Budowanie poczucia własnej wartości u dziecka
Katalog znalezionych frazWÄ tki
- agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
- Dziwny problem. Od dziecka problem z ukł. immunologicznym!
- Kąpiel dziecka w Tummy Tub i inne patenty ;)
- zlobek / opieka zewnatrzna nad dzieckiem ponizej 1 roku
- Zajmujesz się domem/dzieckiem? Zaró na sprzedaży z katalogu
- Dzień Dziecka 31.05.2011
- Stały rytm dnia dziecka
- jak nauczyć dziecko pić z butelki?
- GDZIE MOGE ZOSTAWIĆ DZIECKO
- Ciemieniucha u starszego dziecka
- dziecko ciągle chore...
agniusza serwis - literatura w sieci, proza, feminizm, gender, queer ...
Ostatnio zastanawiam się nad tym, jak pomóc mojemu dziecku budować wysokie poczucie własnej wartości. Może macie jakieś swoje sposoby wspierania dzieci w tym zakresie? Znacie jakieś książki na ten temat, po której warto sięgnąć?
Jakie jest Wasze zdanie i doświadczenie jeśli chodzi o nagrody oraz kary i o to, jak wpływają na rozwój poczucia własnej wartości dziecka?
Sama trochę czytałam na ten temat w sieci i przez przypadek natknęłam się na taki zabawny film pokazujący niesamowitą siłę pochwały:
http://fathers.com/viral-video-dad-celebrate-your-kids
tutajpoczkategori
to zagadnienie też mi chodzi po głowie od jakiegoś czasu...
dużo kładłam w głowę mężowi i widzę malutkie postępy
i to chwalenie, nawet za niewielkie osiągnięcia, daje właśnie efekty
wprowadziliśmy system motywacyjny w domu
mam nadzieję, że na chwilę wprowadzony taki model postępowania z nimi,
da efekty długoterminowe
no zobaczymy...
(*było tu więcej opisane i bardziej szczegółowo,
ale doszłam do wniosku, że to był chyba zbytni ekshibicjonizm z mojej str.
zatem edytowałam swój post - proszę o wyrozumiałość) dnia Czw 11:22, 07 Lis 2013, w całości zmieniany 2 razy tutajpoczkategori
A ja mam mieszane uczucia co do takiego postępowania jakie opisała silva.
Silva zdarzylam przeczytac co wczesniej napisalas i mi sie taki model podoba. Wydaje mi sie ze niestety w tym wieku nastolatki moga wejsc rodzicom na glowe i potrzebuja jakiejs stalej ktorej nalezy sie trzymac. Zreszta mam takie obserwacje w rodzinie gdzie rodzice nie wyciagaja zadnych konsekwencji z zachowania. W ogole to tez zalezy od charakteru dzieci czy tez ich wieku. Mi sie wydaje ze w przyszlosci tez wypracujemy jakis system nagrod i kar jesli bedzie taka potrzeba. Zreszta znajac mojego meza ktory byl wychowany raczej w atmosferze poblazania i lekcewazenia przewinien mysle ze bedzie to niezbedne.
A co do budowania poczucia wlasnej wartosci to przede wszystkim chwalenie nawet za drobne rzeczy i tutaj tez adekwatnie do wieku. Wiadomo ze nie bede 15 chwalila ze zrobil sobie kanapke ale 3 latka tak. No i przede wszystkim slowa ze jestem z Ciebie dumna, czy ale byles dzielny, a unikanie szufladkowania w stylu: "czy ty zawsze musisz byc taki..." itp.
Wiem ze czasami jak ktos ma wady to sie czlowiek gotuje w srodku jak dziecko po raz setny popelnia ten sam blad ale staram sie uczyc cierpilwosci w tym temacie chociaz jest to trudne. Ale mam tez wiele przykladow dookola gdzie dziecko ktoremu to czy tamto wmawiano w dziecinstwie w doroslym zyciu maja z tym problem. dnia Czw 13:49, 07 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz tutajpoczkategori
a ja nie zdążyłam przeczytać, silva, szkoda, bo byłam ciekawa
Silva ja tam uważam, że Twoja metoda jest wręcz godna super niani
Jeśli działa to nie może przecież zrobić nic poza pomocą w ogarnięciu Ci tego wszystkiego.
Ja napisze z perspektywy dziecka, które nie dostało od rodziców podstaw do czucia pewności siebie. Co mogę poradzić to naprawdę chwalenie za każde najmniejsze osiągnięcie. Co jeszcze jest ważne to nie porównywać dzieci do innych dzieci, szczególnie nie mówić że mają coś ładniejsze niż Twoje dziecko - to zabija. I jeszcze co ważne mówić dziewczynkom, że są piękne. Ja tego w życiu nie usłyszałam od rodziców..
Nie dostawałam też żadnych słów o miłości i takich tam
Nie było to tragiczne dzieciństwo jak się może wydawać ale brakowało w nim takich żywych oznak uczucia i chwalenia, które jak się potem okazało są niezbędne, żeby być w życiu pewnym siebie. tutajpoczkategori
Ja też mogę się wypowiedzieć tylko jako dziecko, które w dorosłym życiu w pewnych kwestiach odczuwa brak pewności siebie.
Mówi się, że dziewczynka jest w dużej mierze kształtowana przez postawę ojca, u mnie to chyba mocno nawaliło...
