brak miesiączki a NPR?
Katalog znalezionych frazWÄ tki
- agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
- Brak aktualnych informacji na stonie BIP UG Ostaszewo
- Niema bezrobocia to tylko brak chętnych do pracy
- Brak słów.Ale szmaty i plastik w piecach nie są szkodliwe ;/
- Jest tragedia - mąż kompletnie przeciwko npr
- Brak wzroku po operacji guza KMM
- Pierwsze kroki w NPR. Luteina
- Natalia, CyberKnife, brak postępu
- BRAK CEN TOWARÓW NA RYNKU
- Początki z NPR i wykresem
- NPR łatwy do opanowania?
agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
Mam gruczolaka przysadki. Przez to moja prolaktyna jest ponad 30 razy ponad normę, a w konsekwencji nie mam okresu od kilku lat. Niedawno zaczęłam brać bromergon, ale usłyszałam (od mojej endokrynolożki), że okres mogę mieć za pół roku, albo za rok, albo kiedyś, jak prolaktyna się unormuje, ale owulacja może być właściwie w każdej chwili.
Wszystko zmierza ku dobremu, ale...
Za 3 miesiące wychodzę za mąż. Nie możemy sobie pozwolić na dziecko z powodów materialnych, mieszkaniowych (na razie mamy tylko kawalerkę pracowniczą) i nie tylko. Jeśli zajdę w ciążę zanim dostanę okresu, to nie będę wiedziała kiedy przerwać leczenie. Nawet nie wiem czy ciąża nie zagroziłaby mojemu zdrowiu.
Czy to oznacza, że mam zrezygnować z seksu z mężem do pojawienia się okresu? Czy takie małżeństwo będzie ważne?
Ciężka sprawa... Nie wiem, co Ci doradzić. Może pogadaj z jakimś zaufanym księdzem?
Masz zamiar stosować w przyszłości NPR? Jeśli tak, to spróbuj prowadzić obserwacje, może uda Ci się wyłapać zbliżająca się owulację. Może w takiej sytuacji można stosować regułę taką jak dla osób po porodzie? Spróbuj się skonsultować z jakimś doświadczonym nauczycielem NPR.
Nie ryzykowałabym z regułą szczytu, przy braniu bromergonu prolaktyna może gałtownie spaść i owulacja może być szybciej niż za pół roku, nawet w ciągu miesiąca - po prostu nie wiadomo kiedy. Chyba najlepiej porozmawiać z doświadczonym duszpasterzem.
Dziękuję za odpowiedzi, chociaż liczyłam na coś konkretniejszego.
Rozmawiałam tylko z panią, która prowadzi poradnię rodzinną. Jedyne co mi doradziła to modlić się. Co do mojego księdza proboszcza to trudno mi będzie z min porozmawiać. On jest bardzo specyficzny.
To nie idź do proboszcza, skoro wiesz, że jest specyficzny. Poszukałabym jakieś na prawdę dobrego księdza, a nie takiego, co przy spowiedzi recytuje naukę wymyśloną na poczekaniu i do widzenia. Napisz skąd jesteś, może któraś z dziewczyn mogłaby Ci kogoś polecić zaufanego.
najlepsi są zakonnicy, jeśli chodzi o kierownictwo duchowe i doradzanie w trudnych sprawach.
Co do mojego proboszcza to jego specyficzność nie jest związana z brakiem zrozumienia dla grzeszników, ale bardziej ze sposobem rozmowy. Szybko i niespodziewanie zmienia temat. Poza tym krępuję się.
Aktualnie mieszkam w Warszawie, ale pochodzę z małej miejscowości , około 30 km od Sochaczewa na zachód. Myślę, że w Warszawie w kościele św Anny mogę popróbować. Tam robiłam kurs przedmałżeński. Ale jeśli znacie jakiegoś fajnego księdza to napiszcie.
ja nie widze problemu...
jestes chora i sie leczysz. twoje zdrowie jest wazniejsze niz npr!!
poprostu wspolzyjecie z antykoncepcja (wiadomo, ze nie tabletki czy spirala) do momentu powrotu cykli.
zawsze mozesz poszukac jakiegos zaufanego ksiedza, ale dla mnie to tak delikatna i wasza prywatna sprawa ze bym nie robila tego. trafisz na jakiegos pogladowego betona i dopiero zacznie sie jazda z wyrzutami, etc.
ale to MOJE zdanie tutajpoczkategori
ańdźka, polecam przejść się do INERu (jeśli jesteś z Warszawy to nie będziesz miała problemu, gdzieś tam w centrum mają siedzibę) (www.iner.pl). Może słyszeli o podobnym przypadku i mogą coś doradzić. Poza tym, tam na pewno dadzą namiary na lekarzy znających się na npr, którzy też może mogą pomóc. Może nawet będą w stanie doraszić do jakiego księdza się udać, bo moim zdaniem nie każdy ksiądz taki problem zrozumie, głównie dlatego, że księża to przecież nie lekarze, nie muszą się na takich sprawach znać, i nie muszą wiedzieć jak działa npr, jakie są zagrożenia itp. Jeśli rzeczywiście ciąża mogłaby być dużym zagrożeniem ze względu na zdrowie, ja bym się bała antykoncepcji, nawet gdyby nie byłby to w takim przypadku grzech, bo wiadomo że ciąża się może zdarzyć.. Nie wiem jak jest w takim wypadku z (nie)ważnością małżeństwa, ale do rozmowy na ten temat tym bardziej potrzebny jest ksiądz, który ma trochę większe pojęcie na tematy zdrowia.. bo rozmowa może się skończyć tak jak w poradni - "proszę się modlić"..
moja droga żeby nie wiem co to nie możesz nie uprawiać seksu przez pół roku albo rok po ślubie. to jest naprawdę nienormalne. jeśli żaden ksiądz nie zgodzi się na antykoncepcję w tych szczególnych warunkach to byłoby to po prostu podłe.
Ale oczywiście to jest moje zdanie.
zreszta co ma ksiadz do pozwalania, matko!! czlowiek ma swoje sumienie i rozum.
podle to malo powiedziane, ale dam se reke uciac ze znalazlby sie nie jeden ksiadz co by powiedzial NIE dla antykoncepcji.
ańdźka, a kiedy w ogóle zaczęłaś myśleć o problemie seksu (albo jego braku) w małżeństwie? Zaczęło Cię to nurtować już wcześniej, czy dopiero jak się zaczęły nauki przedmałżeńskie, jak się uczyłaś npr itp? A co Twój narzeczony myśli na ten temat?
Dziękuję, Elwiraaa za podpowiedź. Napisałam, zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie. Pomogło, przynajmniej trochę. Okazuje się, że się da. W moim przypadku jest podobnie jak dla kobiet po porodzie lub w okolicach menopałzy. Mam skupić się na obserwacjach: jest śluz nie ma seksu przez min 3 dni. Jeśli śluz się skończył po 3 dniach i nie ma skoku temperatury to znowu można. Trochę się boję o skuteczność, ale podobno to działa. Poza tym będę mogła kontrolować skuteczność terapi:)
Odpowiadając na pozostałe pytania:
Już wcześniej o tym myślałam, ale najpierw brałam tabletki, jak ich nie brałam to nie miałam krwawienia i były gumki. Skoro i tak przed ślubem... W końcu zaczęłam drążyć temat, dlaczego nie mam okresu i po roku poszykiwań usłyszałam, że mam gruczolaka i że dopuki nie będę się leczyć to nie mam problemu z antykoncepcją. Ale, że powinnam się leczyć to coś stosować powinnam. Nie mogę brać tabletek, bo mi szkodzą, gumki są nie wygodne, a po ślubie chciałabym wreszcie żyć z czystym sumieniem. Mój narzeczony ma podobne zdanie.
ańdźka, polecam przejść się do INERu ... Poza tym, tam na pewno dadzą namiary na lekarzy znających się na npr, którzy też może mogą pomóc. Może nawet będą w stanie doraszić do jakiego księdza się udać, bo moim zdaniem nie każdy ksiądz taki problem zrozumie, głównie dlatego, że księża to przecież nie lekarze, nie muszą się na takich sprawach znać, i nie muszą wiedzieć jak działa npr, jakie są zagrożenia itp. .
Nietrafna ta rada. Polski INER jest mocno antyantykoncepcyjny i zakłada, że każdy stosujący NPR ma "otwartość na życie". Zalecą co najwyżej abstynencję i intensywne leczenie.
Reguła szczytu nie jest pewna w sytuacji ańdżki, bo to jednak jest inny stan niż w okresie karmienia piersią lub premenopauzy. Skuteczność w tej sytuacji jest na pewno niższa niż 98%, według mnie jak dzieci nie ma w planach, to ryzyko jest nie do przyjęcia.
Bystra, nie wiem jakie masz doświadczenia z INERem. Ja może nie do końca ufam tej metodzie, ale Pani z którą rozmawiała nie mówiła nic o otwartości na nowe życie. Chyba rozumiała, że ze względów zdrowotnych wskazane jest odłożenie planów ciążowych.
trudny problem
rozmawiałaś z jakimś księdzem?
Jeśli ma być tak, jak po porodzie to musisz się liczyć z tym, że nie doczekasz się tych dni bez śluzu...
regule szczytu nie, no dla mnie to troche za luzackie podejscie do tematu. Nigdy bym sie przy odkladaniu na to nie zgodzila.
ciekawe co inni nauczyciele innych metod na to powiedza?
Dlaczego, nie? Dlaczego masz wątpliwości co do tej metody? Odpowiedz proszę.
pewnosc daje kombinacja czynnikow, a przy metodze szczytu masz tylko sluz.
prolaktyna ma bardzo duzy wplyw na cykl, dlatego nie zaufalabym nigdy jednemu wskaznikowi. nawet bez problemow z prolaktyna. po latach mam nieraz cykle z dziwnymi fazami sluzu (wiekszosc jest prawidlowa) i przy niemierzeniu temp moglabym juz dawno byc ciazy bazujac sie na sluzie.
moge sie na dniach dowiedziec jak to wyglada w metodzie niemieckiej, co oni zalecaja przy guzie przysadki. jak chcesz oczywiscie. no ale wtedy musisz dokladnie napisac co bierzesz, jak twoje wyniki, etc.
też bym nie ryzykowała.
Zresztą sama po II porodzie (kolejna ciąża stanowi dla mnie b.poważne zagrożenie zdrowia) nie stosowałam samej reguły szczytu, tylko w połączeniu z gumkami a przecież po porodzie ryzyko poczęcia jest na pewno niższe niż przy leczeniu hiperprolaktynemii bromergonem, gdzie płodność może wrócić w każdej chwili. Bromergon zboja prolaktynę b. szybko i naprawdę to jest nieodpowiedzialne radzenie komuś w takiej sytuacji stosowanie reguły szczytu. Moja znajoma, która od miesięcy nie miała @ właśnie z powodu hiperprolaktynemii po niecałych 2 mies. brania leku zaszła w ciążę, nawet nie wiedziała kiedy - nie zdążyła dostać @ (tyle że oni chcieli dziecka)
No a bystra to się dobrze zna, na INERze też
Ja mam dobre doświadczenia z INERem, poza tym z wypowiedzi ańdźki wnioskowałam że nie za bardzo chce stosować antykoncepcję, dlatego poleciłam właśnie INER.
