziny i troszkę wyobrażam sobie, jak to mogło funkcjonować.
Oczywiście, że nie powielą takiego modelu.
nie znam żadnej z osób pochodzącej z rodziny wielodzietnej, która by powieliła ten model
hłe hłe, ciekawe , czy wszystko czego nie znasz, nie istnieje....
nie twierdzę, ze nie istnieje, tylko tyle, że z kilkunastu osób pochodzących z rodzin wielodzietnych, które znam, żadna nie ma tyle dzieci, co rodzeństwa Najbardziej drastycznie to widać tam, gdzie było więcej niż 10 dzieci - mają ledwo po kilkoro. Ciekawe, prawda? Może mi wyjaśnisz, czemu nie powielili modelu rodziców? Czemu wszyscy mają mniej dzieci?
1- jeżeli mówisz „oczywiście że nie ” to ja rozumiem że nie jest to możliwe, czyli nie może zaistnieć
2 – kilkanaście to trochę mało na pewne wnioski
3 – być może twoje wnioski mogą wynikać z osobistego nastawienia, a nie tylko tego co obserwujesz
Odpowiedź na pytanie „dlaczego” może mieć kilka równorzędnych wersji, z których twoja nie musi być jedynie słuszna. Może np. dlatego, że nie dostali więcej? Może dlatego, że taka jest obecnie presja społeczna?
Ja mieszkam w bardzo „wielodzietnym” regionie i obserwuję naprawdę złożone motywacje mało i wielodzietności…
A ze swojego doświadczenia powiem tyle, że odkąd przestałam się spinać w sprawie dzietności w jakąkolwiek stronę (no, może bardziej chciałabym jeszcze dzieci ale jak nie będzie to też ok. ) moje samopoczucie jest fantastyczne ale luuuz, nie martwić się ciążą niespodziewaną/spodziewaną, termometrami, wykresami itp
Co śmieszniejsze, od czasu kiedy się bardzo przejmowałam moja obiektywna sytuacja nie poprawiła się ani na jotę. A nawet pogorszyła Powrót do góry
Micelko, pomyślałam o tym samym i zgadzam się.
Juka, jeśli nie chcesz- nie odpowiadaj, ale czy Ty współżyjesz, kiedy chcesz (chcecie), nawet w okresie największej płodności?
kiedy się uda - nie wydaje mi się ze częściej niż przy nprze
cały witz w tym, że się nie zajmuję kwestią, czy to akurat jest okres płodności. pewnie też się zdarza, czasem.
(wiem wiem, zgroza po prostu. żeby tak sobie żyć w moim wieku i z moim zdrowiem. oj. ) Powrót do góry
pomyłka Powrót do góry
Juka, nie wnikam w motywacje, widzę tylko - pochodzą z wielodzietnych rodzin sami mają dużo mniej dzieci. Dla mnie to zastanawiające i tyle. Ale żeby zaraz prowadzić jakieś obserwacje, przeprowadzać wnioski
Ich dzietność nie zależy przecież od tego, co ja o tym myślę (jeśli w ogóle o tym myślę)
Micelko, ale czy 14, 15, 16, 17-latek to nie potrzebuje uwagi, czasu spędzonego z rodzicami, zainteresowania swoimi problemami? Potrzebuje, może inaczej niż niemowlę, ale potrzebuje.
Ja znam tylko jedna osobę z naprawdę wielodzietnej rodziny. Było ich 7, ten moj znajomy wspomina, że nigdy nie miał własnego kąta, nawet nigdy nie spał sam w łóżku, tylko z bratem, szybko zaczęto go traktować jak dorosłego, który będzie się opiekował młodszym rodzeństwem, a przecież on sam był jeszcze dzieckiem. Nigdy nie powie, że żałuje, że miał tyle rodzeństewa-jasne. A sam tego modelu celowo nie powielił.
to ja powiem dla przeciwwagi, że prawie wszystkie osoby, które poznałam, pochodzące z wielodzietnej rodziny powieliły ten model. (jeden z wyjątków - moja babcia, ale myślę, że to akurat wynika z trochę innych asektów niż takie, że po prostu nie chciała)
No właśnie, strzygo, ludzie często nie powielają tego modelu, bo np. współmałżonek ma inną wizję, bo zdrowie nie pozwala, bo warunki życiowe są inne, także to nie jest takie proste. Wg mnie do wielodzietności trzeba mieć powołanie.