Rzadko mi rodzice mówili, że mnie kochają (choć to czułam bardzow wyraźnie!), dla taty nie byłam "księżniczką" - widzę tego konsekwencje w relacjach damsko-męskich...
dla taty nie byłam "księżniczką" - widzę tego konsekwencje w relacjach damsko-męskich...
Od księżniczki to mi było tak daleko, że nawet zapomniałam, że coś takiego istnieje
Ja też mogę się wypowiedzieć tylko jako dziecko, które w dorosłym życiu w pewnych kwestiach odczuwa brak pewności siebie.
Mówi się, że dziewczynka jest w dużej mierze kształtowana przez postawę ojca, u mnie to chyba mocno nawaliło...
Rzadko mi rodzice mówili, że mnie kochają (choć to czułam bardzow wyraźnie!), dla taty nie byłam "księżniczką" - widzę tego konsekwencje w relacjach damsko-męskich...
buba, ja mam takie same albo bardzo podobne doświadczenia
moja Starsza ma kompleksy, że tak odstaje od rówieśników
i wzrostem, i dojrzałością płciową
pyta mnie niedawno, siedząc w wannie i przyglądając się sobie:
- mamo, czemu jestem taka duża?
- nie wiem, może dlatego, byś była wysoką, piękną kobietą?
ależ ona spojrzała na mnie wtedy! normalnie zobaczyłam gwiazdy w jej oczach
Wg mnie to podstawa, by dziecko czuło się kochane nie tylko jako samo w sobie, ale też podziwiane jako osobie konkretnej płci. Ja w kółko powtarzam chłopakom ze się zachowali po męsku, a mąż z nimi różne męskie rzeczy robi.
Ono nie cierpią być tym, komu się pomaga, oni muszą pomagać.
Top bardzo ważne dla męskiej pewności siebie.
Raz mąż gdzieś wyjechał, a mnie przeszkadzało wiele pudło po agd, wyniosłabym sama, bo lekkie, ale oni dopadli je z oby stron i nieśli do śmietnika dumni jak pawie, ze wyglądają jak tata z dziadkiem przy remoncie.
Chłopięca pewność siebie bardzo rozwija się gdy mama pozwala mu być swoim tragarzem i ochroniarzem, jeśli on to o prosi. tutajpoczkategori
Kukulko prawda to co mowisz. Mojego meza np ojciec malo co nauczyl, owszem byl kochany i moze nawet troche rozpieszczany ale ojca duzo nie bylo i do niedawna m nie potrafil robic wiele z prostych meskich prac nie mowiac o trudniejszych ktore ja mialam w malym paluszku. Juz sie wyrobil za to i teraz widze ze on nie chce popelniac bledow ojca i syn towarzyszy mu w praktycznie wszystkich meskich sprawach od ogladania meczu i meskich wycieczek rowerowych po przykrecania szafek, wiercenie dziur w scianach i drobnych naprawach. Dzisiaj moj silacz tez mnie zaskoczyl jak ukladalam mleka w szafce a on ledwo niosl ale mi przynosil i nie dal mi sobie pomoc a jak go zaczelam chwalic jaki silny to juz w ogole nie bylo mowy zebym cos za niego zrobila
U mnie w domu na szczescie zawsze bylysmy chwalone, przytulane a slowo Kocham Cie czesto padalo i pada nadal w dwie strony. Dla taty bylysmy ukochanymi coreczkami wypieszczonymi jak sie da i do dzisiaj bez wahania moge wskoczyc tacie na kolana i sie przytulic
Oczywiscie mialysmy tez swoje nakazy i zakazy ale bylysmy tak nauczone ze pomimo buntow i zlosci nie lamalysmy ich zwykle chocby z szacunku do rodzicow nawet jesli nam wydawaly sie wtedy glupie.
Ja bardzo lubie taki model wychowania jaki przekazali mi rodzice, oczywscie na pewno troche udoskonale go na swoj sposob ale tez nie lubie tego jak bylo u meza w domu i chociaz on wie ze mam racje czasami trudno mu zaakceptowac niektore rzeczy czy standardowe prawidlowe zachowania bo sa mu niestety obce
Ciekawi mnie jeszcze kwestia nagród i kar. U mnie w domu były kary, nagrody rzadko. Mój mąż i jego rodzeństwo wychowali się z kolei bez kar, za to byli dość często nagradzani. Może to właśnie dlatego mój mąż ma pewną niesamowitą cechę- bardzo duży dystans i zdrowe podejście do tego, co myślą i mówią o nim inni ludzie. Chciałabym, żeby mój syn też taki był. Myślę, że przykład rodziców, którzy wierzą w siebie jest bardzo skutecznym środkiem.
Ja się staram np.przemycać dziecku wiele takich pozytywnych treści o nim samym w bajkach, które codziennie mu opowiadam. Młody lubi być bohaterem takich opowiadań więc często zamienia się w dzielnego podróżnika, obrońcę przyrody albo księżniczek i mądrego króla
No i mówimy u nas w domu o tym, że się kochamy, że mamy różne zalety, chwalimy siebie nawzajem (np.ja często męża przy synku za różne rzeczy). tutajpoczkategori
No dobra to ja trochę o dziewczynkach teraz Moja mama jest trochę jak tata Twojego męża Ika. Mam młodszą siostrę i jedyna rzecz do jakiej nas mama cały czas goniła to było głównie sprzątanie. Do kuchni nas praktycznie nie dopuszczała, tak samo w życiu nie włączyłyśmy pralki ani nie zaplanowałyśmy zakupów na obiad. Tak samo mama nigdy nie pokazywała mi jak o siebie dbać jako o kobietę i jak się np malować. I powiem Wam że jak mnie mój ówczesny narzeczony poprosił o rękę to byłam w panice ogromnej właśnie ze względu na to że nie miałam pojęcia jak się zajmować domem!! Nasze początki były tragiczne pod tym względem bo moja pewność siebie nie istniała a mój mąż wiele rzeczy umiał zrobić, o których ja nie miałam pojęcia.