Wiesz ańdźka, z tą regułą szczytu jest tak, że ocena śluzu jest jednak dość subiektywna, nie to co temperatura gdzie mamy konkretny wynik. Metoda teoretycznie jest bardzo skuteczna, ale ja bym się zwyczajnie bała, że mogę coś przeoczyć. Tak jak Kasik pisze, to jest jeden wskaźnik, i nie można "potwierdzić" swoich obserwacji jakimś innym wskaźnikiem. Poza tym jeśli ktoś kategorycznie odkłada, wszystkie ewentualne wątpliwości powinien rozstrzygać na niekorzyść współżycia, i rzeczywiście może się okazać, że dni w których możecie współżyć po prostu się nie doczekacie. Stąd zapewne takie negatywne wypowiedzi.
To bardzo trudna sytuacja, każda z dziewczyn napisała swoje zdanie, prawdopodobnie to, co sama by zrobiła będąc w podobnej. Ja prawdopodobnie w takiej sytuacji po prostu bym zaczekała do unormowania się pracy organizmu i dopiero wtedy brała ślub. Ale ja to ja. Poza tym nie wiem co tak na prawdę bym robiła i co myślała będąc na Twoim miejscu.
Jeśli choć trochę pomogłam, to się cieszę, ale wiadomo że ostateczna decyzja należy do Was
Przepraszam, że mnie długo nie było. Urlop:)
Po za tym zaczęłam intensywne obserwacje. Śluz co dziennie taki sam. Białawy, gęsty, trochę grudkowaty, czasem więcej, czasem mniej, ale raczej podobnie.
Myślę, że WalecznaS może mieć rację i może nie doczekam się suchych dni:(
Co do temperatury, to jest jeszcze gorzej bo codziennie inna. 36,5; 36,8; 36,5; 36,9; 36,6; 36,7; 36,4; 36,8; 36,7; 36,6. Nie wiem co może wpływać na takie różnice. Ale to oddzielny problem.
Kasiku, jeśli coś wiesz o moim przypadku to pisz. Proszę o każdą pomoc.
Potrzebujesz danych: biorę 2 razy dziennie po 1 tabletce Bromergonu, a moja wyjściowa (sprzed leczenia) prolaktyna było około 1000 ng/ml. Jeśłi potrzebujesz więcej danych też nie ma problemu. Tylko odpowiedz.
Proszę odpiszcie. Cokolwiek.
Proszę odpiszcie. Cokolwiek.
Zagladam z ciekawosci do tematu kilka razy w tygodniu i od miesiaca widze, ze Twoje pytanie tak sobie wisi. Chyba wszyscy maja wakacje i nie w glowie im pogaduchy na Forum.
Na Twoje pytania dotyczace temperatur nie odpowiem, bo zwyczajnie sie nie znam. Jestem w tej mniejszosci, ktora nad przesady stawia dobro obojga partnerow czy malzonkow ich wzajemne przywiazanie i szeroko pojeta milosc (jak banalnie by to nie brzmialo).
Mam nadzieje, ze Twoje leczenie przebiega prawidlowo, a bez odpowiedzi na forum mialas szanse przemyslenia w zgodzie z wlasnym sumieniem co wydaje Ci sie sluszne.
Jesli wierzysz w grzech, to moze tez warto sobie pomyslec, ze jest ich wiele rodzajow a ten akurat (stosowanie innych metod niz naturalne) w Twoim wypadku bylby co najmniej usprawiedliwiony. A z pewnoscia jako 'tylko czlowiek' popelniasz mase innych bledow, nad ktorymi moze warto popracowac bardziej.
Juz sam fakt, ze Twoj bog 'obdarowal' Cie takim stanem rzeczy, aby maksymalnie utrudnic Ci korzystanie z 'dobrodziejstw NPR' powinine dawac do myslenia. Bo takie cos klociloby sie z wizerunkiem nieskonczonej dobroci i milosci jaka ludzi darzy.
Innymi slowy, gdybym bal sie grzeszyc przeciw bostwu, w ktore bym wierzyl, zajalbym sie innymi grzechami, nie zas zabobonem, ktory raz ze bylby igraniem z wlasnym zdrowiem, a dwa wystawiajacym zwiazek dwojga ludzi na ciezkie proby, proby zupelnie niepotrzebne i niejednokrotnie destrukcyjne.
Warto nad tym pomyslec, bo kosciol kiedys katechizm zmieni, robi to zreszta notorycznie, a szczescia z ukochanym partnerem nikt Ci nie przywroci. Straconych lat tez nikt Ci nie odda.
A zycie masz jedno, jak bardzo bysmy nie chcieli zeby bylo inaczej. I nie zrozum mnie zle. Tez bym chcial zyc drugi raz i do tego wiecznie. Ale to, ze chce tego czy tamtego niewiele ma wplywu na rzeczywistosc. Bo inaczej bylby pokoj na Ziemi, a glod i choroby znane bylyby tylko z legend.
Zycze wszystkiego dobrego! I jeszcze paru spokojnych i przyjemnych miesiecy lata.
lesio
Lesiu, wiedzę, że nie jesteś zbyt religijny. To nie wada tylko inne podejście. Częściowo zgodne z moim. Dobro małżeństwa jest najważniejsze. Kwestia w tym, czy da się jednocześnie być w zgodzie z własnym sumieniem, w dużej części zależnym od nauki Kościoła i być szczęśliwym w małżeństwie na co dzień (nie tylko od czasu do czasu).
Wg mnie zbytnia religijność jest wadą.
Byłam w szoku, jak przeczytałam na wiara.pl tezę, że skoro łóżko to trzeci ołtarz, to czy aby wolno uprawiać seks z mężem, gdy nie jest się w stanie łaski.
No sorry...
Wydaje mi się, że nie bez potrzeby Bóg dał nam mózg i dał nam sumienie.
Mógł przecież dać nam tylko przykazania, przepisy i listę grzechów.
ańdźka, ja bym na Twoim miejscu nie miała żadnych wątpliwości, ale ja ich nie mam nawet na swoim własnym miejscu, więc nie jestem obiektywna.
No i nie jestem religijna, choć większość swojego życia byłam i jeszcze pamiętam, co i jak. Powrót do góry
współczuje Twojej sytuacji ańdźka... tak myślę co bym zrobiła na Twoim miejscu jeśli nie zdecydowałabym się na antykoncepcje, może faktycznie pomyślałabym o przesunięciu ślubu, wolałabym poczekać chyba jako narzeczona...
a co na to Twój narzeczony? jakąkolwiek decyzje podejmiecie musi być ona wspólna
Nie chcę czekać ze ślubem na okres. Już się naczekałam. Znamy się już 9 i pół roku, od 2 lat jesteśmy zaręczeni, a od pół roku mieszkamy razem. I tak mamy duży problem, żeby powstrzymywać się od współżycia, a kolejne miesiące... Przynajmniej ten grzech będzie mniejszy:)
Oczekiwanie na okres może skończyć się już nie długo, a jeśli przekładać ślub to o minimum rok (bo inaczej nie da się pozałatwiać). A ja mam jeszcze cień nadziei, że mój okres zdąży. Byle tylko nie w TEN dzień, to będę szczęśliwa.
Powinnam dodać, że po przeczytaniu wielu wątków na forum, kilku fragmentów książek o właściwym i zgodnym z religią pożyciu małżeńskim, a także po wielu rozmowach i kazaniach: na kursie przedmałżeńskim, w poradni rodzinnej, w INERze, a także z moimi 2 siostrami, 3 ciociami i "koleżanka taty", no i oczywiście z moim Narzeczonym doszłam do wniosku, że skoro się przysięga na ślubie tak wiele, to właśnie dobro małżeństwa jest najważniejsze. Będę go bronić jak tylko będę umiała. To mój priorytet, religia będzie co najwyżej na 2 miejscu.
Tak, tylko jeśli na prawdę zależy Ci na Bogu, to pamiętaj, ze to Bóg zawsze powinien być na pierwszym miejscu, a nie mąż, rodzice ani dzieci. "Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu" - ja tego się trzymam.
Powinnam dodać, że po przeczytaniu wielu wątków na forum, kilku fragmentów książek o właściwym i zgodnym z religią pożyciu małżeńskim, a także po wielu rozmowach i kazaniach: na kursie przedmałżeńskim, w poradni rodzinnej, w INERze, a także z moimi 2 siostrami, 3 ciociami i "koleżanka taty", no i oczywiście z moim Narzeczonym doszłam do wniosku, że skoro się przysięga na ślubie tak wiele, to właśnie dobro małżeństwa jest najważniejsze. Będę go bronić jak tylko będę umiała. To mój priorytet, religia będzie co najwyżej na 2 miejscu.
Jak bardzo sie ciesze, ze moj, moze nie do konca 'ekspercki', post odswiezyl Twoj watek
Co do mojej religijnosci, to nie jestem religijny wcale. Od dziecka nie umialem uwierzyc w legendy sprzedawane mi przez innych. A dorastanie w Polsce tylko mi w tym pomoglo. Jak powiada moj przyjaciel, najbardziej religijna i oczytana w Biblii osoba jaka znam: "Nie ma lepszej drogi do ateizmu niz kosciol katolicki"
Kamien z serca spada, ze Wasze dobro jest dla Ciebie na miejscu pierwszym! Slub to zobowiazanie przede wszystkim wobec siebie, drugiego czlowieka (a nieraz i trzeciego ). Bo milosc dwojga ludzi jest, byla i bedzie zawsze obecna w ludzkim zyciu. A kosciol i jego nauki to tylko przelotny epizod w dziejach ludzkosci. Za tysiac lat bedzie sie postrzegac nasze koscioly tak samo jak piramidy majow w meksyku i kult boga Slonca. Podobnie bedzie z naszymi samochodami, komputerami itd.
Brawo za decyzje o slubie! Mozesz byc pewna, ze to czy okres przyjdzie po czy przed slubem, czy w ten dzien... nie ma znaczenia najmniejszego dla tej calosci, zbudowanej nie na wymyslanych prikazach, tylko na wazym wzajemnym oddaniu. A poki nie oszalajecie na punkcie niezdrowych zakazow, poczucia winy itd. to we dwoje bedziecie cieszyc sie zyciem.
Zycze wszystkiego najlepszego Mlodej Parze!!!
A wszystkich, ktorzy uaktywnili sie w watku serdecznie pozdrawiam! Specjalne pozdrowienia dla Smuzki!
lesio
Tak, tylko jeśli na prawdę zależy Ci na Bogu, to pamiętaj, ze to Bóg zawsze powinien być na pierwszym miejscu, a nie mąż, rodzice ani dzieci. "Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu" - ja tego się trzymam.