Wg mnie do wielodzietności trzeba mieć powołanie.
Do takiej ze świadomego wyboru - jak najbardziej!
I nawet do tego ,by przy dzieciach w liczbie x miec dla nich czas, ja w to wierzę.
o to mi właśnie chodziło.
A babci się zapytam dlaczego przy najbliżej okazji, ale bardziej, żeby się upewnić. to były w końcu czasy po wojnie, ona praktycznie sama wychowywała swoje młodsze rodzeństwo (była najstarsza, jej tata umarł zaraz przed wojną, a matka ciężko chorowała), jako ochotniczka odbudowywała stolicę - opowiadała jak pracowała przy gmachu politechniki i nosiła profesorom znalezione, a uratowane kartki, pozostałości książek, bo prosili sama moją mamę bardzo późno jak na tamte czasy urodziła, tak że brali ją za jej babcię(!) a nie matkę.
Wiecie co, po przeczytaniu tego artykulu bardzo glupia mysl przyszla mi do glowy, ale jakos nie moglam jej zepchnac na dalszy plan, az sie wstydze za to ale pomyslalam sobie tak: jak ta babka po 20 porodach musi wygladac tam na dole? Po 20 byc moze nacinaniach i szyciach az mnie wszystko zabolalo...
Wiecie co, po przeczytaniu tego artykulu bardzo glupia mysl przyszla mi do glowy, ale jakos nie moglam jej zepchnac na dalszy plan, az sie wstydze za to ale pomyslalam sobie tak: jak ta babka po 20 porodach musi wygladac tam na dole? Po 20 byc moze nacinaniach i szyciach az mnie wszystko zabolalo...
Może kiepsko a może całkiem OK Moja teściowa zna kobietę, która urodziła 13 dzieci i mówi, że dla niej urodzić to jak puścić bąka i podobno kilka razy nie dojechała do szpitala, nie zdążyła.
Natomiast czytałam ostatnio o kobiecie, która po 4 porodzie musiała mieć plastykę pochwy i kolejny poród sn jest niemożliwy.
Mi np. przejście 2 porodów jakoś specjalnie nie doskwiera ale jednak te blizny...no nie jest to już to samo... dnia Sob 8:52, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz Powrót do góry
A jak sielankowo jest pokazane, jak się dochodzi do majatku w rolnictwie. I czemu ci nasi polscy rolnicy tak narzekają, że trudno wyżyć?? Wyżyć, a co dopiero kupić domy dla kazdego z dzieci.
Przecież wystarczy "znaleźć oborę, kupić 3 cielaki". I za te trzy cielaki mamy milion (forintów, czyli ok. 1400 zł). Jak sie odliczy koszty zakupu cielaka, paszy, prądu, amortyzację maszyn itd. to zostanie mniej.
jestem tylko za tym, żeby dzieci były kochanymi dziećmi a nie parobkami, jeśli tak jest to ok
ola, bo my jesteśmy tu w Polsce, a oni tam gdzie rolnictwo jest opłacalne, szczególnie kiedy jest ekologiczne. Druga sprawa, to taka, że nawet jeśli nikt nie prosi o pomoc państwo wspiera rolnictwo w ten sposób, że skup produktów jest na wysokich cenach a nie tak jak u nas, że woli importować z innego kraju mięsko drożej niż nasze sprzedawać za taką cenę. Nasi rolnicy marne grosze mają, przykład: dostałam ulotkę, że wpewnej seici sklepów jest na promocji karczek i łopatka. Okazyjna cena naprawdę. Idę do sklepu, mówię poproszę tyle a tyle karczku...patrze na cene a tam cos cena wyższa nic z ulotki. Mówię, że źle cenę nabiła a ona mi mowi, że dobrze, bo sa dwie ceny męsa. Pytam czym się rózni te droższe mięso od tego tańszego. Liczyłam na to, że odpowie, że jakością. Myliłam się. Pani powiedziała: to tańsze jest polskie (!) a to droższe z innego kraju (nie pamiętam). Podziękowałam, bo się zdenerwowałam. I tak jest ze wszystkim.