Nigdy w życiu czegoś takiego mojej córce nie zrobię, żeby się czuła tak tragicznie niepewnie jako pani domu!!!
A ja jestem zwolenniczka uczenia takich rzeczy przez obserwacje po prostu. Mnie mama nigdy tego nie uczyła na zasadzie chodź patrz to i row.. Lazilam po kuchni, patrzyłam po garach i samo się uczylo, nie miałam z tym problemu. Taka nauka przy okazji jest najbardziej skuteczna.
Tylko co innego jak dziecko sie ciekawi takimi rzeczami a co innego jak ma gdzies. Albo jak nawet dziecko podejdzie podpatrzec a uslyszy: "Idz stad nie przeszkadzaj".
Hermiona u tesciow to dziewczyny tez nie lepiej, tesciowa wszystko za dzieci robila a one tylko robily co chcialy. Szwagierki sie wyrobily z gotowaniem i beda z nich dobre panie domu ale malo w tym zaslugi mamy. To ma sens pogladanie starszych jak sie z tym nie kryja a jak widza zainteresowanie to nawet zacheca. Mnie np do kuchni cianelo od malego chociaz mnie mama jakos specjalnie nie uczyla po prostu pyta czy ugotuje jutro zupe a ja pytam co i jak po.kolei i mi powiedziala to sama kombinowalam dalej. Ale mialam checi. Siostry mama nie pytala czy zrobi zupe bo jak spalila x razy albo byla niejadalna to zrezygnowali. Zreszta o a tego nie lubi robic i nie robila. Maz za to zaluje ze go tato nie uczyl, ze jak cos robil to go wyganial albo on sam sie wtedy nie interesowal. Ale jakby go zawolal choc mi cos tam pomoz czy potrzymaj to tutaj to by na pewno to zrobil i tak by sie uczyl bo by widzial co i jak, nawet jakby tylko stal i trzymal.
silva, przeczytałam też komentarz który napisałaś pod moim (ten po edycji też), ale jeśli wykasowałaś i zmieniłaś pierwszy post, to nie będę już o tym pisać.
Co do kar i nagród to ja nie jestem ani za jednym ani za drugim
micelka, wydaje mi się, że chyba należy bardziej dostrzegać pozytywne rzeczy, nawet jak to są jakieś drobiazgi, i nawet jeśli się coś tylko częściowo udało. A nie podkreślanie tego co dziecko zrobiło źle, albo co sie nie udało. Dziecko powinno wiedzieć że rodzice dostrzegają nie tylko wyniki, ale też jego pracę i starania, trud włożony w coś co robi, albo czego się uczy. Mój mąż ma takie zdanie o swoich rodzicach, że oni go tylko krytykowali i to naprawdę bardzo zaniża jego samoocenę.
Ika, mój mąż ma tak samo jak Twój. Też go nic tata nie nauczył. Raz jak sam poprosił, to pokazał jak zmienić koło w samochodze. I on przez to teraz strasznie źle się czuje Często ja szybciej bym zrobiła, ale nie robię, nawet już nie oferuję pomocy, bo wiem że strasznie negatywny ma to na niego wpływ.
hermiona, moja teściowa bardzo podobnie postępuje, i wiem że siostra mojego męża ma do niej duży żal o to. Szczerze mówiąc dla mnie to aż dziwne, że kobieta może nie wiedzieć jak być "panią domu", bo u nas to było naturalne, że rodzice nas uczą, my pomagamy, im byliśmy starsi, tym więcej sami robiliśmy, np. na zakupy, odkąd brat miał prawko, rodzice już w ogóle nie jeździli Albo na święta ciasta to były moje i mojej siostry, mama gotowała inne rzeczy.
Ja bym chciała uczyć dzieci gotować, chłopców też, bo uważam że to jest po prostu bardzo przydatna umiejętność, niezależnie od tego kto potem w domu bęzie gotował Powrót do góry
Elwiraaa, dziękuję - zwyczajnie nie chciałam ze swojej osobistej sytuacji zrobić tematu dyskusji
jeszcze raz gratki
Szczerze mówiąc dla mnie to aż dziwne, że kobieta może nie wiedzieć jak być "panią domu", bo u nas to było naturalne, że rodzice nas uczą, my pomagamy, im byliśmy starsi, tym więcej sami robiliśmy, np. na zakupy, odkąd brat miał prawko, rodzice już w ogóle nie jeździli Albo na święta ciasta to były moje i mojej siostry, mama gotowała inne rzeczy.
Ja bym chciała uczyć dzieci gotować, chłopców też, bo uważam że to jest po prostu bardzo przydatna umiejętność, niezależnie od tego kto potem w domu bęzie gotował
Nie pamiętam, by mama mnie specjalnie uczyła pieczenia, gotowania. Lubiłam z nią rozmawiać więc po prostu byłam w kuchni i tylko obserwowałam.
