Język migowy
Katalog znalezionych frazagniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
Czy któraś z Was się uczyła? Umie?
Jak długo należy się uczyć, żeby posłużyć jako zwykły tłumacz i jakieś proste rzeczy przełożyć?
Mam okazję zapisać się na darmowy kurs, ale nie wiem czy warto, bo to tylko kilka miesięcy trwa.
Dodatkowo mam raczej problem z nauką tam, gdzie należy naśladować ruchy np. nauka tańca to dla mnie porażka.
Czy tu jest podobnie?
Edziu, miałam kiedyś okazję i zaczęłam kurs, ale jestem totalnie anty-jęzokowa (i anty taneczna jak Ty) i migowy również mi nie leżał, więc po kilku zajęciach zrezygnowałam. Ale gdybym miała możliwość jeszcze raz skorzystać z kursu - na pewno bym spróbowała i bardziej się przyłożyła.
Migowy czy migany?
a czym to się różni agu?
ja nie znam żadnej niesłyszącej osoby... klika razy w życiu widziałam osoby posługujące się takim językiem na ulicy czy w restauracji, tak że nie miałabym gdzie tego osobiście używać
kiedyś jako dziecko już nie pamiętam skąd miałam taką broszurkę, jak się pokazuje kolejne literki alfabetu, ale oczywiście nie pamiętam już
Ja robiłam kurs medycznego migowego jakieś 2 lata temu, ale po tych kilku miesiącach (listopad-czerwiec, zajęcia raz w tygodniu) nie wiem czy byłabym się w stanie dogadać, a teraz już zupełnie, bo jednak bez korzystania z języka szybko to ucieka z głowy. Ale kurs był fajny, przy okazji dał pojęcie o postrzeganiu różnych rzeczy przez głucho-niemych i uważam, że warto było. Może kiedyś uda mi się odświeżyć to czego się nauczyłam.
Może być język migowy, jako naturalny, pierwszy język osób głuchych, a może być migany jako zbiór skodyfikowanych znaków, z ustaloną odgórnie gramatyką, taki powiedzmy szkolny. Wtedy dogadanie się to kwestia dobrej woli osoby głuchej. tutajpoczkategori
Bebe, moi rodzice oboje są niesłyszący, a ja nie znam języka migowego, oni też nie, więc nawet jak się kogoś niesłyszącego zna, to nie znaczy, że ma sie gdzie tego języka używać
Ja, mimo że,mam lingwistycznego fioła, na migowy bym nie poszła. Ale to pewnie dlatego, że jestem spaczona punktem widzenia moich rodziców ( dla nich migowy to jest coś, co wyklucza ich z grupy ludzi zdrowych, a nie pomaga w komunikacji -i ja się moim rodzicom nie dziwie wcale, dla nich to lepiej, że nie znają migowego, sami to mówią i ja też tak uwazam).
Ps nie znoszę określenia " głuchy", ono przez niesłyszących traktowane jest jak obelga. To tak jakby o niepełnosprawnym powiedzieć "kaleka"
Moi rodzice, jak coś załatwiają w urzędzie itd i proszą urzędnika, by mówił wolniej, to tłumaczą: " bo inaczej nie wszystko rozumiem, bo jestem niesłyszący" (nigdy w życiu nie przedstawili się jako "głusi"). tutajpoczkategori
Ps nie znoszę określenia " głuchy", ono przez niesłyszących traktowane jest jak obelga. To tak jakby o niepełnosprawnym powiedzieć "kaleka"
Moi rodzice, jak coś załatwiają w urzędzie itd i proszą urzędnika, by mówił wolniej, to tłumaczą: " bo inaczej nie wszystko rozumiem, bo jestem niesłyszący" (nigdy w życiu nie przedstawili się jako "głusi").
Mam tak samo, Kukułko.
Podziwiam Twoich rodziców, kurczę jak to się tak da wszystko z ruchu warg wyczytać?
osoby niedosłyszące do których trzeba głośniej mówić to znam, są w wieku mojej babci i na starość pogorszył się im słuch, migowego na starość też się nie uczą
znałam też jedną dziewczynę w moim wieku która nosiła aparat słuchowy ale w nim słyszała chyba normalnie
Rozumiem was dziewczyny i też się kiedyś tego trzymałam. Ale np. w Polskim Związku Głuchych nie mają nic przeciwko określeniu "głusi". Może kwestia specyficznego środowiska.
Kukułko, czy Twoi rodzice są niesłyszący od urodzenia?
Uczyłam się kiedyś, ale niewiele pamiętam i już bym się nie dogadała.
Ja sie uczylam ale i z tancem sobie radze;)
Po tych kilku miesiacach juz powinnas powiedziec kilka podstawowych rzeczy ale by czuc sie w miare swobodnie to raczej trzeba miec z kim cwiczyc poza kursem, najlepiej kims kto sie nim posluguje na codzien.