To jest tekst jak ze Starego Testamentu. Pamietajmy, ze Chrystusa znajdujemy w kazdym czlowieku wiec zrzucanie innych na dalsze miejsca, ze juz o rodzinie, nie wspomne jest przejawem patologii.
Juz widze jak z usmiechem na ustach ostrzysz noz jak Abraham. Albo oddajesz wlasne dziecko/zone/meza na rzez/gwalt/ponizenie (niepotrzebne skreslic). Zaden normalny ojciec/maz ani matka/zona nie ma takiej sieczki we lbie.
Bog sam w sobie nie moze byc wartoscia. (Kiedys madry zakonnik przyznal mi racje na lekcji religii gdy wysmialem osobnika, ktory stawial boga jako takiego na 1 miejscu).
Boga poznajemy przez ziemskie produkty jego wszechmocy (o ile ktos w to w ogole wierzy). I przez wlasnie takie mozna go wielbic. Szanujac przykazania. I milujac blizniego. Bo chocby nie wiem co, to sobie z bogiem nie pogadasz, ani mu w niczym nie pomozesz, ani sie nim nie zaopiekujesz, ani przyslugi nie wyswiadczysz.
Powyzsze oczywiscie mialoby sens gdyby bog istnial.
Jesli wyrazam sie dosc dosadnie, to przepraszam, ale mowiac brzydko, krew mnie zalewa gdy widze jak ludzie poswiecaja dobro swoich bliskich dla jakiejs wyimaginowanej idei, ktora sama w sobie nie pozwolilaby na krzywdzenie innych.
lesio
Zaden normalny ojciec/maz ani matka/zona nie ma takiej sieczki we lbie.
A kto powiedział, że dla mnie inni są na gorszych miejscach - mąż, czy rodzice. To co napisałam zinterpretowałeś co najmniej tak jakbym była fanatyczką, która całe dnie przesiaduje w kościele i się modli a mąż jest zaniedbywany i nic dla mnie nie znaczy.
Właśnie mąż jest dla mnie najważniejszy i to jemu jak na razie poświęcam całe swoje życie, nawet nieraz rezygnując z siebie. I też widzę to jako objaw mojej miłości do Boga, poprzez miłość do męża. Ale jeśli w życiu przyszłoby mi wybierać, między tym czego mój mąż w danej chwili ode mnie oczekuje, a tym co nakazuje mi sumienie, wybrałabym jednak to drugie i tyle. Nie musisz się z tym zgadzać.
Heh, lesio po pierwsze nie musisz od razu mnie obrażać pisząc :
Zaden normalny ojciec/maz ani matka/zona nie ma takiej sieczki we lbie.
A kto powiedział, że dla mnie inni są na gorszych miejscach - mąż, czy rodzice. To co napisałam zinterpretowałeś co najmniej tak jakbym była fanatyczką, która całe dnie przesiaduje w kościele i się modli a mąż jest zaniedbywany i nic dla mnie nie znaczy.
Właśnie mąż jest dla mnie najważniejszy i to jemu jak na razie poświęcam całe swoje życie, nawet nieraz rezygnując z siebie. I też widzę to jako objaw mojej miłości do Boga, poprzez miłość do męża. Ale jeśli w życiu przyszłoby mi wybierać, między tym czego mój mąż w danej chwili ode mnie oczekuje, a tym co nakazuje mi sumienie, wybrałabym jednak to drugie i tyle. Nie musisz się z tym zgadzać.
Spokojnie, spokojnie! Nigdzie nie odnioslem sie do Ciebie jako osoby. Ocenilem tekst, ktory brzmial jak brzmial. Napisalem, ze wlasnie raczej nie podejrzewam Cie o doslowne jego stosowanie.
W ostatnim poscie z kolei tlumaczysz jak Ty go rozumiesz. I w pelni sie z Toba tutaj zgadzam. Bo wlasnie osoba wierzaca poprzez milosc blizniego i dobre postepowanie wielbi boga.
Z kolei dylemat - maz a sumienie jest tez jasny. Ale sumienie nie rowna sie bog.
Pozdrawiam i prosze o wybaczenie, jesli odnioslas wrazenie, ze pilem konkretnie do Ciebie.
Milego dnia!
lesio
Bo to już zależy kto jak ma ukształtowane sumienie. Sumienie nie musi równać się Bóg, ale jeśli w sumieniu uznam coś za grzech to nie zrobię tego z miłości do Boga, nawet jeśli mąż byłby z tego niezadowolony. To jest też kwestia tego co mąż myśli o tym wszystkim. Mój na szczęście ma podobne podejście, więc nie ma problemu.
Spróbuję skomentować powyższą wymianę zdań. Dopóki można kochać męża i być w zgodzie z własnym sumieniem wszystko wszystkim pasuje.
Gorzej, gdy trzeba wybierać. Niestety często nie są to proste wybory: np. mąż zabraniający żonie pójść na niedzielną mszę, lub nie szanujący postu w piątek. Częściej nie jest to jednoznaczne. Gdy sumienie działa jak tasiemka na wietrze wcale łatwo nie jest.
Oczywiście, że nie są to proste wybory, chociaż wybór, czy idę na mszę, czy nie bo mąż zabrania, lub ten post w piątek, to dla mnie jest oczywisty. To, że maż ma takie a takie widzimisię, nie może niszczyć mojej relacji z Bogiem. Gorzej, jeśli od tego wyboru zależy dobro małżeństwa, a np. mąż w przypadku długiej wstrzemięźliwości seksualnego grozi rozwodem. Tylko to tak jak pisałam, zależy też od poglądów męża. Syty nigdy głodnego nie zrozumie, jak mąż ma daleko gdzieś religię a zgadza się na to czy tamto, tylko ze względu na żonę i granicach jakie jemu odpowiadają to jest ok, natomiast, gdy granice zostaną przekroczone, a wytrzymałość męża się kończy, wtedy może być problem. Dlatego bardzo ważne, żeby druga połowa miała podobne zdanie jak Ty, jeśli chodzi o wiarę i religię, wtedy problem jest o połowę mniejszy, bo obojgu zależy na tym samym.
No i moim zdaniem dobrze ukształtowane sumienie nie powinno latać jak tasiemka na wierze. Możesz mieć ochotę coś zrobić i postąpić przeciw sumieniu, ale sumienie samo w sobie powinno być, aż tak zmienne.
Mój narzeczony... no cóż. Nie mogę powiedzieć, że nie zgadza się ze mną. Jeśli ja zdecyduję, ze chcę stosować metody naturalne, to nie będzie mnie przekonywać, ani utrudniać., ale wiem, że nie będzie mnie usilnie przekonywał do wstrzemięźliwości w dni płodne.
To porównanie do tasiemki na wietrze bierze się stąd, że sama nie wiem co jest grzechem a co nie. Co chwila dostaję sprzeczne informacje, a nie tyle sprzeczne co wykluczające się. Powrót do góry
Dlatego bardzo ważne, żeby druga połowa miała podobne zdanie jak Ty, jeśli chodzi o wiarę i religię, wtedy problem jest o połowę mniejszy, bo obojgu zależy na tym samym.
No i moim zdaniem dobrze ukształtowane sumienie nie powinno latać jak tasiemka na wierze. Możesz mieć ochotę coś zrobić i postąpić przeciw sumieniu, ale sumienie samo w sobie powinno być, aż tak zmienne.
Tez trudno sie nie zgodzic. Stalosc w zasadach, choc nie zawsze wygodna (ech, wspominam z czasow studiow te szydercze teksty znajomych mojej bylej, wielkiej orto-kaoliczki, gdy odmawialem chlania trunkow na imprezie, zamierzajac pozniej prowadzic auto ),
to jednak jest podstawa tego jak sie z soba czujemy i jak moga na nas polegac inni.
Pragne jednak zaznaczyc, ze sumienie chyba nie jest tak znowu latwe w uksztaltowaniu. I na pewno niewielki ma zwiazek z religia. Dlatego tylu ludzi w zakazach dotyczacych pozycia w zwiazku nie widzi sensu. Bo niby jest zakaz koscielny, ale sumienie wcale sie z tym nie zgadza. Dlatego tez kosciolowi wladza nad sumieniami wiernych tak slabo wychodzi.
Wszystkiego dobrego!
lesio
Mój narzeczony... no cóż. Nie mogę powiedzieć, że nie zgadza się ze mną. Jeśli ja zdecyduję, ze chcę stosować metody naturalne, to nie będzie mnie przekonywać, ani utrudniać., ale wiem, że nie będzie mnie usilnie przekonywał do wstrzemięźliwości w dni płodne.
To porównanie do tasiemki na wietrze bierze się stąd, że sama nie wiem co jest grzechem a co nie. Co chwila dostaję sprzeczne informacje, a nie tyle sprzeczne co wykluczające się.
Bo widzisz, grzech a sumienie to dwie inne rzeczy. Sumienie to suma tego jak zostalas wychowana, z czym sie w zyciu zetknelas. Gdybys nie zetknela sie z religia pewnie mialabys moralnego kaca, gdybys niepostrzezenie ukradla produkt ze sklepu, albo zatlukla psa lopata. Oczywiscie zakladam, ze nie wychowujesz sie w patologicznym srodowisku zlodziei czy mordercow Sumienie ludzkie ewoluuje w spoleczenstwie. Dlatego o ile 400 lat temu widok przestepcy, ktorego nadziewa sie na pal przez odbyt az wie udusi lub wykrwawi w kilka godzin, dostarczylby Ci rozrywki i poczucia, ze kara jest sluszna, o tyle dzis raczej ludzie nie lubia na to patrzec.
Grzech zas, to arbitralnie ustalone zasady, ktore nie zmeiniaja sie same, tylko czekaja na zmiane ze strony tych, ktorzy je ustalili. Stad w sumieniach wiekszosci jakos nie miesci sie zakaz fizycznych zblizen dwojga kochajacych sie ludzi w celach innych niz prokreacyjne.
Twojemu zagubieniu w tym wszystkim trudno sie dziwic. Wlasnie dlatego, ze sumienie mowi jedno, a KKK drugie.
I nie mam zamiaru sie tutaj wymadrzac, czy 'radzic'. Z pewnoscia rozmawiajac z Narzeczonym/Mezem i dzialajac w zgodzie z WLASNYM sumieniem wypracujecie taki model, ze oboje bedziecie czerpac radosc z bycia razem. Czego Wam serdecznie zycze!
lesio
Stanowisko mojego przyszłego męża, który wychowywał się w rodzinie katolickiej, do tej pory jest ministrantem i ma poczucie bycia katolikiem i chrześcijaninem jest takie, że pewnych rzeczy wiedzieć nie trzeba, a nawet nie należy. Dla zdrowia psychicznego.