A nawet w biedronce chiński koper sprzedają drożej niż polski, którego w zasadzie w sklepach jak na lekarstwo-zauważcie to. To samo z owocami, cukrem, i każda innym porduktem.
Cudze chwalicie, swego nie znacie!
Jak dla mnie to logiczne, że polskie sprzedają taniej. Nie rozumiem czym Cię to denerwuje. Wkurzałabym się, gdyby było odwrotnie.
Ty chyba poważnie nie mówisz? czyli nasze produkty są gorsze, tak? Lepiej jakąś lepaczkę taniej z chin spradzic niż promować polskie akrykuły. I jak się potem dziwic, że nasze rolnictwo kuleje jak idąc na skup owoców i warzyw i innych surowców co 3 rolnikowi dziękują, bo sprowadzili towary z innego kraju. Tamci sie bogacą, a nasi załamują ręce, bo wszytsko niszczeje, kasa się marnuje a jak już skupią, to marne grosze płacą. Hańba!
Już nie mówiąc o zakładach naszym kraju, polskich dobrych cukrowniach i innych taa pozamykać, odsprzedać na kilka złotych, sprywatyzować ... nich kupi obokrajowiec i potem hulaj duszo! Polacy praobki, no z takim podejściem to nasz kraj nie pojedzie za daleko.
Podobnie jak fiamma nie za bardzo wiem, skąd oburzenie, że polskie sprzedają taniej. Jeśli jakość jest ta sama (a z przykładu z mięsem wynika, ze tak) to przecież ludzie kupią to tańsze!
Też nie rozumiem o co Ci chodzi. Trochę się hamuj!
Przecież wiadomo, że tańsze, bo odpadają koszty transportu, przechowywania itp - jeśli chodzi o żywność. Zresztą sama wolę kupować polską żywność, bo jest smaczniejsza i zdrowsza.
A zabawki polskie są droższe niż chińskie badziewie.
A to macie ciekawe spostrzeżenia z tym, że polskie jest tańsze od chińskiego.... W znanych mi sklepach często bywa odwrotnie i to dopiero jest prawdziwa paranoja...
Poza tym nie będę tu już kontynuować na tematy gospodarcze, bo to nie ten wątek, ale gdyby ktoś chciał, to można założyć ogólny wątek o istocie działania wolnego rynku i gospodarce centralnie planowanej (którą już znamy z czasów PRL-u, a której radosne doktryny coraz to wciela w życie tzw.UE) oraz o tym jak to się przekłada na ceny produktów.
Nie mam powodu się hamować, bo z jakiego powodu niby, hm? A tak na marginesie dlaczego mam hamować skoro nawet sie jeszcze nie rozpędziłam droga koleżanko? Cóż niby takiego napisałam? Czyżby prawdę?
Poza tym istotna informacja-nie oburzam się, tylko stwierdzam fakt a to różnica.
To może chociaż edytuj posty zamiast dodawać nowe jedne pod drugimi, bo źle się to czyta.
Dla mnie tańsze nie równa się gorsze, więc się nie oburzam, że pl jest tańsze. a cieszę się jak się uda coś tańszego kupić, zwłaszcza jeśli chodzi o mięsko
Mnie się wydaje, że ilosc porodów nie ma za bardzo z wyglądem okolic intymnych wspolnego, bo tam jest wszystko dostosowane i elastyczne. Co innego brzuch.