Moje doswiadczenie: w Polsce uczylam sie tego szkolnego systemu znakow i nawet po roku ciezko mi bylo sie dogadac. Gdy wyjechalam za granice na codzien pracowalam z 4 osobami nieslyszacymi i uczestniczylam w 22godzinnym kursie prowadzonym przez osobe nieslyszaca, uczono nas jezyka naturalnego, zadnych ksiazek itp. pod koniec rozmawialam na tematy zwiazane z zyciem codziennym i moglam tlumaczyc innym osobom z ktorymi pracowalam... wiec chyba to nie czas nauki a sposob ma znaczenie.
Dziękuję Wam bardzo za cenne uwagi
I jak zwykle ciekawą dyskusję Zapraszam do dalszej
Tak, moi rodzice są niesłyszący od urodzenia.
I chodzili do zwyklej szkoły, co było działaniem zamierzonym dziadków z obu stron.
Mówienie do nich głośniej nic nie daje. Ale mówienie wyraźnie już pozwala sue z nimi komunikować.
Jeśli ktoś mówi wyraźnie na co dzień, nie musi się aż tak gimnastykować, by się z nimi dogadać, mój tata jest w stanie częściowo zrozumieć normalne wiadomości tv gdy spiker siedzi przed kamerą.
Buba, wyczytac z ruchu warg to jeszcze, ale oni umieją też mówić
W ogóle jak jesteśmy u nich z dziećmi to mnie instynktownie dziwi, że dzieci moje nie mają odruchów, które u mnie były naturalne od dzieciństwa.
Jak byłam dzieckiem, to mnie dziwiło w ogóle, że inne dzieci mają słyszących rodziców, bo dla mnie było oczywiste, że rodzice nie słyszą
Co do Związku Głuchych, moi rodzice byli tam kilka lat, ale się wypisali, znają sporo ludzi stamtąd i mają... hmmm specyficzne zdanie nt tego nazwijmy to zgrupowania;)
Ja jako dziecko bywałam na różnych Mikolajach itd w Zwiazku Głuchych. tutajpoczkategori
Kukułko, Twoi rodzice są więc wspaniałym przykładem życia normalnie mimo niepełnosprawności. Rzeczywiście nie dali się ograniczeniom...
ja miałam kontakt tylko z niesłyszącymi, którzy pracowali w ZPCh, oraz w szkole specjalnej, więc specyficznie.
Mój ojciec do dziś pracuje w normalnym zakładzie i jest cenionym tam fachowcem, poprawia robotę po innych, latają się do niego konsultować itd. Nigdy nie pracował w ZPCh. Mama pracowała głównie z niesłyszącymi, ale też i w zwykłej pracy że zdrowymi.
Ciekawostka-Wszyscy niesłyszący znajomi mich rodziców mają slyszace dzieci, tylko jedni mają jedno dziecko niesłyszące.
Hej!
Ja się uczyłam miganego przez pół roku. Zajęcia były raz w tygodniu i potrafiłam się porozumieć z niesłyszącym w sprawach podstawowych, ale teraz już nie umiem, bo jednak trzeba tego używać, żeby nie zapominać lub po prostu samemu z siebie siadać co jakiś czas i sobie przypominać.
kukułko podziwiam Twoich rodziców, że tak świetnie sobie poradzili. W ogóle zawsze zastanawiało mnie, jak osoby niesłyszące od urodzenia uczą się mówić.
ja się uczyłam miganego (czyli systemu językowo-migowego) przez pół roku około, można się nauczyć podstaw komunikacji w tych sprawach które tłumacz-przewodnik najczęściej napotyka, a poza tym informacje praktyczne, np. jak się dogadać jak nie wiesz jak coś zamigać, albo w ogóle jak sobie radzić z różnymi "kategoriami" osób niesłyszących czy niedosłyszących (bo jak niesłyszący zna j. migany, to możesz mu literować albo pisać itp. i już się jakoś dogadasz)
no ale naturalnego języka migowego żeby się nauczyć to jednak więcej wysiłku i czasu wymaga
PS. Ja za to spotkałam wielu głuchych, którzy nie lubili być opisywani jako niesłyszący (chociaż podobno wszyscy zgodnie nienawidzą określenia "głuchoniemy") - ale oni właśnie mieli odwrotne nastawienie niż np. rodzice Kukułki, bo czuli się dobrze jako odrębna grupa kulturowa Głuchych, pielęgnowali swój język itd. i np. nie zgodziliby się na wszczepienie implantu gdyby mieli niesłyszące dziecko, uważaliby posłanie do zwykłej szkoły za krzywdzące itd.
o to też bardzo podziwiam twoich rodziców kukułko jak napisałaś, że potrafią się dogadać w urzędach itp. to pomyślałam, że coś tam pewno słyszą tylko kiepsko, o czytaniu z ruchu warg słyszałam tylko na filmach i wydawało mi się, że to jest bardzo wyjątkowe prawie niemożliwe
Jest to bardzo możliwe.