Mając lat 19 potrafiłam zrobić pizzę z własnym ciastem i byłam z tego dumna . Nic więcej ! Gdy sytuacja "zmusiła mnie" do gotowania z przyjemnością dzwoniłam do mamy jak to czy tamto zrobić i już. Lubię gotować i nie czuję, że jest to mój obowiązek.
Mój M potrafi dużo rzeczy w domu zrobić mimo iż tato mu tego nie pokazał.
Niekoniecznie jest tak , że jak rodzice czegoś nie nauczą to od razu i na pewno będzie dzieciom z tym trudno. Powrót do góry
Niekoniecznie jest tak , że jak rodzice czegoś nie nauczą to od razu i na pewno będzie dzieciom z tym trudno.
Zgadzam się. Można nie mieć np. predyspozycji do "paniowania". Nie ukrywam, że z gotowania czy pieczenia jestem noga (ale wiem, gdzie mogę dobre kupić), za to mój mąż jest w tym świetny (a nikt go nie uczył)
to mnie też nie uczono gotowania, u mnie zresztą tata znacznie częściej gotował, podobnie z zakupami i wieloma innymi rzeczami, miałyśmy za to za zadanie z siostra myć naczynia i sprzątać,
ale na studia wyjechałam i tak sie wszystkiego nauczyłam powoli, faktycznie gdybym mieszkała do ślubu z rodzicami to miałabym z tym wszystkim problem, a tak miała sporo czasu i ciesze się , że właśnie tak to wszystko wyszło
a myć i sprzątać strasznie nie lubię, chyba właśnie bo musiałam w domu
a co do rodziców jeszcze to czułam się zawsze bardzo kochana, choć raczej w prost sie nie mówiło, kocham cię
mama zawsze mi tłumaczyła, żeby być sobą i nie porównywać się z innymi i wdzięczna jestem jej, że mi to wbiła do głowy, czego bardzo mojemu mężowi brakuje niestety
ale tata właśnie nigdy mi nie powiedział, że jestem ładna i miałam na tym punkcie straszne kompleksy, straszne, dopiero jak męża poznałam to mnie wyleczył,
a tata chyba uważał, że nie powinien mi tak mówić, bo źle na tym wyjdę
Wychowałam się bez jakiegoś specjalnego systemu kar i nagród za to w prawie bezwzględnej akceptacji dla wszystkiego co robiłam i w sporej dozie zaufania do moich wyborów co do hobby, koleżanek, kierunku kształcenia, chłopaków itp. Chciałam grać w tenisa - grałam (zostało mi do dziś), chciałam nauczyć się jeździć na nartach - rodzice posłali mnie na obóz bo sami nie potrafili jeździć (zostało mi do dziś), chciałam bawić sie w harcerstwo - dostałam mundurek i inne harcerskie akcesoria a harcerką byłam może pół roku bo mi się znudziło . Przykłady mogłabym mnożyć. Nikt mi nie mówił, że ta czy tamta koleżanka jest dla mnie nieodpowiednia a przez pewien czas bawiłam się nawet z dziewczynką, której ojciec okradł mieszkanie moich rodziców . Tak samo było z chłopakami - chyba niezłym szokiem dla moich rodziców było przyprowadzenie do domu w pierwszej klasie LO gościa z klasy maturalnej, który na dodatek kiedyś tam repetował więc w sumie było ode mnie sporo starszy. Zacisnęli zęby i przeżyli .
Do tego dość wcześnie zaczęłam chociaż częściowo sama spędzać ferie, wakacje. Na pierwsze zimowski pojechałam chyba w drugiej klasie.
Mam tylko wrażenie, że rodzice nieco przesadnie bali się o moje bezpieczeństwo. Nie było np. mowy o wracaniu późnym wieczorem komunikacją publiczną - jak trzeba było to tata potrafił po mnie na imprezę w środku nocy przyjechać. Potem się wycfanili i dostawałam kasę na taksę a na studiach kupili mi małe autko bo jak kończyłam zajęcia o 20 to mój ojciec prawie zawału dostawał jak wracałam pociągiem ok 21.
Chyba dzięki temu wyrosłam na osobę dość rozsądną z całkiem dużym poczyciem własnej wartości i podobnie jak mąż micelki mam baaaaardzo duży dystans do tego co o mnie ludzie mówią i myślą. Mam też poczucie, że nic nie muszę, że praktycznie robię tylko to co chcę.
Gdy sytuacja "zmusiła mnie" do gotowania z przyjemnością dzwoniłam do mamy jak to czy tamto zrobić i już. Lubię gotować i nie czuję, że jest to mój obowiązek.
Mój M potrafi dużo rzeczy w domu zrobić mimo iż tato mu tego nie pokazał.
Niekoniecznie jest tak , że jak rodzice czegoś nie nauczą to od razu i na pewno będzie dzieciom z tym trudno.
Mnie też specjalnie mama nie uczyła gotowania, i też jak sie wyprowadziłam to do niej dzwoniłam i pytałam jak się co robi, nadal czasem pytam Ale tak jak bebe zauważyła, gdybym do ślubu mieszkała w rodzicami, to jednak początki w małżeństwie miałabym trudniejsze, szczególnie że mąż nie potrafi ugotować nic oprócz makaronu i polać go kupnym sosem...