Mnie się wydaje, że ilosc porodów nie ma za bardzo z wyglądem okolic intymnych wspolnego, bo tam jest wszystko dostosowane i elastyczne. Co innego brzuch.
Czyli co, blizny w okolicach intymnych nie wpływają na wygląd? Żeby tylko na wygląd...
A brzuch nie jest dostosowany?
Tak jak krocze może być bardziej lub mniej elastyczne tak i brzuch.
PS Ten sikający? O co chodzi? dnia Wto 20:26, 22 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz Powrót do góry
Waleczna, masz na myśli, że potem się mniej czuje, czy jest jakiś dyskomfort?
Waleczna, masz na myśli, że potem się mniej czuje, czy jest jakiś dyskomfort?
Pytasz o współżycie?
Mniej się nie czuje przynajmniej ja mniej nie czuję. Mąż też twierdzi, że jest jak wcześniej.
Natomiast dyskomfort - owszem.
Po pierwszym porodzie blizna po cięciu dokuczała w ten sposób, że każde najdelikatniejsze "pociągnięcie" za pośladek (nie wiem jak to ująć, pieszczota np. podczas seksu) sprawiało dyskomfort.
Po drugim porodzie blizna po pęknięciu (tym razem mnie nie nacięli) bolała przy niektórych pozycjach ale tak jak ginekolog mi zapowiadał - ona się uelastyczniła chyba bo z czasem to przeszło.
Cóż, to jest pewnie też indywidualna sprawa.
W ogóle przepraszam za takie pytanie, ale zaintrygowałaś mnie...
Z mojego doświadczenia wiem, że przynajmniej moje krocze jest bardziej elastyczne niż brzuch. Jedno i drugie masowałam w ciąży- praktycznie w tym samym czasie przestałam i na brzuchu mam rozstępy a poród jeden i drugi przeszłam bez nacinania jak i bez pęknięć. Dlatego twierdzę, że mięśnie pochwy są bardziej elastyczne a raczej plastyczne, po umieją powrócić do stanu z przed, niestety brzuch mój flaczkowaty troszkę został.
poród jeden i drugi przeszłam bez nacinania jak i bez pęknięć.
Oj, to pozazdrościć tylko.
buba, i na dodatek córeczkę urodziłam sama, położne spały.
W ogóle przepraszam za takie pytanie, ale zaintrygowałaś mnie...
e tam, pisałam już chyba o tych swoich "atrakcjach"
A że sprawa indywidualna to na pewno, podobnie jak z okresem po porodzie i ochotą na seks... niektóre mamy skarżą się na brak ochoty, suchość pochwy, podobno hormony są temu winne a ja akurat tego nie doświadczyłam.
nieźle.
a co do drugiego to myślę, że to cecha osobnicza. mi z połowy brzucha nawet tragicznie wyglądające rozstępy poznikały sama nie mogę uwierzyć. a na dole taka elastyczna nie jestem i nieźle mnie pociachali.
Mi rozstępy zbladły ale są..być może nawet ktoś ich na plaży nie widzi, ale o nich wiem i to mi wystarcza na zaś.
a mi nie to że zbladły, ale z prawej połowy brzucha po prostu w ponad 90 % zniknęły - nie widzę ich mimo rozciągania palcami i dokłademu przyglądaniu się brzucha.
na dole też praktycznie nie czuję już różnicy, chociaż na początku czułam twardsze tkanki.
Skoro dyskusja zeszła z pierwotnego tematu, to ja się wtrącę i poproszę drobną modyfikację - znacznie lepiej brzmi "liczba dzieci" niż "ilość dzieci"
poród jeden i drugi przeszłam bez nacinania jak i bez pęknięć.
buba, i na dodatek córeczkę urodziłam sama, położne spały.
o, to już widać, dlaczego uniknęłaś nacinania - bo to często zależy od położnych a nie od elastyczności tkanek.
czytałam piękny opis rodziny z >24 dzieci w książce, wspomnienaich połoznej z Londynu z lat 50tych. Kobieta nic nie robiła innego tylko rodzila, nawet po angielsku nie mówiła po 20 latach mieszkania. I nawet wczesniaka z 6 mca uratowała nosząc na sobie w jedwabnej chuście....sielanka.