Nie jest szczęśliwy z powodu moich poszukiwać tego co jest grzechem w małżeństwie, a co nie. Nie dziwię mu się, bo jakbym ja widziała że ktoś na kim mi zależy płacze, i gdybym wiedziała, że z własnego wyboru to też do szczęścia było by mi daleko.
Mój narzeczony woli nie wiedzieć, bo wtedy nie musi się przejmować. Pozostaje mu tylko własne sumienie. A moje sumienie... To nie jest tak, że moje sumienie go nie interesuje.
Wie, że chciałabym stosować metody naturalne. Wie też dlaczego. Nie wnosi żadnych zastrzeżeń, nie negocjuje warunków. Ale ja wiem, że gdyby moje podejście było inne, bardziej liberalne, to chętnie, chętnie....
A za parę godzin opiszę skąd ta tasiemka na wietrze.
Tasiemka na wietrze bierze się stąd, że na zmianę docierają do mnie informacje o bardziej liberalnym i bardzo konserwatywnym podejściu do sprawy pożycia małżeńskiego.
Podejście konserwatywne zakładające stosunki zawsze kończące się złożeniem nasienia w pochwie kobiety jest dla mnie nie do końca satysfakcjonujące. Założenie jest moim zdaniem słuszne, ale...
Jeśli z różnych przyczyn nie powinnam zachodzić w ciążę, to ilość stosunków małżeńskich staje się zbyt mała. Nawet przy normalnym cyklu odpadają minimum 14 dni, w tym około 9 pod rząd.
Rozumiem, że jak się długo czeka to lepiej smakuje, ale...
Usłyszałam, że jak się nie może to potem stosunek jest taki jak powinien, czyli że oddaje się siebie małżonkowi. A z mojego doświadczenia, jak długo nie mamy możliwości to pierwszy stosunek po przerwie nie jest oddaniem siebie tylko wielką rządzą i pragnieniem "odbicia sobie" tych dni wstrzemięźliwości. To jest tak, że jak nie można zjeść ciastka od razu, to się bardziej chce, ale też, jeśli już się wejdzie do cukierni to trudno się powstrzymać, żeby zjeść go zbyt łapczywie. A wtedy można przegapić to co najważniejsze.
W takim razie spróbujmy jakoś się zabezpieczyć. Prezerwatywa? Według zasad kościoła NIE. Ale ja nie rozumiem dlaczego. No fakt - niewygodnie, ale czy Bogu zależy tylko na naszej wygodzie? W zamian przecież możemy mieć tyle przyjemności. Poza tym jako uzupełnienie metod naturalnych byłby to tylko dodatek, a nie podstawa i nie wierzę, że ktoś kto wie, że dni są niepłodne woli z prezerwatywą niż bez.
No ale nie wolno, bo to jest środek antykoncepcyjny. Stosując wyłącznie metody naturalne otwieramy się na potomstwo. Ale jeśli rystrykcyjnie przestrzegać dni niepłodnych ograniczając ich ilość do minimum (lub do zera) i obawiać się stosunków w obawie przed ciążą to chyba bardziej szkodzi niż pomaga rodzinie. A co jeśli stosuje się prezerwatywy z myślą, że jakby pękła lub się zsunęła, to znaczy, że Bóg tak chciał (bo przecież każdy stosunek może zakończyć się poczęciem)? Niestety to jest grzechem.
A czy nie jest grzechem trzymać męża na dystans tylko po to, żeby nie kusić? Usłyszałam, że jak nie można, bo wypadają dni płodne, to należy spędzić czas razem inaczej. Hobby, wspólne zajęcia... Ale ile można? O pewnej godzinie człowiek idzie spać i jeśli obok kładzie się ta druga połówka to nie wiem jak trzeba być zmęczonym, żeby nie kusiło (nie twierdzę, że codziennie, ale w ciągu tygodnia wstrzemięźliwości to się trochę uzbiera). Czy powinniśmy w te dni spać w oddzielnych łóżkach lub jeszcze lepiej w różnych pokojach? Czy to na pewno dobrze wpłynie na małżeństwo?
Proszę o komentarze.
z tą prezerwatywą i że Bogu ma zależeć na naszej wygodzie i dlatego zabrania to raczej nie bo mi tam nie było niewygodnie a wręcz przeciwnie...wygodnie bo nie płynie później przez dwa dni ze mnie
teraz trochę mi się zmieniło - nie przeszkadza mi w żaden sposób, że płynie, nawet lubię
jak się długo czeka to u nas nie jest później "odbicie sobie" ale ten pierwszy raz bywa bolesny
no i nie żadne osobne łóżka, ja bym na Twoim miejscu szukała pomocy, porady
dla mnie te osobne łóżka to jest chore, rozumiem że jakoś nie nakręcać się zbytnio ale jak jeszcze spać oddzielnie to w ogóle być oddzielnie, po co się pobierać?
na razie tyle moich komentarzy
no bo to wszystko z tym nprem w KK sie kupy nie trzyma i tyle...
a jak komus źle z za długą wstrzemięźliwoscią, to nakazuja zastanowic sie czy aby odkładanie poczecia jest tak konieczne...
Przeciez Kosciól nie zakazuje seksu i nie nakazuje osobnych sypialni...
Hehe.. Ja to się nawet śmieję, że Bóg postanowił rozwiązać nasz problem... jako że nie popieramy katolickiej etyki, orto-NPRu itd... a także mocno się zastanawiamy, czy to że podczas ślubu obiecaliśmy wychować dzieci po katolicku.. czy to nie było trochę "na wyrost" powiedziane...
Tak więc Bóg rozwiązał nasze dylematy nie dając nam żadnych dzieci!
No genialne rozwiązanie w całej swej prostocie! (Może ańdźce też by nie dał?)
Choć cały czas liczę, że Bóg jednak zmieni zdanie.
Sorki za OT.. ale usiłuję się śmiać ze swojej przykrej sytuacji i tak mnie jakoś naszło odnośnie tego wątku.
Sorki za OT.. ale usiłuję się śmiać ze swojej przykrej sytuacji i tak mnie jakoś naszło odnośnie tego wątku.
Luz! Zaden ze mnie staly bywalec, ale cos mi sie widzi, ze na tym forum nikt Cie bardzo nie zgani za offtopowanie. I chwala wszystkim za to!
Milo takiego rozesmianego posta przeczytac wieczorem! Chcialoby sie powiedziec: 'Niech Bog Ci w dzieciach wynagrodzi!'. W moim przypadku powiem tylko, ze trzymam kciuki, by w koncu jakis malec sie poczal )) Pewnie sprawi Ci to jeszcze wiecej smiechu!
lesio
To jest tak, że jak nie można zjeść ciastka od razu, to się bardziej chce, ale też, jeśli już się wejdzie do cukierni to trudno się powstrzymać, żeby zjeść go zbyt łapczywie. A wtedy można przegapić to co najważniejsze.
A czy nie jest grzechem trzymać męża na dystans tylko po to, żeby nie kusić?
Usłyszałam, że jak nie można, bo wypadają dni płodne, to należy
spędzić czas razem inaczej. Hobby, wspólne zajęcia...
Ale ile można? O pewnej godzinie człowiek idzie spać i jeśli obok kładzie się ta druga połówka to nie wiem jak trzeba być zmęczonym, żeby nie kusiło (nie twierdzę, że codziennie, ale w ciągu tygodnia wstrzemięźliwości to się trochę uzbiera).
Czy powinniśmy w te dni spać w oddzielnych łóżkach lub jeszcze lepiej w różnych pokojach? Czy to na pewno dobrze wpłynie na małżeństwo?
Proszę o komentarze.
Wybacz pare powyzszych absurdalnych wywodow. Moj powazny komentarz jest taki.
Jak sama zauwazasz, KKK sobie, a sumienie sobie. Jezeli dyskomfort stosowania prezerwatywy to tylko i wylacznie dyskomfort fizyczny, ktory nie umniejsza znaczaco doznan (a zakladam, ze nie, bo przeciez to chyba nie same ruchy frykcyjne penisa w pochwie czynia akt milosny przyjemnym, spelniajacym i niesamowitym przezyciem, a ogol wrazen zwiazanych z byciem blisko tak waznej osoby), to czemu ich nie stosowac w dniach, gdy nie jestes pewna swojego organizmu? Przeciez dodatkowe zabezpieczenie sprawi, ze skupicie sie na sobie, jedno na drugim. Nie bedzie tylu watpliwosci, strachu, ktory moze przeradzac sie w bycie nieprzyjemnym dla drugiej osoby.
W dzisiejszych czasach ludzie maja coraz mniej czasu dla siebie. Narzucane jest im takie tempo, stawiaja czola stresowi. Te warunki zupelnie do nas nie pasuja, czujemy sie w nich zle. W objeciach ukochanej osoby nie oczekujemy kolejnych chorych korporacyjnych zasad, tylko spokoju, milosci, tego, czego brak nam wszedzie indziej. Po co to uprzykrzac, utrudniac?
Jak pisalem. Seks to nie jedyny grzech. Sprawianie sobie i innym cierpienia tez jest grzechem, a w dodatku wykracza poza sumienie ludzi zarowno wierzacych jak i niewierzacych. Dla mnie sprawa wyglada jasno. W Twoim przypadku, gdy dochodzi jeszcze sprawa terapii, pro prostu uzylbym takich srodkow antykoncepcyjnych, jakie uznasz za stosowne.
I bede to powtarzal do znudzenia. Jak za 5 lat KK powie, ze jednak 'gumy sa w porzo', to to idac wkurzona z kijem na biskupa zadoscuczynic za te lata zycia w frustracji mozesz liczyc jedynie na 'sorry, pomylilismy sie'.
Pamietaj, to kosciol zezwala na przypadki w stylu: "Taaa, zyliscie ze soba 10 lat, ale blona sie nie przerwala wiec w sumie malzenstwo mozna uznac za niewazne".
Dla mnie notoryczne sytuacje podobne do powyzszej stawiaja te instytucje na skraju kompromitacji i groteski. I sluchanie sie ich w jakiejkolwiek sprawie, a juz tym bardziej sprawach intymnych, w ktore nie maja zadnego moralnego prawa ingerowac, jest tak samo niepowazne.
Jeszcze ponownie zapytam, bo dalej nie zalapalem w gaszczu eufemizmow. Twoj narzeczony wychowany niby w duchu katolickim, ale jednak w sprawach antykoncepcji dosc liberalny? Czy tak?
Pozdrawiam serdecznie!
lesio
Your sexual life is our business.
Our sexual life is none of your business.
- Catholic Church
no bo to wszystko z tym nprem w KK sie kupy nie trzyma i tyle...
Przeciez Kosciól nie zakazuje seksu i nie nakazuje osobnych sypialni...
Nie zakazuje, ale robi wszystko by wiernym go utrudnic, obrzydzic i sprowadzic do bezdusznego rytualu i obowiazku.
Sluzba zdrowia w Polsce jest darmowa. Nikt nie broni do niej dostepu. Ale za darmola malo kto kogo wyleczy.