Ciast moja mama nigdy nie umiała za bardzo piec, więc z siostrą szukałyśmy przepisów i same robiłyśmy. Chodzi mi o to, że jak dziecko chce, to powinno się pozwolić na pracę w kuchni, a są takie mamy (np. moja teściowa) która pozwala na takie coś raz na rok, a jak coś się nie tak zrobi (nawet jeśli po prostu zupa wykipi, bo miałam taką sytuację na wakacjach jak coś tam Ali gotowałam) to ona od razu przybiega, krzyczy, narzeka, poucza, sama chce sprzątnąć itp.
Ja byłam wychowana bardzo podobnie do Aglaji (tak to trzeba odmienić?).
Chyba dzięki temu wyrosłam na osobę dość rozsądną z całkiem dużym poczyciem własnej wartości i podobnie jak mąż micelki mam baaaaardzo duży dystans do tego co o mnie ludzie mówią i myślą. Mam też poczucie, że nic nie muszę, że praktycznie robię tylko to co chcę.
mam podobnei, a wychowywana bylam CALKIEM inaczej ;)
też rodzice zawsze starali się wspierać moje zainteresowania, te inne od ich także to myślę, że też bardzo wpływa, na poczucie wartości
praktycznie też nie byłyśmy z siostrą kontrolowane jako już nastolatki, co robimy poza domem z kim się spotykamy, rodzice bardzo nam ufali i uważali za odpowiedzialne, ale chyba tu mieli "szczęście" co do nas i to była przesada już, choć z drugiej strony może byśmy się inaczej buntowały... brat już nie miał takiej aż swobody chyba podburzałam mamę ciągle w tej kwestii jak podrósł
Chyba dzięki temu wyrosłam na osobę dość rozsądną z całkiem dużym poczyciem własnej wartości i podobnie jak mąż micelki mam baaaaardzo duży dystans do tego co o mnie ludzie mówią i myślą. Mam też poczucie, że nic nie muszę, że praktycznie robię tylko to co chcę.
mam podobnei, a wychowywana bylam CALKIEM inaczej
Ale masz wrażenie, że taka postawa wynika ze sposobu w jaki cię wychowano czy z innych życiowych doświadczeń? Bo ja mam wrażenie, że tego można się nauczyć. Jak się wyniosło to z domu to fajnie ale jak nie to wcale nie znaczy, że nie można tego "nabyć" przez inne doświadczenia.
Jeszcze jedna rzecz przyszła mi do głowy. Rodzice muszą wierzyć w sukces dziecka jeśli ono się czegoś podejmuje i to niezależnie czego - czy kilkulatek chce zanieść filiżankę z herbatą do innego pokoju czy nastolatek przygotowuje się do olimpiady. Rodzic musi wierzyć, że maluch tę herbatę doniesie a nastolatek odniesie sukces. Często obserwuję u rodziców taką postawę - nie rusz, nie dotykaj bo stłuczesz bo sobie guza nabijesz, po co ci to, na pewno ci się nie uda itp. Mój ulubiony przykład - byli u nas znajomi z kilkuletnią córką (chyba 4-5 lat) mąż robił kawę w kuchni, mała przyszła do niego popatrzeć, zapytał jej sie czy mu pomoże i poprosił żeby zanosila filiżanki z gotową kawą/herbatą na taras gdzie siedziałam z jej rodzicami. Jak zobaczyłam przerażenie w oczach jej rodziców to nie wiedziałam, o co chodzi a okazało się, że w domu w życiu nie powierzyli jej takiego zadania bo bali się, że coś potłucze rozleje itp. A mój małż bez zastanowienia dał jej jedne z najcenniejszych filiżanek w naszym domu . Zaniosła wszystkie, żadnej nie stłukła, nic nie rozlała. Wydawało mi się, że urosła od razu jakieś 5 cm . Niby mała rzecz a jak cieszy .
Chyba dzięki temu wyrosłam na osobę dość rozsądną z całkiem dużym poczyciem własnej wartości i podobnie jak mąż micelki mam baaaaardzo duży dystans do tego co o mnie ludzie mówią i myślą. Mam też poczucie, że nic nie muszę, że praktycznie robię tylko to co chcę.
mam podobnei, a wychowywana bylam CALKIEM inaczej ;)
Ale masz wrażenie, że taka postawa wynika ze sposobu w jaki cię wychowano czy z innych życiowych doświadczeń? .
z jednego i z drugiego ;)
ja np interioryzowalam jakby pewne poglady rodzicow, np nigdy sie nie spotykalam czy nei kolegowalam z nieodpowiednimi osobami, nie pilam, nie palilam, nie buntowalam sie, ale system kar mialam (nagrod nie, co to jest nagroda dowiedzialam sie dopiero w szkole
natomiast poglady religijne mam zupelnie inne niz to, w czym mnie wychowano, inne mam tez podejscie do kwestii typu konformizm czy pieniadze
co do filizanek - dzieic sa rozne
np wiem,z ejeden moj syn na bank by stlukl, a drugi nie
daje wiec im cos, o cyzm wiem,z e nei zniszcza, nie zepsuja
no ale moj starszy to skrajny szałaput ;) taki temperament, nei przeskoczysz i wychowanie nie ma tu nic do rzeczy
a z pewnoscia siebie to sie chyba urodzil :) Powrót do góry
Zgadzam się z Aglaią. Moi rodzice we mnie nie wierzyli, nawet jak już szłam na studia, to uważali, że sobie nie poradzę itp. Gdy osiągałam sukcesy, to wydawało mi się, że są raczej zaskoczeni niż dumni. Nie wiem, czy jest to wynikiem takiego wychowania, ale często czuję, że sobie z czymś nie poradzę, że inni są ode mnie lepsi i choć potem okazuje się, że wcale tak nie jest, to trudno się od takiego myślenia uwolnić.