Czekanie na dorobienie się domu z ogródkiem i dwu samochodów stanowczo jest przesadą. (...) Nie mamy własnego doświadczenia, jak to jest w liczniejszej rodzie. Gdy w wieku 39 lat poznaliśmy fantastyczną rodzinę z czwórką dzieci i zaczęliśmy sie zastanawiać nad czwartym dzieckiem, nasza najstarsza, trzynastoletnia wówczas córka, Kasia udowodniła, że weszła w okres dojrzewania. Zrozumieliśmy wtedy, że powinniśmy się zająć tymi dziećmi, które już mamy, a nie starać się o kolejne.
Oczywiście ważna jest nie tylko liczba dzieci, ale również odstępy między nimi. U nas między Kasią i Ulą są 4 lata różnicy, a między Ulą i Hanią 5 (choć miało być 4, ale nie wyszło). Zaczynaliśmy myśleć o następnym dziecku, gdy to poprzednie w wieku 3 lat umiało już samodzielnie korzystać z toalety, umyć się i zjeść. Dzięki temu radziliśmy sobie praktycznie bez pomocy z zewnątrz. Jasne, że w innych rodzinach może być odmiennie. Warto jednak wiedzieć i uwzględnić to, że samo zregenerowanie sił fizycznych organizmu kobiety po porodzie trwa około 2 lata.
haha, czyli państwo Zdulscy mają lustra na suficie?
10-14 nieplodnej.....ale nie 3 fazy .....
No i mu sie z ta antykoncepcja zle wydaje
Czy nie mozna zeby nauczyciele metody zajeli sie metoda a nie dorabiali ideologie?
Czemu znów się podkreśla, jak to mężczyzna się poświęca dla kobiety, bo się powstrzymuje od seksu w dni płodne? Przecież jemu się chce tak samo/podobnie/ przez większość cyklu, więc mu to rybka. To kobieta się poświęca rezygnując z czasu, w którym seks jest dla niej najprzyjemniejszy i ma na niego ochotę, a ograniczając się do czasu, w którym ochoty nie ma lub ma mniejszą, za to gorsze nawilżenie itd. Czemu rzekome poświęcenie mężczyzny jest tak gloryfikowane w wiekszości tego typu tekstów?
I to jeszcze z szacunku dla kobiety! Hmm.. Nigdy chyba tego nie pojmę.
Ja tam wolę, żeby mnie mąż kochał i szanował nie patrząc na fazę cyklu i żeby nie widział mnie przez pryzmat mojej macicy i wykresu, tylko jako człowieka, najbliższą przyjaciółkę.. ech..
Tak, wiem; generalizuję.
I wylewam żale... może dlatego, że boli mnie, gdy ktoś może sobie tak pięknie zaplanować liczbę dzieci, rozmieścić je w czasie itd.. A ja nie mogę. Najzwyczajniej w świecie zazdroszczę.
Czy nie mozna zeby nauczyciele metody zajeli sie metoda a nie dorabiali ideologie?
Czemu znów się podkreśla, jak to mężczyzna się poświęca dla kobiety, bo się powstrzymuje od seksu w dni płodne? Przecież jemu się chce tak samo/podobnie/ przez większość cyklu, więc mu to rybka. To kobieta się poświęca rezygnując z czasu, w którym seks jest dla niej najprzyjemniejszy i ma na niego ochotę, a ograniczając się do czasu, w którym ochoty nie ma lub ma mniejszą, za to gorsze nawilżenie itd. Czemu rzekome poświęcenie mężczyzny jest tak gloryfikowane w wiekszości tego typu tekstów?
może wszyscy Ci, którzy o tym piszą mają do czynienia z innymi kobietami jakieś inne hormony albo nie wiem co
może tak mają zakodowane w głowach, że kobiecie się "nie chce"
bo też i o tym kobiecym "bólu głowy" często mówią, ja takiego bólu głowy nie doświadczam
u nas to jest poświęcenie z obu stron dnia Sob 10:06, 13 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz Powrót do góry
Podziwiam...