Milej nocy!
lesio
Co do mojego narzeczonego, to rzeczywiście ma podejście liberalne. Skupia się na tym, że jeśli nie wiesz, że to co robisz jest grzechem to nie grzeszysz.
A moje podejście jest ambiwalentne. Z jednej strony chciałabym być jak najbardziej w porządku wobec Boga i wiernie stosować się do zaleceń tych, którzy o Jego prawach wiedzą więcej. Z drugiej strony nie jestem przekonana o słuszności wszystkich zakazów. Moja śp. mama powtarzała, że wierzyć należy w Boga a nie w księdza, bo jego opinie to jego opinie, a nie Boga. I ksiądz to też człowiek i też się myli.
Wierzę, że wiara w Boga pozwala zyskać życie wieczne, ale też szczęście na ziemi. Bo przecież Bóg nie stworzył nas tylko po to żeby nas męczyć jakimiś zakazami.
a jak komus źle z za długą wstrzemięźliwoscią, to nakazuja zastanowic sie czy aby odkładanie poczecia jest tak konieczne...
Przeciez Kosciól nie zakazuje seksu i nie nakazuje osobnych sypialni...
A czy Bóg chce żeby dzieci były owocem braku wstrzemięźliwości?
Gdyby dzieci rodziły się tylko dlatego, że rodzicom brakło silnej woli świat byłby bardzo smutny. Chciałabym, żeby moje dzieci (w przyszłości, jeśli Bóg da) były oczekiwane i chciane. Chciałabym dobrze się na ich przyjście przygotować. Nie wyobrażam sobie, żeby dziecko było żywym wyrzutem sumienia rodziców, którym nie chciało się czekać do III fazy, chociaż warunki bytowe nie sprzyjają powiększaniu rodziny.
Co do mojego narzeczonego, to rzeczywiście ma podejście liberalne. Skupia się na tym, że jeśli nie wiesz, że to co robisz jest grzechem to nie grzeszysz.
ale jest coś takiego jak niewiedza zawiniona, która nie pomniejsza lecz zwiększa dobrowolny charakter grzechu
tylko niewiedza niedobrowolna może zmniejszyć winę a nawet uwolnić od ciężkiej winy
to z katechizmu KK
To samo chciałam powiedzieć.
To podchodzi pod świadomą ignorancję i wcale nie umniejsza winy.
Swoja drogą dosyć ciekawe podejście z tymi dziećmi, jako wyrzutami sumienia za brak wstrzemięźliwości.
Nie chciałabym rozdrabniać tej sprawy. Wiem, że mój M. jest wierzący bo inaczej nie umie. Tak go rodzice nauczyli. Wiara w jego rodzinie jest chyba bardziej na pokaz i "bo tak trzeba", niż szczerze z poczucia bliskości z Bogiem. Jest ministrantem, ale ma ku temu również inne powody niż czysto religijne. A ja nie chcę nawracać o na siłę, by wierzył tak jak ja.
ańdźka ale może nie nawracać ale wspomnieć, że tak właśnie jest z tą niewiedzą...
O wierze jeszcze nie jeden raz będziemy rozmawiać i rzeczywiście mogę wspomnieć o niewiedzy.
A wracając do dzieci, to wydaje mi się, że byłabym szczęśliwsza wiedząc, że niezaplanowane poczęcie było wynikiem woli Bożej (pęknięta gumka to nie przypadek, bo wierzący ludzie nie wierzą w przypadek), a nie małżeńskiego jednodniowego kaprysu.
Ale z tymi jednodniowymi kaprysami to sie naprawdę baaardzooo rzadko zdarza (zajrzyj na wątek staraczek). Ja całkiem szczerze wierzę, że jeśli z jednorazowej "słabości" powstaje dziecko, to naprawdę Bóg maczał w tym palce, bo wcale nie tak łatwo jest zajść w ciążę.
Ale wolałabym spać spokojnie przez kolejne dni. A chwilowo to nawet nie wiem ile, bo niby do przewidywanej daty początku okresu, a w moim przypadku może być zawsze. Pozostają testy.
Ale tak w ogóle to chciałabym mieć pewność, że ja zrobiłam wszystko. Reszta należy do opatrzności.
Hmm... Jeśli Ty masz pewność, że zrobiłaś wszystko, to raczej mało chcesz opatrzności zostawić miejsca.
Nie, nie atakuję Cię. (Nawet na swój sposób podziwiam, że chcesz żyć wg NPR).
Chciałabym, ale chyba nie umiem. Na pewno nie zrezygnuję z obserwacji, ale czy będę wstrzemięźliwa w 2 fazie ...
A co do pozostawiania niewielkiej szansy, to nie do końca się zgodzę. Bo jeśli stosować NPR to szanse są bardzo małe. A dodatkowe stosunki w drugiej fazie tylko zwiększają prawdopodobieństwo, nawet jeśli stosuje się dodatkowe zabezpieczenia.
Moja śp. mama powtarzała, że wierzyć należy w Boga a nie w księdza, bo jego opinie to jego opinie, a nie Boga. I ksiądz to też człowiek i też się myli.
Wierzę, że wiara w Boga pozwala zyskać życie wieczne, ale też szczęście na ziemi. Bo przecież Bóg nie stworzył nas tylko po to żeby nas męczyć jakimiś zakazami. Wedlug KK, zyjesz po to by sie meczyc i im wiecej sie zmeczysz tym lepiej Zdecyduj, czy milosierny i wszechmogacy bog, w ktorego wierzysz bylby tak perfidny by bez zadnego powodu kazac Ci cierpiec (bo logicznych uzasadnien to nei ma zadnych).
Milego dnia (u nas dzis pieknie sloneczko sie przebija wreszcie )
lesio
No ja właśnie wierzę, że po to są zasady, że jak się ich przestrzega to człowiek jest szczęśliwy. Jeśli nie jest to albo zasady są złe, albo ich nie rozumiemy. Mi jak na razie trudno zrozumieć niektóre zakazy, np. że nie można "to bez tego" z mężem. Czy okazywanie uczuć, przywiązania i czułości musi zawsze kończyć się pełnym stosunkiem? Czy jeśli od czasu do czasu zamiast zwykłego seksu wybierzemy inne formy pieszczot to naprawdę to grzech?
A czy Bóg chce żeby dzieci były owocem braku wstrzemięźliwości?
Gdyby dzieci rodziły się tylko dlatego, że rodzicom brakło silnej woli świat byłby bardzo smutny. Chciałabym, żeby moje dzieci (w przyszłości, jeśli Bóg da) były oczekiwane i chciane. Chciałabym dobrze się na ich przyjście przygotować. Nie wyobrażam sobie, żeby dziecko było żywym wyrzutem sumienia rodziców, którym nie chciało się czekać do III fazy, chociaż warunki bytowe nie sprzyjają powiększaniu rodziny.
Sumienie sie odzywa I znow rozbiezne z KKK. Oczywiscie, Masz 100% racji! Czuc, ze dobra z Ciebie osoba
lesio
Kosciol to instytucja skupiona na pozyskiwaniu kapitalu (pieniadze, nieruchomosci, zloto) i wladzy.
o tym już było na forum
poczytaj najpierw co to jest "Kościół" i nie obrażaj
No ja właśnie wierzę, że po to są zasady, że jak się ich przestrzega to człowiek jest szczęśliwy. Jeśli nie jest to albo zasady są złe, albo ich nie rozumiemy. Mi jak na razie trudno zrozumieć niektóre zakazy, np. że nie można "to bez tego" z mężem. Czy okazywanie uczuć, przywiązania i czułości musi zawsze kończyć się pełnym stosunkiem? Czy jeśli od czasu do czasu zamiast zwykłego seksu wybierzemy inne formy pieszczot to naprawdę to grzech?
Trudno zrozumiec absurdalne zakazy. Przezywszy godnie zycie, zostawiwszy wychowane potomstwo pukasz do bram niebios, a ktos Ci mow: sorry, dawalas mezowi w gumie. Nieladnie, gorsza kwaterka w raju niestety.
Wszechmocnej istocie nie powinien przeszkadzac fakt uzycia np. gumy. bo zawsze moglby sprawic, aby jednak do poczecia doszlo. Jesli zas chodziloby o intencje, to czemu niby pozwalac na NPR, skoto to tez robienie sobie jaj z Bezbronnego-Wszechmocnego.
Co do pieszczot, to znow zadajesz pytanie, gdy sama znasz odpowiedz tak samo dobrze jak reszta ludzkosci. Powiem tak: Moze to grzech, a moze nie. W kazdym razie na pewno nic zlego
lesio
Kosciol to instytucja skupiona na pozyskiwaniu kapitalu (pieniadze, nieruchomosci, zloto) i wladzy.
o tym już było na forum
poczytaj najpierw co to jest "Kościół" i nie obrażaj
Moze i bylo, ale nie kazdy wszystkie watki czytal.
Znasz rozroznienie miedzy zdaniem normatywnym i pozytywnym?
Ja nie oceniam, ja stwierdzam fakt. A czy fakt jest obrazliwy dla kogokolwiek, to juz nie moja wina. Pogon za kasa i wladza dal niektorych moze byc wyrazem zaradnosci, checi przetrwania. Dla innych porzuceniem wazniejszych wartosci.
Milego dnia,
lesio
Zapraszam Cię Lesiu do mojej parafii. Tu nie mam mowy o wyzysku wiernych. Ksiądz jest co prawda specyficzny, ale chodzi tylko o jego sposób rozmowy. Zbyt często zmienia temat rozmowy, tak, że nie każdy jest w stanie się połapać. Ale dba o kościół i o wiernych. Nigdy nie prosił o pieniądze pomimo, że niedawno był remont. I co tydzień przy ołtarzu są świeże kwiaty. Mamy wspaniały chór, który nie tylko śpiewa, ale też spotyka się również po to żeby pogadać. Kościół dla mnie to nie tylko kapłani. To ludzie z którymi lubię spędzać czas.
Jeśli chcesz podam Ci adres. Powrót do góry
ale czyją Ty pogoń za kasą masz na myśli?
Bo Kościół to MY, Lud Boży
Co do mojego narzeczonego, to rzeczywiście ma podejście liberalne. Skupia się na tym, że jeśli nie wiesz, że to co robisz jest grzechem to nie grzeszysz.
ale jest coś takiego jak niewiedza zawiniona, która nie pomniejsza lecz zwiększa dobrowolny charakter grzechu
tylko niewiedza niedobrowolna może zmniejszyć winę a nawet uwolnić od ciężkiej winy
to z katechizmu KK
Swiete slowa.
Zreszta regula ta ma zastosowanie w kazdym kodeksie. Nieznajomosc prawa wcale nie zwalnia z jego przestrzegania.
Jak ktos wierzy w nauczanie KK, to powinien przyjac, przy obrzedach i sakramentach, zasady KKK. A jak mu nie odpowiadaja, to alternatyw jest miliony.
ale czyją Ty pogoń za kasą masz na myśli?