Przypomniało mi się jeszcze, że mój mąż kiedy mówił, że jako nastolatek podszedł do swojego taty i zapytał, czy jest z niego dumny. Tata był bardzo zdziwiony i powiedział, że tak i że myślał, że M. to wie i nie musi mu tego mówić. Dla mojego męża to było wtedy jednak bardzo ważne, żeby usłyszeć takie potwierdzenie.
co do filizanek - dzieic sa rozne
np wiem,z ejeden moj syn na bank by stlukl, a drugi nie
daje wiec im cos, o cyzm wiem,z e nei zniszcza, nie zepsuja
no ale moj starszy to skrajny szałaput taki temperament, nei przeskoczysz i wychowanie nie ma tu nic do rzeczy
a z pewnoscia siebie to sie chyba urodzil
Filiżanka to tylko przykład. Wiesz - oni też uważali, że mała to nieuważny szałaput i na pewno potłucze. Mój mąż nie miał takiego uprzedzenia chociaż wie, że to mega żywiołowe dziecko bo tak jak ona go potrafi wymęczyć w zabawie nie potrafi żadne inne dziecko. On po prostu zrobił to pewnie zrobi też z naszym dzieckiem - da mu spróbować - jak potłucze to trudno (no może zaczniemy od mniej cennych filiżanek - dziecko trzeba też nauczyć akceptować porażki i nauczenie dziecka zdrowego podejścia do niepowodzeń też jest elementem budowania poczucia własnej wartości. Moją pierwszą porażkę - 4 z kartówki z angielskiego w 4 klasie pamiętam do dziś. Miałam jakiegoś mega stracha żeby powiedziec o tym tacie - chyba nawet się poryczałam jak mu o tym mówiłam. Ojciec zrobił powiedział, że to przecież super ocena i o co chodzi przecież nie muszę zawsze być najlepsza. Od tego momentu pojęcie porażki stało mi się właściwie obce . Powrót do góry
dzieci sa różne.
Jeden się nadaje do składu porcelany, a drugi do armaty, po prostu.
Nie wszystko można powierzyć każdemu, tylko to mi chodziło.
To są rzeczy, których omówić się przez internet nie da do końca.
Trzeba dzieciom ufac, stawiać wyzwania, ale dobierać je odpowiednio do dziecka, w zależności nie tylko od wieku, ale i temperamentu.
http://zwierciadlo.pl/2013/dziecko-2/wychowanie-dziecko/jak-skutecznie-nagradzac-dziecko Powrót do góry
Trzeba dzieciom ufac, stawiać wyzwania, ale dobierać je odpowiednio do dziecka, w zależności nie tylko od wieku, ale i temperamentu.
Tu się zgadzam.
Tylko mam wrażenie, że często jesteśmy niewolnikami własnych wyobrażeń/lęków dotyczących naszych dzieci bo przebywamy z nimi prawie non-stop i wydaje nam się, że świetnie je znamy a najlapiej to znamy ich ograniczenia . Tymczasem czasem osoba z zewnątrz, wolna o tych uprzedzeń potrafi nam pokazać, że nasze dziecko jednak coś więcej potrafi. Sama się na tym niedawno złapałam. Była u mnie koleżanka z synkiem dwa miesiące starszym od małego, dała swojemu dziecku chrupki kukurydziane. Popatrzyłam z zachwytem - jak on ładnie gryzie, mój to by się chyba udławił. Zapytałam ile mały ma zębów - okazało się, że dwa (tyle co mój), koleżanka mi mówi - daj mu chrupka nic mu nie będzie. Z pewną obawą ale dałam - synek pięknie pogryzł, pociamkał i połknął ani razu się nie zaksztusił. Jak skończył był bardzo zadowolony a może nawet dumny. Gdyby nie koleżanka nie zrobił by tego pewnie przez kolejnych kilka tygodni, miesięcy. Byłam niestety niewolnikiem tego, że jak sie ksztusi gotowaną marchewką (bo jej nie lubi ) to z chrupkiem też nie da rady.
Ja wychodzę z założenia, że tylko zadania stawiane nieco na wyrost i pozornie niemożliwe do wykonania rozwijają i dają satysfakcję. W życiu wielokrotnie mi się to sprawdziło i swoich dzieci też tego nauczę.
Trzeba dzieciom ufac, stawiać wyzwania, ale dobierać je odpowiednio do dziecka, w zależności nie tylko od wieku, ale i temperamentu.
Tu się zgadzam.
Tylko mam wrażenie, że często jesteśmy niewolnikami własnych wyobrażeń/lęków dotyczących naszych dzieci bo przebywamy z nimi prawie non-stop i wydaje nam się, że świetnie je znamy a najlapiej to znamy ich ograniczenia ;-). Tymczasem czasem osoba z zewnątrz, wolna o tych uprzedzeń potrafi nam pokazać, że nasze dziecko jednak coś więcej potrafi. Sama się na tym niedawno złapałam. Była u mnie koleżanka z synkiem dwa miesiące starszym od małego, dała swojemu dziecku chrupki kukurydziane. Popatrzyłam z zachwytem - jak on ładnie gryzie, mój to by się chyba udławił. Zapytałam ile mały ma zębów - okazało się, że dwa (tyle co mój), koleżanka mi mówi - daj mu chrupka nic mu nie będzie. Z pewną obawą ale dałam - synek pięknie pogryzł, pociamkał i połknął ani razu się nie zaksztusił. Jak skończył był bardzo zadowolony a może nawet dumny. Gdyby nie koleżanka nie zrobił by tego pewnie przez kolejnych kilka tygodni, miesięcy. Byłam niestety niewolnikiem tego, że jak sie ksztusi gotowaną marchewką (bo jej nie lubi ;-) ) to z chrupkiem też nie da rady.