Dla mnie ta kobieta to jakas heroska, gigantka, robotnica...Skad oni czerpia sily? To przeciez wieczna praca na 3 etaty bez chwili wytchnienia... Ja sama z soba nie moga sie wyrobic, nie daje rady psychicznie i czuje sie czesto potwornie wykonczona...
http://dziecko.onet.pl/72762,6,10,dwanascioro_dzieci_to_dla_nas_za_malo,artykul.html
Mnie zastanawia jeszcze jedna rzecz - kiedy ci ludzie (rodzice) mają czas dla siebie jako małżonkowie?
Dopiero wtedy kiedy o północy padają na twarz i zasypiają wykończeni?
No bo w końcu w ciągu dnia chyba jednak dzieci absorbują prawie cały czas?
Fakt, że te najstarsze już nie potrzebują opieki, mogą nawet pomagać.
Jak dla mnie 4-5 dzieci to taka rozsądna granica, więcej już (na ten moment) nie chciałabym mieć.
Ale podziwiam tych państwa.
Mnie zastanawia jeszcze jedna rzecz - kiedy ci ludzie (rodzice) mają czas dla siebie jako małżonkowie?
Dopiero wtedy kiedy o północy padają na twarz i zasypiają wykończeni?
No bo w końcu w ciągu dnia chyba jednak dzieci absorbują prawie cały czas?
zapomniałaś o tym że jest jeszcze praca - i gdy maż wraca pada i po tym na ryjek -
a tak to się zgadza
No tak tak, wiadomo, że praca.
Wtedy np. żona nie pracuje i jest w domu z dziećmi, no a mąż wraca po pracy o 20 i oboje wykończeni, a tu kolacja, mycie, układanie do snu.
No nie wyobrażam sobie tego, serio...
z 12 też nie wyobrażam - same dzieci muszą dbać o siebie.
no ale z 2 to już wiem jak jest
Podziwiam...
Dla mnie ta kobieta to jakas heroska, gigantka, robotnica...Skad oni czerpia sily? To przeciez wieczna praca na 3 etaty bez chwili wytchnienia... Ja sama z soba nie moga sie wyrobic, nie daje rady psychicznie i czuje sie czesto potwornie wykonczona...
http://dziecko.onet.pl/72762,6,10,dwanascioro_dzieci_to_dla_nas_za_malo,artykul.html
Druga córka moich dziadków też została przedszkolanką (10 ich jest) Że tak wychowane dziewczyny, zajmujące się młodszym rodzeństwem, nie miały dość dzieci
Ej no kiedys przecież chyba mają czas, skoro tyle dzieci miają Jakoś muszą je stworzyć Widać dla chcacego nic trudnego.
Powiem Wam, że mój mąż zawsze mi mówił, jak byliśmy tylko parą, że on by chciał sobie siedzieć cały czas w domu z dziećmi, a żona żeby pracowała Że chciałby miec dużo dzieci i byc kura domową Już widze jakby to wyglądało
Ika, mój mąż też zawsze to powtarza.
Rachel, lat 20, Sophia, 19, Polly, 17, Charlotte, 15, Alice, 13, Annabel, 11, Jennifer, 9, Isabella, 7, Jonas, 6, Enos, 3, Eva, 2 i Posy, 8 miesięcy.
i nie zależą w przeważającym stopniu od pomocy społecznej.
Cała gromadka żyje z pensji Roya i tylko dzieciom poniżej 16. roku życia przysługuje zasiłek.
Duzo jest ludzi "żerujących" i łapiących kasę na dzieci.