Bo Kościół to MY, Lud Boży
Racja, uzylem sformulowania nieprawidlowo.
Chodzilo mi o hierarchow. Mea maxima culpa!
Milego!
Zapraszam Cię Lesiu do mojej parafii. Tu nie mam mowy o wyzysku wiernych. Ksiądz jest co prawda specyficzny, ale chodzi tylko o jego sposób rozmowy. Zbyt często zmienia temat rozmowy, tak, że nie każdy jest w stanie się połapać. Ale dba o kościół i o wiernych. Nigdy nie prosił o pieniądze pomimo, że niedawno był remont. I co tydzień przy ołtarzu są świeże kwiaty. Mamy wspaniały chór, który nie tylko śpiewa, ale też spotyka się również po to żeby pogadać. Kościół dla mnie to nie tylko kapłani. To ludzie z którymi lubię spędzać czas.
Jeśli chcesz podam Ci adres.
Odpowiedzialem juz 'WalecznejS'. Uzylem terminu KK w odniesieniu do wyzszych hierarchow. Faktycznie niepoprawnie.
Zgadzam sie, ze w KK jest wielu wspanialych ludzi. Podziwiam ksiezy, ktorzy robia wiele dla parafian, dla ubogich itd. Ale to sa dobrzy ludzie. Tak po prostu. Dobrzy zarzadcy, swietni organizatorzy, osoby niosace radosc i nadzieje. Sa takimi nie dlatego, ze sa kziezmi.
Niestety, to nie oni tworza katechizm. A tym bardziej nie Kosciol jako wierni. I w tym caly problem
Zgadzam sie, ze w KK jest wielu wspanialych ludzi. Podziwiam ksiezy, ktorzy robia wiele dla parafian, dla ubogich itd. Ale to sa dobrzy ludzie. Tak po prostu. Dobrzy zarzadcy, swietni organizatorzy, osoby niosace radosc i nadzieje. Sa takimi nie dlatego, ze sa kziezmi.
Niestety, to nie oni tworza katechizm. A tym bardziej nie Kosciol jako wierni. I w tym caly problem
czyli Twoim zdaniem katechizm to wymysł tych "złych" księży, tak?
Jak dla mnie to dyskusja o rozterkach Ańdźki zmierza w złym kierunku...
moim zdaniem też
tak się jakoś dzieje, że prawie w każdym wątku robi się OT, zawsze można coś przenieść
Waleczna, nie o OT mi chodzi.
Też nie lubię jak się usiłuje "ratować" katolików przed KK.
jaśniej proszę
przyjrzycie się słowom lesia
no wynika z nich to co wynika
i to nie ma nic wspólnego z nprem
Tzn. w sumie nie brałam udziału w dyskusji, ale właśnie mam takie wrażenie, że Ańdźka raczej oczekiwała jakiejś pomocy, wsparcia, a nie atakowania KK.
To do Lesia, nie do Ciebie Waleczna oczywiście!
Lesio, tu dla Ciebie artykuł:
http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=2877 Powrót do góry
Tzn. w sumie nie brałam udziału w dyskusji, ale właśnie mam takie wrażenie, że Ańdźka raczej oczekiwała jakiejś pomocy, wsparcia, a nie atakowania KK.
To do Lesia, nie do Ciebie Waleczna oczywiście!
a, faktycznie
skupiłam się na tym co lesio wypisuje i nie zajarzyłam
wsparcie i pomoc wg mnie tutaj są bardzo potrzebne
i to nie tylko takie, jak w poradni małżeńskiej (? dobrze pamiętam?), że modlić się, to powinno być oczywiste...
ale trzeba by jeszcze działać
Pan Bóg przychodzi z pomocą przez ludzi, przez lekarzy, fachowców, przez różne osoby...
przypomina mi się, jak szukałam pomocy u specjalistów z moimi stawami skroniowo-żuchwowymi, tułałam się po lekarzach, ortodontach, stomatologach, chirurgach...rozkładali ręce... ale w końcu znalazłam panią, która mi staw nastawiła, bo był zwichnięty!
może i tutaj da się jeszcze coś zrobić (medycznie) i w kwestii moralnej też pomóc...
przyznam, że zapytałam się pewnej osoby, czy nie wie, gdzie z takim problemem się udać (w stolicy), wydawało mi się, że może wiedzieć ale na razie odp. nie otrzymałam
dnia Pią 13:11, 05 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy Powrót do góry
Akurat bylem jedynym, ktorzy przez miesiac cokolwiek odpowiedzial w tym watku. I skupialem sie wlasnie na watku Andzki do momentu, gdy ktos zarzucil mi obrazanie KK. Wowczas zaczalem tlumaczyc o co mi chodzilo. I faktycznie zrobil sie ciag krotkich odpowiedzi coraz bardziej idacy off topic. Nie atakowalem w nim, nie uznawalem jakiegos wlasnego monopolu na racje. Przyznawalem sie do bledow, i z kultura odnosilem sie do innych uczestnikow dyskusji. jesli pisalem cos przeciw KK, to albo w odpowiedzi na czyjsc tekst, albo W KONTEKSCIE TEMATU.
Zbanujcie i zlinczujcie. Prosze bardzo. Ale fakt jest faktem, ze akurat wypowiadalem sie NA TEMAT, do momentu, gdy szanowna WalecznaS mnie nie zaczepila.
I oczywiscie, buba (pisownia z malej zgodnie z oryginalem) slusznie zauwaza, ze nagle dyskusja w zlym kierunku idzie. Ale dziwnym trafem kamienie i oskarzenia leca od osob ktore pierwsze offtopowac zaczely. A reszta raczki umywa. Przyjrzyj sie, ze nie zaatakowalem Andzki nigdzie. Nie mam w zwyczaju gnojenia ludzi 'za zywota'. Naprawde z czystym sumieniem tak oceniasz moje wszelkie wypowiedzi? Czy tylko zadalas sobie trud przeczytania tych paru jednolinijkowych odpowiedzi na zaczepke WalecznejS? Gdy tylko bede mial wolna chwile, polecony artykul przynajmniej przejrze.
@Andzka:
Ciesze sie, ze mimo iz religijnie niekoniecznie sie zgadzamy, to masz jednak wlasne sumienie, masz narzeczonego, ktory, moze choc tez cos tam sie rozni, to jednak z pewnoscia kochacie sie i razem dojdziecie do porozumienia. Mam nadzieje, ze nie odebralas jakiejkolwiek mojej wypowiedzi jako osobisty atak na Ciebie. jesli jakakolwiek czesc moich wypowiedzi godzila w Ciebie osobiscie, daj mi prosze znac. Z checia wyjasnie, lub przeprosze, jesli tak uznasz.
Zycze wszystkiego dobrego! I zalozycielce watku, i zaczepnisiom, pieniaczom.
lesio
jaką zaczepkę?
forum na tym polega, że się dyskutuje na różne tematy
używa cytatów
zwraca uwagę i odnosi do tego, co ktoś napisał
jaką Ty zaczepkę tutaj widzisz?
zwróciłam uwagę, na Twoje słowa bo uważam, że się mylisz
a, faktycznie
skupiłam się na tym co lesio wypisuje i nie zajarzyłam
Jak widze, nie rezygnujesz z wysokiej kultury wypowiadajac sie o mnie i do mnie. Ja naprawde Cie nie zaatakowalem nigdzie. Nie wiem skad jad plynie.
Protekcjonalny ton Twojej wypowiedzi, jakobys dysponowala o wiele wieksza, tajemna wiedza, a ja maluczki pisal jedynie bzdury jest co najmniej obrazliwy.
Podobnie czuje w przypadku, gdy moj dobry przyjaciel, gleboko wierzacy jest atakowany przez jakiegos sfrustrowanego ateiste tekstami, jakoby ten pierwszy byl uposledzony wierzac w starozytne legendy pasterskie.
Traktowanie drugiego czlowieka jak glupszego od siebie nie znajac go, (niewazne czy ateiosta wierzacego, czy wierzacy ateiste) jest przejawem slabosci i zwykle mozna sie na tym przejechac.
Zycze wszystkiego dobrego! I udanego weekendu! Co by nastepny tydzien pracujacy byl radosny i przyjemny.
lesio
jaką zaczepkę?
forum na tym polega, że się dyskutuje na różne tematy
używa cytatów
zwraca uwagę i odnosi do tego, co ktoś napisał
jaką Ty zaczepkę tutaj widzisz?
zwróciłam uwagę, na Twoje słowa bo uważam, że się mylisz
Nareszcie pelnozdaniowa wypowiedz w moim kierunku. A nei mozna bylo od razu: 'uwazam, ze sie mylisz'? zmaiast. 'chyba nie wiesz o czym mowisz' <- parafrazuje.
I otoz to! Forum jest do dyskutowania, acz bije poklony bubie, ktora slusznie zauwaza, ze powinnismy sie skupic na problemie Andzki
Milego!
lesio
Tzn. w sumie nie brałam udziału w dyskusji, ale właśnie mam takie wrażenie, że Ańdźka raczej oczekiwała jakiejś pomocy, wsparcia, a nie atakowania KK.
To do Lesia, nie do Ciebie Waleczna oczywiście!
Lesio, tu dla Ciebie artykuł:
http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=2877
Mam nadzieje, ze przejrzalas calosc watku. I moze inaczej mnie ocenisz.
Artykul zaczalem, i musze przyznac, ze podoba mi sie jak dotad.
Bardzo przypomina mi ton, w jakim wypowiada sie moj przyjaciel z Dallas na ten temat. A czlowieka tego bardzo cenie i podziwiam.
Dziekuje!
Wszystkiego dobrego!
A wracając do tematu pochwalę się co udało mi się dowiedzieć na wizycie u mojej endokrynolożki. Moja prolaktyna spadła z ok 1000 do 125. Norma około 30, czyli jeszcze mam za dużo, ale widać światełko w tunelu:).
Gorzej, że to oznacza, że rzeczywiście muszę się bardziej skupić na antykoncepcji w jakiejkolwiek postaci. Wydaje mi się, że moja temperatura się unormowała. Może już za parę tygodni dostanę "pierwszej" miesiączki. Nie myślałam, że będę jej tak oczekiwać. Boję się, że wypadnie akurat w dniu ślubu:(.
No i jeszcze bardziej walczę w sobie czy orto-NPR jest dla mnie. To chwilowo mój największy problem. Popadam we frustrację. Może trochę fobię...
A teraz jadę na wieś. Będę zapraszać gości na ślub. Wracam w niedzielę.
Pozdrawiam wszystkich weekendowo i już nie mogę doczekać się odpowiedzi.
jaki jad i jakie kamienie, rety
jaka wiedza tajemna?
zawsze jak ktoś zwróci Ci uwagę na cokolwiek to od razu jad i kamienie widzisz? bez przesady...