Ja wychodzę z założenia, że tylko zadania stawiane nieco na wyrost i pozornie niemożliwe do wykonania rozwijają i dają satysfakcję. W życiu wielokrotnie mi się to sprawdziło i swoich dzieci też tego nauczę.
No widzisz, to ja jednak mam inny charakter niz Ty, bo moje dzieic czesto robia cos na wylot i nigdy mi nie wpadlo do glowy, ze sie np zakrztusi, wiec nie dam ;)
Jak dla mnie to nie kwestia charakteru tylko właśnie jakiś uprzedzeń co do możliwości dziecka. Gdyby nie to że marchewką się zakrztusił to pewnie nie miałabym takich obaw.
Za to ja filiżankę na pewno mu dam nawet jak uznam, że moje dziecko to raczej słoń w składzie porcelany (a wtedy to nawet będę miała większą motywację żeby się przekonał - i on i ja - że się jednak da). Rozbita filiżanka to dla mnie mniejszy stres (a właściwie żaden) niż zaksztuszenie .
Mnie wychowano tak, ze byłam najlepsza we wszystkim, a cierpialy na tym relacje społeczne przez wiele lat.
Dlatego uważam, ze moje dzieci nie muszą umieć wszystkiego i do wszystkiego się nadawać.
Ja np nie nadaje się do prowadzenia samochodu. I dobrze mi z tym
Co do kar i nagród to ja nie jestem ani za jednym ani za drugim
To za czym?
Np. kary do mnie nie przemawiają kompletnie. To znaczy takie, że np. jak sie każe dziecku iść do kąta, albo robić przysiady. Albo inne takie. Konsekwencje może, nie wiem jeszcze, na razie myślę, bo jeszcze mnie ten temat nie dotyczy.
A z nagrodami trzeba uważać, żeby dziecko nie robiło czegoś tylko dla nagrody. Np. dawanie naklejek za siku na nocnik, albo obiecanie że za posprzątanie pokoju/za piątkę w szkole/że będzie "grzeczne" gdzieśtam dostanie nagrodę czy pieniądze.
Jestem za okazywaniem zainteresowania tym co robi, wspieraniem, dostrzeganiem pracy i wysiłku, ale nie dawaniem nagród, szczególnie obiecywaniem że jak coś zrobi to dostanie nagrodę, na zasadzie przekupywania, bo moim zdaniem to nie jest motywacja dla dziecka, i bardziej uczy je, że za to że coś zrobi, należy mu się nagroda, nie będzie bezinteresownie np. sprzątać, czy się uczyć dla siebie, tylko dla nagoryd.
Może jakieś wspólne świętowanie, na koniec roku, albo po egzaminie jakimś trudnym niezależnie od wyniku, jeśli wiem że dziecko sie starało, to wtedy razem gdzieś wyjść, ale tak bardziej jako niespodzianka. Tak jak sie świętuje np. urodziny. Oczywiście i bez okazji można wyjść, ale nie łączyłabym takich przyjemności z nagrodą za dobre zachowanie.
Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi, bo trudno tak w kilku zdaniach wytłumaczyć.
Ja popelnilam blad wychowawczy.. nie jeden zapewne.. ale moj syn wielokrotnie mowi ze on jest glupi. I uzywa gorszych okreslen..... jakich w stosunku do niego nigdy nie uzylismy...
Czesto zwracam mu uwage na zle zachowanie.. w stos do brata. Do nas. Do nauczycieli. Babci...no bywa okropny...
Gryze sie w jexyk zeby nie krykowac jego jako osoby tylko jego okreslone zle zzchowanie...ale nie zawsze 'mysle' w takim oburzeniu gdy np bardzo krzydzi mlodszego brata czy robi ewidentnie mi na zlosc..
Zlapalam sie na tym ze w pewnym momencie bylo wiecej krytyki nix pochwal...to pewnie tez nie obeszlo sie bez jakiegos skutku...
Do tego.... on l tak nie slyszy tego niansu... jak krytykuje zjawisko czy zachowanie to on to odbiers bardzo osobizcie ze krytykuje jego.
Sama jestem skrzywiona pod tym wzgledem.nigdy nie uslyszalam nic pozytywnego na temat mojdj osoby od mojego ojca.. bylo wrecz przeciwnie....
Przez co przez wiele lat mialam strasznie niskie poczucie wartosci....
Czytam 'dzikie stwory.tam pisza zeby chlopcow chwalic chwalic I jeszcze raz chwalic...
Tak, zrozumiałam, dzięki.
Za karę robić przysiady albo jak za dawnych czasów musieć się uczyć albo przeczytać coś. Brrr.....
To w takim sensie ja też jestem przeciw.
Nagroda za siku No nie wiem - może za pierwsze
Trochę żartuję, ale pochwała to też jest nagroda Bardzo ważna nagroda
Uwaga rodzica, wspólny czas, wyjście (także nie związane z wydawaniem pieniędzy) to są formy nagradzania
A nagroda działa lepiej niż kara.