I łatwiejsze niż nauka mówienia u takich osób.
Mówić się nauczyła moja mama poi licznych ćwiczeniach logopedycZnych, babcia w tym celu zwolniła sie z pracy.
Mojemu tacie logopedy nie zapewniono, nauczył się mówić sam, nawet z j.. rosyjskiego miał zawsze 4 w szkole
Super
Ja za to spotkałam wielu głuchych, którzy nie lubili być opisywani jako niesłyszący (chociaż podobno wszyscy zgodnie nienawidzą określenia "głuchoniemy") - ale oni właśnie mieli odwrotne nastawienie niż np. rodzice Kukułki, bo czuli się dobrze jako odrębna grupa kulturowa Głuchych, pielęgnowali swój język itd. i np. nie zgodziliby się na wszczepienie implantu gdyby mieli niesłyszące dziecko, uważaliby posłanie do zwykłej szkoły za krzywdzące itd.
Skoro nie lubili określenia niesłyszący czy głuchoniemi to jak mieli o nich mówić? czasem trzeba coś nazwać po imieniu. A z tym niewszczepieniem implantu dla dziecka czy nieposłaniem do normalnej szkoły to już egoizm.
Właśnie jeno drugiemu przeszkadza ( w dzieciństwie przynajmniej), bo dzieci, które miga, nie ma motywacji uczyć się mówić. Z kolei dorośli znajomi migający tylko -dla takich moi rodzice sa motywacją, by choć trochę próbować wyjść z kręgu niesłyszących, tyle że w dorosłym życiu na naukę mówi już jest za późno, bo specyficzna dla niesłyszących intonacja bardzo zaburza rozumienie u odbiorcy ( ale to i tak jest najmniejszy problem, jest wiele innych problemów do tego). W ogóle mówiący niesłyszący mają dość charakterystyczną intonację i melodię mówienia. U mojego ojca prawie tego nie widać ( ja widzę, ale ja mam zbocZenie zawodowe , u mamy widać bardziej.
Moi rodzice nie sa głuchoniemi, bo przeciez mówią. Oni po prostu tylko nie słyszą, "tylko" tyle.
Ja w ogole mam zboczenie, jak urodziłam dzieci to od razu, zanim je pod tym kątem zbadali, obczailam ( na kilka sposobów) czy słyszą Powrót do góry
Skoro nie lubili określenia niesłyszący czy głuchoniemi to jak mieli o nich mówić? czasem trzeba coś nazwać po imieniu.
A z tym niewszczepieniem implantu dla dziecka czy nieposłaniem do normalnej szkoły to już egoizm.
Nie wchodziłam w to bardzo głęboko, wiem to tylko z drugiej ręki, to są generalnie jakieś takie kwestie tożsamościowe. Bo wszczepienie implantu nie oznacza, że dziecko będzie słyszało tak samo jak zdrowe - będzie jakoś zawsze na pograniczu - można powiedzieć że na pograniczu kultur. A ci rodzice bardzo dobrze czuli się ze swoją kulturą i nie mieli potrzeby się asymilować, czuli że dziecko coś by traciło (np. mozolnie ucząc się wyłącznie mówić a nie migać) a nie zyskałoby tyle samo (bo i tak nie słyszałoby dobrze, więc nie miałoby żadnego pełnego języka i punktu odniesienia - zawsze byłoby słabsze i gorsze w tej normalnej klasie, a w szkole dla Głuchych - normalne).
Nie wchodziłam w to bardzo głęboko, wiem to tylko z drugiej ręki, to są generalnie jakieś takie kwestie tożsamościowe. Bo wszczepienie implantu nie oznacza, że dziecko będzie słyszało tak samo jak zdrowe - będzie jakoś zawsze na pograniczu - można powiedzieć że na pograniczu kultur. A ci rodzice bardzo dobrze czuli się ze swoją kulturą i nie mieli potrzeby się asymilować, czuli że dziecko coś by traciło (np. mozolnie ucząc się wyłącznie mówić a nie migać) a nie zyskałoby tyle samo (bo i tak nie słyszałoby dobrze, więc nie miałoby żadnego pełnego języka i punktu odniesienia - zawsze byłoby słabsze i gorsze w tej normalnej klasie, a w szkole dla Głuchych - normalne). być może cos w tym jest, jednak wydaje mi się że jak człowiek ma szansę choć troche usłyszeć to należy mu sie ta szansa.