A wracając do tematu pochwalę się co udało mi się dowiedzieć na wizycie u mojej endokrynolożki. Moja prolaktyna spadła z ok 1000 do 125. Norma około 30, czyli jeszcze mam za dużo, ale widać światełko w tunelu:).
Gorzej, że to oznacza, że rzeczywiście muszę się bardziej skupić na antykoncepcji w jakiejkolwiek postaci.
Wydaje mi się, że moja temperatura się unormowała. Może już za parę tygodni dostanę "pierwszej" miesiączki. Nie myślałam, że będę jej tak oczekiwać. Boję się, że wypadnie akurat w dniu ślubu:(.
No i jeszcze bardziej walczę w sobie czy orto-NPR jest dla mnie. To chwilowo mój największy problem. Popadam we frustrację. Może trochę fobię...
A teraz jadę na wieś. Będę zapraszać gości na ślub. Wracam w niedzielę.
Pozdrawiam wszystkich weekendowo i już nie mogę doczekać się odpowiedzi.
No to dostalas juz pierwsza. Fakt, zem tutaj persona non grata, ale zawsze cos
Udanego weekendu i owocnych przygotowan!
lesio
jaki jad i jakie kamienie, rety
jaka wiedza tajemna?
zawsze jak ktoś zwróci Ci uwagę na cokolwiek to od razu jad i kamienie widzisz? bez przesady...
Moze jestem nieco przewrazliwiony na protekcjonalny ton. Podobnie jak Ty od razu 'fiknelas' o KK. Z jadem i kamieniami to moze bylo zbyt obrazowe, istotnie Moze lubie okrasic wypowiedz patosem. Wcale sie nie gniewam czy nie obrazam.
Ale fakt ze mnie tutaj paluchem wytykalas w tym watku, jakobym to ja zamiast pomagac jechal tylko po KK. A przeciez wnioslem troche 'innego spojrzenia', ktore zreszta podziela wielu uczestnikow dyskusji w mniejszym lub wiekszym stopniu.
Milego weekendu!
Pax miedzy chrzescijany, muzulmany, ateisty i buddysty.
lesio Powrót do góry
Ja się staram pokojowo, a wiadomo, że my na forum mamy inne zdanie nt. KK niż Ty Lesio, czasem się odbiera coś trochę inaczej, niż autor ma na myśli, wydaje mi się, że nie ma się o co tu spierać.
Ańdźka, taki poziom prolaktyny, to już naprawdę nie tak dużo!
Ja przy ok. 70-80 miałam normalne wykresy (z wyraźnym skokiem), regularne cykle, ostatnio po 3 miesiącach brania Bromergonu poziom ok. 35 - wykresy dalej w porządku.
Wiadomo, że każdy jest inny, ale Twój organizm dość szybko zareagował na terapię i rzeczywiście możesz się powoli spodziewać okresu.
Wiadomo, lepiej żeby nie pojawił się w dniu ślubu, mimo wszystko to chyba nie będzie tego dnia najważniejsze.
A co do decyzji orto, czy nie orto, to przede wszystkim musicie ją podjąć sami - Ty i narzeczony.
Nikt Cię zresztą nie potępi, niezależnie od tego co zdecydyujecie, Wasza sytuacja jest dość nietypowa i trudna, ale na pewno do rozwiązania.
Ja się staram pokojowo, a wiadomo, że my na forum mamy inne zdanie nt. KK niż Ty Lesio, czasem się odbiera coś trochę inaczej, niż autor ma na myśli, wydaje mi się, że nie ma się o co tu spierać.
Wiadomo, lepiej żeby nie pojawił się w dniu ślubu, mimo wszystko to chyba nie będzie tego dnia najważniejsze.
A co do decyzji orto, czy nie orto, to przede wszystkim musicie ją podjąć sami - Ty i narzeczony.
Nikt Cię zresztą nie potępi, niezależnie od tego co zdecydyujecie, Wasza sytuacja jest dość nietypowa i trudna, ale na pewno do rozwiązania.
Chciałam tylko dodać, że o sytuacji Ańdźki dyskutowałyśmy ostatnio na forum też w innych wątkach, mimo że w tym konkretnym wątku nikt się przed Tobą nie odezwał.
Chciałam tylko dodać, że o sytuacji Ańdźki dyskutowałyśmy ostatnio na forum też w innych wątkach, mimo że w tym konkretnym wątku nikt się przed Tobą nie odezwał.
Zrozumiano. Nauczka na przyszlosc, zeby korzystac z wyszukiwarki.
A przy okazji: Juz prawia 16ta! Won od komputerow! Nawet szanowna zalozycielka wyskoczyla za miasto
A ja pedze na lotnisko by jeszcze dzis wieczorem rozpoczac weekend w rodzinnym Krakowie <- no musialem sie pochwalic, bo bardzo sie ciesze
Wszystkiego dobrego wszystkim!
ańdźka to co mówiła Twoja mama to jedno, nie trudno się z nią nie zgodzić, bo sama np. czytałam ostatnio, jak kobieta była z siebie zadowolona i miała całkowity brak wyrzutów sumienia, za to że dokonała aborcji, bo ksiądz w konfesjonale bo usłyszeniu jej argumentów przyznał jej słuszność tej decyzji. No tak jej się udało trafić na takiego księdza, może nie mnie to osądzać, ale to że ksiądz w jakiś sposób ją usprawiedliwił, zagłuszył jej sumienie i oboje byli zadowoleni, nie umniejsza amoralności czynu. Zwłaszcza, że z tego co pisała wcale taka tragedia by się nie stała jakby to dziecko przyszło na świat, jej życie czy zdrowie nie było zagrożone, ot tak wpadła z mężem, ale uznali, że nie mają dość pieniędzy, mieszkają z rodzicami i tylko mąż pracuje, to po prostu usuną ciążę. I kobieta deklarowała się jeszcze, że jest wierzącą i praktykującą katoliczką.
Z drugiej strony jest też rola Kościoła jako instytucji, jaka pełni. Moim zdaniem po to są pewne zakazy, nakazy, żeby ich przestrzegać. Jakby nie było KK to powstałoby tysiące, jeśli nie miliony odłamów wiary, bo każdy interpretowałby sobie wszystko jak jemu wygodnie i to już nie byłby katolicyzm, tylko każdy tworzyłby sobie swojego Boga na taki obraz jak jemu odpowiada. Mi też nie wszystko w KK pasuje, też nie ze wszystkim się w 100% zgadzam, też wolałabym żeby można było to czy tamto i komu to w ogóle przeszkadza, ale mam zasadę, ze albo coś przyjmujesz ze wszystkimi przywilejami i niedogodnościami, albo nie. Po coś są te prawa w końcu. A tak w ogóle to pewien ksiądz kiedyś powiedział mi, że sam też się z nie wszystkim zgadza, ale przyjął tą wiarę i będzie jej wierny, czy mu się to podoba, czy nie, po prostu we wszystkim, chociaż nie ukrywa, że np. zawsze marzył o tym, żeby mieć dzieci żonę i jakby Kościół nagle na to zezwolił to nie wahałby się ani chwili, że nawet wie kogo by poślubił. I tak samo, że rozumie to, że teraz tak nie może, a jak za dwa lata papież podpisze coś takiego to wtedy tak będzie i on to przyjmuje, bo Bóg dał Kościołowi taką władzę. Sam powiedział: "Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie". Ten sam ksiądz powiedział nam też (to był mój katecheta), że nikt nie może nikomu powiedzieć, że coś jest grzechem a co nie, że człowiek sam powinien to czuć (człowiek z niewypaczonym sumieniem oczywiście), poza tym Bóg dał ludziom Dekalog po to aby jego się trzymali, a cała reszta ma służyć wewnętrznemu zastanowieniu się nad sobą i rozpatrzeniu w swoim sumieniu, a nie ma być wyznacznikiem od a do zet, że to wolno a to już nie.
Dobrze, że prolaktyna spadła i to jak bardzo !! to bardzo dobrze rokuje dla Was, może nie będziesz się już musiała zamartwiać, czy antykoncepcja, czy brak seksu...może Bóg da Wam lepsze rozwiązanie, może będziesz w końcu miała normalne cykle, będziesz mogła prowadzić regularne obserwacje.
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia
Ile jeszcze do ślubu Wam zostało? dnia Pią 22:15, 05 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy Powrót do góry
Won od komputerow!
Ale fakt ze mnie tutaj paluchem wytykalas w tym watku, jakobym to ja zamiast pomagac jechal tylko po KK. A przeciez wnioslem troche 'innego spojrzenia', ktore zreszta podziela wielu uczestnikow dyskusji w mniejszym lub wiekszym stopniu.
Zgadzam sie, ze w KK jest wielu wspanialych ludzi. Podziwiam ksiezy, ktorzy robia wiele dla parafian, dla ubogich itd. Ale to sa dobrzy ludzie. Tak po prostu. Dobrzy zarzadcy, swietni organizatorzy, osoby niosace radosc i nadzieje. Sa takimi nie dlatego, ze sa kziezmi.
Niestety, to nie oni tworza katechizm. A tym bardziej nie Kosciol jako wierni. I w tym caly problem Smutny
Ja się zapytałam, nie wytykałam paluchem. dnia Pią 22:32, 05 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz Powrót do góry
Z drugiej strony jest też rola Kościoła jako instytucji, jaka pełni. Moim zdaniem po to są pewne zakazy, nakazy, żeby ich przestrzegać. Jakby nie było KK to powstałoby tysiące, jeśli nie miliony odłamów wiary, bo każdy interpretowałby sobie wszystko jak jemu wygodnie i to już nie byłby katolicyzm, tylko każdy tworzyłby sobie swojego Boga na taki obraz jak jemu odpowiada.
Mi też nie wszystko w KK pasuje, też nie ze wszystkim się w 100% zgadzam, też wolałabym żeby można było to czy tamto i komu to w ogóle przeszkadza, ale mam zasadę, ze albo coś przyjmujesz ze wszystkimi przywilejami i niedogodnościami, albo nie. Po coś są te prawa w końcu.
A tak w ogóle to pewien ksiądz kiedyś powiedział mi, że sam też się z nie wszystkim zgadza, ale przyjął tą wiarę i będzie jej wierny, czy mu się to podoba, czy nie, po prostu we wszystkim, chociaż nie ukrywa, że np. zawsze marzył o tym, żeby mieć dzieci żonę i jakby Kościół nagle na to zezwolił to nie wahałby się ani chwili, że nawet wie kogo by poślubił. I tak samo, że rozumie to, że teraz tak nie może, a jak za dwa lata papież podpisze coś takiego to wtedy tak będzie i on to przyjmuje, bo Bóg dał Kościołowi taką władzę.