No i naturalne konsekwencje w przypadku złego zachowania.
Sama jestem skrzywiona pod tym wzgledem.nigdy nie uslyszalam nic pozytywnego na temat mojdj osoby od mojego ojca.. bylo wrecz przeciwnie....
Przez co przez wiele lat mialam strasznie niskie poczucie wartosci....
Czytam 'dzikie stwory.tam pisza zeby chlopcow chwalic chwalic I jeszcze raz chwalic...
Wydaje mi się, że ważne by dziecko miało dziedzinę w której jest dobre i to wystarczy! Nie potrzeba szczególnie chwalącego i empatycznego ojca (bo mało takich jest ! -znam jednego z wykształcenia aktor Ojciec przez duże O ).
A z chłopcami ... hmm Nasz Młody ogromnie pragnie swobody (samodzielnych wyjść na plac zabaw, do szkoły itp), ale... niestety nie uważa przechodząc przez ulicę. Zawsze czuje się panem sytuacji i na pierwszym planie jest jego energia , bo mu się po prostu śpieszy i nudzi ! Więc mamy konflikty bo w takiej sytuacji na spacery samodzielne nie mogę pozwolić
Np. kary do mnie nie przemawiają kompletnie. To znaczy takie, że np. jak sie każe dziecku iść do kąta, albo robić przysiady. Albo inne takie. Konsekwencje może, nie wiem jeszcze, na razie myślę, bo jeszcze mnie ten temat nie dotyczy.
A z nagrodami trzeba uważać, żeby dziecko nie robiło czegoś tylko dla nagrody. Np. dawanie naklejek za siku na nocnik, albo obiecanie że za posprzątanie pokoju/za piątkę w szkole/że będzie "grzeczne" gdzieśtam dostanie nagrodę czy pieniądze.
Jestem za okazywaniem zainteresowania tym co robi, wspieraniem, dostrzeganiem pracy i wysiłku, ale nie dawaniem nagród, szczególnie obiecywaniem że jak coś zrobi to dostanie nagrodę, na zasadzie przekupywania, bo moim zdaniem to nie jest motywacja dla dziecka, i bardziej uczy je, że za to że coś zrobi, należy mu się nagroda, nie będzie bezinteresownie np. sprzątać, czy się uczyć dla siebie, tylko dla nagoryd.
Może jakieś wspólne świętowanie, na koniec roku, albo po egzaminie jakimś trudnym niezależnie od wyniku, jeśli wiem że dziecko sie starało, to wtedy razem gdzieś wyjść, ale tak bardziej jako niespodzianka. Tak jak sie świętuje np. urodziny. Oczywiście i bez okazji można wyjść, ale nie łączyłabym takich przyjemności z nagrodą za dobre zachowanie.
Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi, bo trudno tak w kilku zdaniach
wytłumaczyć.
A z chłopcami ... hmm Nasz Młody ogromnie pragnie swobody (samodzielnych wyjść na plac zabaw, do szkoły itp), ale... niestety nie uważa przechodząc przez ulicę. Zawsze czuje się panem sytuacji i na pierwszym planie jest jego energia , bo mu się po prostu śpieszy i nudzi ! Więc mamy konflikty bo w takiej sytuacji na spacery samodzielne nie mogę pozwolić .
A nie da się znaleźć mu bardziej bezpiecznej drogi np. takiej gdzie przejście przez ulicę jest tylko ze światłami albo jest taki pan przeprowadzacz? Też bardzo chciałam sama chodzić do szkoły i w końcu rodzice mi pozwolili ale musiałam chodzić drogą trochę dłuższą ale taką gdzie właśnie były światła.
ja miałam problem z dzieciakami, które roznosiła energia. Kazałam im robić przysiady i pompki, z czego byli zadowoleni, poszli spać jak trzeba. Ale dostałam ochrzan. że nie można takich kar, w ogóle dzieciom nie wolno ćwiczyć po 21. Więc nic tego, chociaż chłopakom to pasowało.
Odnośnie tematu, chciałam zapytać czy znacie, macie 13 latków? resztę napisze jak ktoś odpowie
znam! jedną taką, zaraz skończy 14 lat moja kochana siostrzenica
Moja siostrzenica 12 lat
Mam szwagra 13
U nas też jest 13-letnia dziewczynka w bliskiej rodzinie
nooo Sylwuska pisz, bom ciekawa
https://docs.google.com/forms/d/1Lj-dk_j70cRlYj9YvQyixhALNb0RtxsyGCr83Ogp660/viewform
chciałabym aby te osoby wypełniły mi ankietę, którą właśnie przesłałam
baaaardzo bym prosiła o szczere odpowiedzi, potrzebuję jeszcze trochę ankiet
Bo przeanalizowaniu najbardziej potrzebuję 11 i 13latków (12 latków mam już aż za dużo )
byłabym wdzięczna mocno, mocno
a i te osoby co mają po te 13, 11 lat mogłyby zaangażować też swoich kolegów i koleżanek prosiłabym dać znać, czy te osoby sie zgodziły, czy wypełnią. żebym wiedziała, że to nie jakiś bubel..
[/quote Powrót do góry
nikt nie wspomoże????
A to na juz potrzebujesz ? Przeciez nie bede wypelniac za niego Na swietach mu pokaze i dam do wypelnienia
Nie. Na tak od razu to nie potrzebuje jeszcze trochę czasu mam.
chciałam tylko otrzymać odzew
Ja też jej dam w święta