Ten sam ksiądz powiedział nam też (to był mój katecheta), że nikt nie może nikomu powiedzieć, że coś jest grzechem a co nie, że człowiek sam powinien to czuć (człowiek z niewypaczonym sumieniem oczywiście), poza tym Bóg dał ludziom Dekalog po to aby jego się trzymali, a cała reszta ma służyć wewnętrznemu zastanowieniu się nad sobą i rozpatrzeniu w swoim sumieniu, a nie ma być wyznacznikiem od a do zet, że to wolno a to już nie.
Dobrze, że prolaktyna spadła i to jak bardzo !! to bardzo dobrze rokuje dla Was, może nie będziesz się już musiała zamartwiać, czy antykoncepcja, czy brak seksu...może Bóg da Wam lepsze rozwiązanie, może będziesz w końcu miała normalne cykle, będziesz mogła prowadzić regularne obserwacje.
Ile jeszcze do ślubu Wam zostało?
Już tylko 2 miesiące:)
---8 października---
2 miesiące to już niedługo
moim zdaniem jednak powinnaś wszystkie możliwości przedyskutować dokładnie z narzeczonym, w końcu jego to tak samo dotyczy, a przecież to bardzo ważna kwestia w małżeństwie.
Po dyskusji z narzeczonym wcale nie wiem więcej. Wiem tyle, że dobrze było by naturalnie i będziemy próbować wstrzemięźliwości w czasie płodnym. Nie będziemy w tym czasie spać osobno i jak będzie za trudno to coś do tej metody dołożymy;). Ale to są plany na czas, gdy moje wykresy będą wskazywały, że mam jakiś cykl.
Jak dotąd mój wykres nie nastraja pozytywnie. A ja nie chcę czekać jeszcze parę miesięcy. Już jest nam trudno, bo chcemy zrobić sobie przerwę aż do ślubu. To jeszcze 2 miesiące.
A czy wy współżyłybyście mając taki wykres?
oczywiscie, ale z antykoncepcja.
Ja mam podobne plany na "po ślubie". Teraz bardzo staramy się żyć w czystości, bo jeszcze nie jesteśmy małżeństwem. A potem będę się modlić o ładny wykres, bo nie mamy aż tak silnej woli.
Ańdźka, pięknie Ci spada prolaktyna. Jak miałam > 100 miałam normalne cykle, myślę, że naprawdę już blizej niż dalej u Ciebie.
Co do pytania - współżyłabym z gumkami do czasu powrotu cykli.
Niby przy około 100, można mieć normalne cykle, ale nie mogę mieć pewności, że u mnie też tak będzie. Niby prolaktyna spadła, ale nadal mam mlekotok, temperatura skacze, śluz dopiero dziś jakiś bardziej normalny (biały, ale rozciągliwy).
Zastanawiam się po rozmowie z Panią z INERu, czy to może być już śluz płodny. Bo jak jajniki raczą wystartować, to powinny unormować temperaturę, a ona nadal skacze. Czyli niby nie wystartowały, ale ten śluz... Nie wiem co o tym myśleć. Może magnez pomoże,
Andżka, ja na twoim miejscu też bym się wspomogła jakąś antykoncepcją, ale na swoim miejscu, jak już urodzę i będę miała takie cykle, to chyba będę jechać "na żywioł", bo mam ciągle traumę staraniową. Ale ja mam taką sytuację teraz, że nawet jak bym miała 3 dzieci rok po roku, to by tragedii nie było. I chyba się wtedy dopiero zacznę naprawdę martwić
A jeszcze co do religii, to ja byłam przez całą szkołę uczona, że grzech się rozpatruje przez pryzmat intencji i jak się ktoś leczy ubezpłodniającymi lekami, to nie jest jego wina. Podobnie, jak ktoś pobiera nasienie do badań. Ale widzę, że doktryna nie jest spójna w tych przypadkach...
Chyba z inseminacją jest podobnie niejasno... Ale nawet, jeśli to grzech, to jak mam tego żałować, skoro dzięki temu mam dziecko pod sercem. To jest strasznie trudne... Powrót do góry
Mam kryzys. 10 dzień wstrzemięźliwości przedślubnej. Razem tak zdecydowaliśmy. 6 tygodni to wydawało się realny cel.
Niestety ja nie potrafię myśleć o niczym innym. Nie mogę się nawet przytulić, bo to jest zbyt pobudzające. Cały wieczór przepłakałam. Dopiero po paru godzinach mogłam przytulić się przez kołdrę do pleców mojego usypiającego M. Bardzo zależało mi, żeby do ślubu dobrze się przygotować, ale jak dłużej to potrwa to do ślubu może nie dojść. Nie mogę okazywać czułości, bo każdy dotyk powoduje że chcę więcej, a w tym samym czasie myśl o mocnym postanowieniu każe mi uciekać.
W tym momencie najchętniej pozbyłabym się kobiecości. Przestałam dbać o siebie, żeby nie kusić mojego M. Wieczorem zakładam starą piżamę i szczelnie owijam się kołdrą.
Ja (ale mój M też) potrzebuję nie tyle seksu co czułości. Potrzebuję się przytulić, pocałować, pogłaskać. Reszta jest mniej ważna, ale niestety jest za blisko. Czuję się jak dziecko chore na cukrzycę, które codziennie przechodzi obok cukierni. Gdybym pozwoliła sobie na przytulanie, to tak jakbym kazała temu dziecku wejść do środka i polizać szybę za którą są te najlepsze ciastka.
To jest dla mnie za trudne.
Ańdźka, współczuję sytuacji.
Mimo wszystko, skoro zdecydowaliście się zamieszkać razem przed ślubem, to niejako skazaliście się na coś tego typu.
Może na ten czas przed ślubem moglibyście spać w oddzielnych pokojach, czy nawet jedno z Was mogoby się przenieść do rodziców?
Wiadomo, że to Wasza decyzja, ale to, że teraz jest tak trudno to nie jest nic dziwnego, skoro więć jest tak trudno, może warto zmienić okoliczności?
Nie wszystko jest takie proste. Tak jak decyzja o wspólnym mieszkaniu nie była prosta. Podjęliśmy ją, żeby przyspieszyć plany ślubne. Po 9 latach mama mojego M chciała żebyśmy jeszcze poczekali z rok lub 2 z ustalaniem terminu bo ona nie zdążyła pieniążków odłożyć. Jak postawiliśmy ją przed faktem dokonanym sprawa ruszyła. Nawet bardzo szybko. Pozytywne było też to, że mój M znalazł przynajmniej tymczasową pracę w Warszawie. Jakby zaczął szukać po ślubie były by ciągłe narzekania. Wydaje mi się, że gdybyśmy razem nie zamieszkali, to mój M byłby tak manipulowany przed swoją mamę, że do ślubu mogło by nie dojść.
Nie użalam się na to, że to grzech i że nie wolno. Bo to wiem. Ale wiem też, że nie tak łatwo teraz powiedzieć: wyprowadź się. Ja nie mogę bo mam za daleko z domu rodziców, żeby codziennie dojeżdżać, a urlopu zostało mi 3 tygodnie do listopada. Tydzień przed ślubem, tydzień po ślubie i kilka dni na przymiarki sukni itp. Mój M też nie powinien wracać do domu, bo 1) będzie manipulowany, 2) nie będzie zarabiać, więc będzie przez rodziców dołowany "nie pracujesz = nie jesteś mężczyzną".
Zastanawiam się tylko czy to mocne postanowienie nie przyniesie więcej szkody niż pożytku. Bo się od siebie odsuwamy.
Zapomniałam dopisać, że mamy kawalerkę: pokój z aneksem kuchennym i własną łazienkę. Nie ma miejsca nawet na drugi łóżko:(
Andzko! Sama widzisz, że sytuacja powoduje cierpienie obojga. Naprawdę wierzysz że ktoś tam lubi patrzeć na to jak ludzie na Ziemi mecza się i cierpią? Może obok własnego mieszkania (co jest najważniejszym krokiem. Pamiętam jak to było ze mną, maminsynkiem, zanim opuscilem gniazdo) warto też zrobić kolejny krok w dorosłość i przegadac sprawy we dwoje. Może nawet wspomóc się kartka papieru i ustalić priorytety, narysować drzewko decyzyjne... To WY wiecie co będzie dobre dla związku a co Was oddali. I to WY musicie postanowic gdzie jest granica tej blazenady. Skoro sypialiscie że sobą już wcześniej to i tak te parę tygodni 'czystości' nic nie zmienia. Zreszta o czym ja gadam! Jesteście dorośli I to wasza sprawa. Nikt nie powinien pytać ani 'radzic'.
Jakąkolwiek decyzję podejmiecie, musicie być do niej przekonani. Dla mnie niepojete jest, żeby dwoje kochających się ludzi nie mogło sobie okazywać czułości I ciepła. To chore. Tworzyć sami sobie tragedię na miarę Romea I Julii, tyle, że.... Nikt o niej nie napisze już dramatu. A wspomnienie tego okresu będzie tragedia lub komedia... Na pewno nie powodem do dumy w przyszłości.
Znalezliscie kogoś, kogo kochacie, kto jest z wami w zdrowiu I chorobie. To nie psujcie!
To nie jest takie łatwe porzucić własne przekonania. Dla mnie to nie jest błazenada.
I nie chodzi o babcie w kościele zbulwersowane tym, że nie chodzę do komunii przed ślubem. Chodzi o to, że chcieliśmy się dobrze przygotować do ślubu. Dla nas to coś więcej niż publiczne TAK. Ślub nie powinien być tylko ładną tradycyjną ozdóbką na początek wspólnego mieszkania.
A co do rozmowy, to już tyle razy przewijał się ten temat, że chyba więcej już nie wymyślimy. Bo priorytet "wierzyć w Boga" powinien tylko wzmacniać drugi "być razem".
Ja się po prostu trochę (no może bardzo) pogubiłam. Od różnych osób słyszę różne rzeczy. Ale wychodzę na prostą. W niedzielę porozmawiam wreszcie z kimś kompetentnym. Nie z panią z poradni, koleżanką z pracy, itp., ale z osobą duchowną.
Będzie lepiej. Musi!
To nie jest takie łatwe porzucić własne przekonania. Dla mnie to nie jest błazenada.
W niedzielę porozmawiam wreszcie z kimś kompetentnym. Nie z panią z poradni, koleżanką z pracy, itp., ale z osobą duchowną. Ale chyba nie katolicka? Bo katolickich duchownych obowiazuje celibat i raczej oficjalnie nie przystepuja do sakramentu malzenstwa, nie maja partnerow ani tego typu dylematow.
Milego weekendu!
W niedzielę porozmawiam wreszcie z kimś kompetentnym. Nie z panią z poradni, koleżanką z pracy, itp., ale z osobą duchowną.
No i to jest chyba najlepsze wyjście.
Mimo wszystko musisz być świadoma tego, że ksiądz nie powie Wam: "Droga wolna", bo o ile sprawy małżeńskie bywają niejednoznaczne, to przedmałżeńskie nie (no może nie do końca, ale chodzi mi o kwestię współżycia).
Dużo sił Ci życzę i pamiętaj, że ślub już niedługo! Powrót do góry